Do tego wszystkiego, co chwila na FB docierała do mnie informacja, że odchodziły psy znajomych. Odeszło ich tyle i to w takim wieku, że aż człowieka zatykało. Cały rok coś się działo, nie było spokoju. Co rusz złe informacje. Praktycznie z Poczwarami zwolniłam, nie siedziałam ciągle na dworze, niczego nie ćwiczyłam, nic nie robiłam. Były tygodnie, gdzie codziennie robiliśmy kilka kilometrów a także takie tygodnie, gdzie poza podwórko nie wychodziliśmy. Chwilami jedyne nasze zajęcie to było wypuszczenie psów z kojca i wpuszczenie ich do domu. I tak właśnie jawił mi się ten rok. Ogólna beznadzieja.
I tak już w październiku/listopadzie głośno mówiłam, że niech ten rok się kończy. I wtedy moja mama powiedziała, że mam nie przesadzać, że przecież nie wszystko było do dupy. Po dłuższym pomyślunku, jednak były miłe rzeczy, małe iskierki, które napędzały tą beznadzieję.
W marcu znalazłam pracę. W swoim wyuczonym zawodzie. Wreszcie.
W kwietniu pojechałam na seminarium z p. Agnieszką Boczulą, co bardzo miło wspominam. Chętnie wybrałabym się jeszcze raz, bo to był bardzo dobrze spędzony czas.
W maju na chwilę wyskoczyłam poobserwować Latające Psy. I to co się widzi na filmikach to całkiem inna bajka, niż jak na żywo widzi się tyle ludzi, psów, dysków. Cała impreza napędzana pasją do psów. Coś wspaniałego. Byłam tez na psim spacerze z Gazikiem.
W czerwcu byłam na wykładzie u p. Zofii Mrzewińskiej. Również jestem bardzo zadowolona z tak dobrze spędzonego czasu. No i w sumie to była moja pierwsza podróż samochodem w nieznane.
Lipiec i sierpień to był czas, w którym malutkimi kroczkami robiłam coś, aby spełnić swoje marzenie. I muszę powiedzieć, ze zacnie nam wyszło, kiedyś tym się pochwalimy.
W wrześniu byłam u znajomej w hodowli, co było dla mnie mega przeżyciem, dawką nauki i emocji. To było piękne wydarzenie, które na długo zapamiętam.
W październiku byłam na wystawie psów rasowych w Poznaniu. Typowo jako widz i zakupoholik.
W listopadzie pojechałam po Nitka.
Grudzień to czas ogarniania papika i zapoznania go z Poczwarami. Wooolno, ale zawsze do przodu :)
Oprócz tego nawiązaliśmy współpracę, o której niebawem napiszę. Plus mam zaległą recenzję poroża, którą piszę, piszę i ciągle mi czegoś brakuje.
Patrząc na to podsumowanie to ten rok faktycznie nie był tak tragiczny, jak na początku zakładałam. Na pewno obfitował w psie sprawy.
Tym samym mam bardzo ambitne plany na rok 2018, aby jeszcze więcej z niego wycisnąć. Czy się uda? zobaczymy, na pewno z spokojem, bez dążenia za wszelką cenę. Trzeba zacząć spełniać marzenia!
Wszystkim życzę, aby ten Nowy Rok 2018 był jeszcze lepszy. Aby obfitował w szczęściu, miłości i powodzeniu.
Tak pędzimy w Nowy Rok |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz