piątek, 27 stycznia 2017

Bez Ciapka...

jest tak dziwnie. Niby w ostatnich dniach było z nim źle i nie był taki jak zawsze to jednak on był. Teraz jest cicho i pusto.

Nie słychać jego oddechów, nie ma stukotu jego łapek. Cisza. Głucha cisza.
Nadal jak wstaję od komputera to patrzę pod nogi, żeby go ominąć.
Czekam, aż pobiegnie do stołu na komendę "obiad".
Jak coś spadnie ze stołu to czekam, aż to zje. Nie ma go? zaglądam pod ławkę i tam jest pusto...
Idąc do góry po schodach to oglądam się, aby go zanieść.

A jego już nie ma.

Już w wtorek posprzątałam jego szelki, obroże, wyprałam zabawki.Wszystkie JEGO rzeczy schowałam do pudła. Zrobiłam też paczkę akcesoriów do schroniska, a także część nadaje się do sprzedania. Nie miałam problemu z tymi porządkami.

Jednak nie potrafiłam ruszyć jego  misek. Co więcej, jak owczary były w domu i wypiły jego wodę i poszły na dwór to mnie nosiło. Musiałam nalać wody do miski i odniosłam na miejsce w kuchni, bo tam jest jej miejsce. I nadal tam stoi miska z wodą. Bo Ciapuś nas odwiedzi i niech wie, że o nim pamiętamy.

Zostały też Ciapka kocyki, na których w ostatnich dniach leżał. Już są czyste, wyprane, złożone w kosteczkę i leżą w moim pokoju. Czekają, aby je schować. Ale nie mogę. Nawet jak na nie zerkam to mam łzy w oczach, o dotknięciu nie ma mowy, jak na razie.

Całe szczęście, że mam Poczwary, jest się do kogo przytulić i pocieszyć. Z tego też przywileju obecnie większą część dnia spędzają w domu, bo ta pustka jest nie do zniesienia.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Ciapek [*]

Dzisiaj odszedł od nas Ciapek. Miał wychować jeszcze tyle szczeniaków, miał przecież żyć 16 lat, miał... ale jednak los miał dla nas inny plan.
Od 1,5 miesiąca walczyliśmy z chorobą i niestety przegraliśmy. Najprawdopodobniej miał guza mózgu.

I tak zostawił nas z obrożą, suchą karmą, miskami, piłkami i z moim pękniętym sercem...

Wkroczył ze mną w dorosłe życie i dał mi najtrudniejszą lekcję dorosłości.


piątek, 20 stycznia 2017

Nasze akcesoria spacerowe

Dzisiaj na tablicy trafiają nasze akcesoria spacerowe. Nie jest tego dużo i nie wszystkiego używamy, ale sentyment nie pozwala nam ich sprzedać :)

Zacznijmy od obroży.


Nasze najlepsze obroże półzaciskowe, z haftem od Kudłaty Art. Mają 1,5 roku i jedyne co z nimi robimy to je pierzemy raz na pół roku. Moje psy noszą je ciągle, nie ściągam im ich wcale. I nie mamy więcej obroży, bo ich nie potrzebujemy. Owszem bardzo podobają mi się wzorki w batmany, super bohaterowie, czy mega słodkie czy bardziej odzwierciedlające charaktery moich psów. Tak samo mam wielką słabość do materiałowych obroży zapinanych na klamrę, dedykowanych dla TTB. Ale nie kupuję ich. Dlaczego? bo wiem, że i tak nie będę używane. Nasze obecne są idealne i na pewno nie będę ich ściągać, aby na spacerze pokazać się w nowej obroży, czy aby ubrać nowe do ładnego zdjęcia. Stawiam na bezpieczeństwo i wygodę.I trzeba to przyznać, jestem pod tym względem leniem.

Następnie pochwalimy się naszymi szelkami, których mamy aż 6 sztuk! ale spokojnie, na 3 psy to znowu nie jest taka oszałamiająca liczna, bo tylko po 2parach szelek na głowę.


3 pary szelek Juliusów pasowych i 3 pary szelek Hurtty. Nic wielkiego, ale jestem zadowolona z takiego doboru i co najważniejsze wygodnie mi się prowadzi w nich psy na spacery.

Zacznijmy od góry.
Sonia
Czerwone juliusy i różowe hurtty. Juliusy kupiłam, bo chciałam całe stado w takich samych szelkach, aby było równo. Niestety, wtedy co je kupowałam jedyny dziewczyński kolor jaki był to czerwony. I byłam nimi zachwycona, jednak Sonia ma taką budowę ciała, że nie można jej dobrze wyregulować tych szelek, aby było dla niej wygodne.Nosi je i wydaje się być OK, jednak coś mi w nich nie pasowało, być może chodziło tu o kolor? nie wiem. A potem zapanowała moda na hurtty i chcąc czy nie chcąc zaczęłam sobie je oglądać. I ten róż! ten róż mnie oczarował. Wiedziałam, że ten kolor to jest TEN dla Soni. Długo na nie chorowałam, bo w końcu mam szelki dla niej, a te są takie drogie. Aż całą rodzinką się ściepnęliśmy i pamiętam to jak dziś, zamawiałam je w sylwestra. One z kolei się przekręcają na spcerach,więc też nie jest idealnie. Ale dobrze wyregulowane i to aż tak nie przeszkadza psu czy mnie.

Gandi
Dla niego marzyły mi się juliusy, trafiłam na niebieskie i myślę sobie, to jest to. I faktycznie te szelki pasują mu idealnie. Nic się nie przekręca, nic nie przeszkadza, dobrze na nim leżą. Aleee zamawiałam Ciapkowi, więc byłoby głupio gdyby Sonia i Ciapek miały hurtty, a on taka sierotka miałby być na uboczu. Było grupowe zamówienie i skoro płaciłam za jedne szelki i przesyłkę to mogę dorzucić do koszyka jeszcze jedne, co nie? i po przeliczeniu kosztowały mnie 44zł, bo były przecenione. Wtedy to już grzechem byłoby ich nie brać. Niestety dopóki Gandi szedł grzecznie to wszystko było OK. Jednak w ferworze radości spacerowej, wyskoczył do przodu i sruuu zostałam z smyczą i kółkiem od smyczy w ręce. Muszę je po prostu przeszyć i będziemy w nich dalej śmigać.

Ciapek
Poczwary mają szelki juliusa to on też musi mieć! tzn. on chodził w step-in, ale było mu w nich niewygodnie. Po przetestowaniu i jemu kupiłam i to był strzał w dziesiątkę. Można w nich wyregulować przód na rzep i tył na klamrę. Ale chciałam dla niego jeszcze szelki odblaskowe, a po Soni hurtty widziałam jak one dobrze radzą sobie w takich sytuacjach. Jedyny mankament to taki, że chciałam dla niego szare. A to była edycja limitowana i już niedostępna, dlatego spróbowałam z tymi żółtymi i muszę przyznać, że na rudym psie bardzo elegancko wyglądają.

I na koniec nasze smycze.


Różowe i niebieskie gumowane smycze są Soni i Gandziego. Przepinane, 2,20 cm o szerokości 2cm, ale najważniejsze, są gumowane. Czyli wygodnie leżą w ręce, przy pociągnięciu nic w rękę nie pali i miło w niej leży.
3 kolejne smycze to samoróbki z taśmy gumowanej. Potrzebowałam coś pomiędzy, co będzie wygodne i do wszystkiego pasować. Miałam 5 metrów tej taśmy, karabinki poodcinałam od starej smyczy i dzięki temu mam 3 smycze. Pierwsza ma 3,5metra, jest długa z dużym karabinkiem. Druga to 1,5 metrowa, także z dużym karabinkiem. Trzecia z tej serii to 0,5metra z małym karabinkiem i zgadnijcie, do czego mi jest potrzebna. Aby przypiąć kolczatkę, niestety moje psy mają wiele za uszami i czasami potrzebują dosadnej informacji, że czegoś nie toleruję. A przecież nie będą ciągle śmigać w kolcach, bo to jest głupota. Mam ją na awaryjne sytuacje, gdzie smaczki nie działają.
Ostatnie to smycze automatyczne. Pierwsza to flexi giant, taśma 8 metrowa. To jest smycz Soni, jak chodzi sobie w pola. Gandi nie ogarnia tego mechanizmu. Druga to kupiona w Lidlu, linka i też ma 8 metrów.

Mamy jeszcze jakieś smycze, których nie używamy. Muszę je albo sprzedać albo oddać do schroniska. Ale na razie leżą w pudle na dnie i czekają na okazję.

Ot i tyle. Nie mamy jakiś wielkich kolekcji, ale staram się mądrze kupować i to rzeczy, które efektywnie wykorzystamy. Pewnie, że kuszą mnie piękne i kolorowe, jednak po przeliczeniu pieniędzy odpuszczam, przecież mają w czym chodzić. Mamy w planach kupić dwójnik dla Owczarów, żeby na wycieczki do lasu trzymać je na jednej smyczy. Kuszą mnie tez smycze typu miejskiego, jak z jednym poczwarem idę się socjalizować. I marzy mi się kupić smycz automatyczną neonową dla Ciapka, tylko ja chcę 8 metrów, a takiej nigdzie nie mogę znaleźć.

wtorek, 17 stycznia 2017

Światełko do nieba

Cały tydzień sobie planowałam, że w niedzielę dam psom śniadanie, odpoczną sobie, wezmę Gazika na spacer w pola, a potem śmigniemy samochodem na rynek. A potem w niedzielę rano otwieram oczy, przecieram je z pięć razy i co widzę? ŚNIEG. I właśnie w tym momencie moje plany szlag trafił, ot tak, po całości.

Uwielbiam śnieg i harce w nim, ale niestety ma wady. Jest mokry, a pies po spacerze, gdzie jest śnieg też jest mokry. I jak tego gagatka wsadzić do samochodu, zwłaszcza jak pies jeździ na tylnym siedzeniu? No nie pojedziesz.

Dlatego odpuściłam temat zupełnie i tylko poodśnieżałam z poczwarusiami podwórko, potem poszłam na spacer z Gandzią. Zdobyliśmy serduszka i tak można zaliczyć dzień do udanych.
Wspieramy WOŚP!
 Ale przez cały rok odkładałam miedzianki do słoika, czyli wszystkie drobne resztki z zakupów. Aby je wsypać do puszki WOŚP. Także ludzka część rodziny stwierdziła,że pojedziemy na światełko do nieba. I ten pomysł wcale nie był fajny.

Jednak przejdźmy do rzeczy, kolejnym powodem, dla którego nie wzięłam ze sobą Gazika to fakt, że światełko do nieba oznaczają huczne fajerwerki. Ale chodząc po rynku spotkałam kilka psów, jedne były dość spokojne, nawet wesołe, jak najbardziej socjalne i przyzwyczajone do takich warunków, jednak one stały z boku. Ale też były psy przerażone, niepewnie się czujące, zestresowane. I to nie chodzi o sam fakt strzelania, bo tego na szczęście było mało, ale też o tłum ludzi, hałasy, ścisk. Widać było po psach, że nie czują się komfortowo. Nie wspomnę, że jak strzelili to było jeszcze gorzej. Dlatego trzeba znać swojego psa, by wiedzieć czy jak zareaguje i wtedy zdecydować czy go bierzemy czy nie.
Gandi ogólnie nie boi się fajerwerków, ale nowe miejsce, duuużo ludzi i strzelanie to nie jest dobre połączenie, bo Gandzio ma awersję do świszczących fajerwerków i nielubi tłumów. A jeśli chce się coś z psem przepracować to małymi kroczkami, a nie rzucać psa na głęboką wodę.

A tak już poza tematem to kiedyś na WOŚP byłam w Poznaniu, a tam co roku pieniądze do puszek zbierają Goldeny. Jest to świetna inicjatywa, do tego był pokaz posłuszeństwa/sztuczek i miła atmosfera. Wtedy pół Poznania przeszłam tylko po to, aby swoje parę gorszy wrzucić, właśnie w puszki Goldenowe. U nas niestety pieski nie zbierają, a szkoda, wielka szkoda ;) A moje poczwarusie to raczej zbyt wiele nie zebrałyby :D

piątek, 13 stycznia 2017

Bezpieczne święta

Czyli co robimy, aby święta były udane i bezpieczne dla naszego pupila. Kilka naszych sposobów, aby uniknąć świątecznych kłopotów z psem w roli głównej.


Prezenty, czyli lepiej wcześniej zaplanować i kupić, aby leżały zamknięte w szafie niż... pusto pod choinką, bo kurier nie zdążył przed świętami. Po co się martwic i stresować, lepiej za wczas sobie zaplanować i zrealizować.Lepiej kupić coś, co i nam się podoba i przypasuje psu, bo szybkie zakupy po okolicznych sklepach mogą się nie udać. Np. jakbym chciała kupić zabawkę to byłabym zawiedziona, bo Gandzioch wszystko popsuje.Ciap jest uczulony, a wszelkie przysmaki, które mogę na szybko znaleźć, niestety kończą się drapanką.

Dlatego ja się ciut zgapiłam w tym roku z psimi prezentami, ale kurier zdążył na czas i w piątek była u nas paczusia, a w niej:
- 0,5 kg pasztecików z łososia i 0,5kg pasztecików z królika. Zadziwiające, że to jedyne paszteciki, które Ciapek może jeść. Naszukałam się ich, ale warto, na prawdę warto było.
- 1kg uszów środkowych;
- 1kg suszonej wątroby końskiej;
- 1kg suszonych płuc wołowych.
Także tyle szczęścia, że psy oszalały. Zadziwiające, ale pod choinką nie było ANI jednej zabawki, więc to jest jakby nie było sukces dla mnie, bo jak wiecie (albo i nie), jestem uzależniona od zakupów piłeczek i innych zabawek.



Choinka, to jest chyba największa bolączka świąteczna.
No bo każdy ją chce, a ona tak intryguje zwierzaki. My co roku mamy dużą i żywą, co potem pięknie pachnie. Choć u nas choinka już tańczyła, jak pies z kotem zaczęli w około niej biegać. A także mdlała, bo jakże by inaczej. Dlatego od lat stosujemy metodę przywiązywania choinki do poręczy schodów. Mimo obaw te sznurki są zazwyczaj mało widoczne i dopiero jak się człowiek przyjrzy to je widać. Można też poszukać sznurków pod kolor tła czy zrobić z tego dodatkową ozdobę świąteczną. Cóż, ja co roku mam przywiązaną, a żeby znaleźć na zdjęciach te sznurki to się musiałam naszukać.
 Dodatkowo większość bombek mamy plastikowe i styropianowe. Szklane można na palcach policzyć. Ale czy to ważne? nie, bo nie widać różnicy, a jak spadną to serce nie boli, bo bombka jest cała. Zważając, że odwiedzają nas także małe dzieci, można to nazwać jako podwójne zabezpieczenie.



A jak choinka to i lampki, na które trzeba szalenie uważać. Pierwsza gwiazdka z Ciapkiem, mogła okazać się dla niego ostatnią. Ciapuś jak to wesoły wtedy szczeniak bawił się maskotką, która wpadła pod choinkę. Pobiegł po nią, chwycił zębami i zabawkę i kabelek z lampkami świątecznymi. I w tym momencie jego życie mogło się skończyć. Na szczęście mamy pozakładane odpowiednie bezpieczniki, które uratowały psa. W momencie przegryzienia kabla był huk, błysk i nastąpiła ciemność. Ponieważ od razu wywaliło nam korki w całym domu, psa nie poraziło. To jest bardzo dobry patent dla psiarzy, bo tak samo stałoby się, gdyby pies dobrałby się do innych kabli. Choć napędziło to stracha i nam i psu,Ciapek dostał naukę na wiele lat, bo już nigdy więcej nie zbliżał się do kabli przy choince.
Jak kable to i gniazdka,a do nich są specjalne zatyczki. Bardziej to zabezpieczenie dzieci, aby nie wtykały tam palców, ale może ktoś mieć wybitnie wścibskiego psa, także warto wiedzieć, że takie cuda istnieją.


Jedzenie, które dziwnie samo spada nam z talerza. Lepiej odpuśćmy sobie podawania psu czegokolwiek z stołu. Pies przeżyje i na pewno będzie się cieszyć świętami bez przyprawionej i usmażonej ryby, sałatek, ciasta i całej reszty smakowitych kąsków, wraz z gotowanymi/pieczonymi kośćmi i słodyczami z czekoladą w roli głównej. On tego jeść nie może, więc lepiej tego nie podawać niż spędzić ten świąteczny i miły czas na poszukiwaniu weterynarza.
Nasz Ciapek uwielbia pierogi ruskie, więc jak podaliśmy mu 1 czy 2 to świat się nie zawalił. Ale znamy swojego psa, a i pierogi były dla niego bezpieczne. Ba, jak wyczuł, że w kuchni są gotowane pierogi to tupał łapkami i nie przepuścił nam, aby mu nie dać. Jeden pierożek a tyle szczęścia.

Jak już w temacie psich brzuszków jesteśmy to warto też nadmienić, że czas świąteczny opływa w ciekawych promocjach, dla takich jak my, co podajemy psu surowe.
Niestety nasz zamrażalnik pękał w szwach, gdzie dopiero przed świętami było trochę wolnego miejsca. I co? klops, bo sklep gdzie kupujemy ilości hurtowe dla psów, miał totalne pustki, a po świętach, aż do Nowego Roku jest zamknięty. No i tak się ugotowałam, JA, stary łowca okazji. Na szczęście przedświąteczne promocje mnie uratowały.
W wigilię sklepy były czynne tylko do 14 i do tego przez kolejne 2 dni były zamknięte, więc była duża obniżka cen, aby wszystko sprzedać. I tym sposobem kupiłam taniej całego indyka i królika. Kilka dni przed wigilią udało mi się nakupić serduszek, żołądków i wątróbki po okazyjnych cenach. I hicior, zakupiłam też kilka pstrągów obniżonych o 90% ceny. Święta pełną gębą :D



I na koniec zostawiłam sobie CZAS, czas poświęcony tylko psu. Nie od dziś wiadomo, że okres przedświąteczny jest bardzo gorący. Sprzątanie, gotowanie, a w międzyczasie zakupy świąteczne, ubieranie choinki, czyli roboty bardzo dużo, a czasu mało. Do tego w same święta nie jest lepiej, bo są odwiedziny gości, wielkie obżarstwo i giga leń. A pies zostawiony sam sobie, znudzony pies, z wieloma atrakcjami pod nosem... yyy czy tylko ja już widzę, jak psu święcą się oczka na nowy pomysł, w co się zabawić? Aby jednak pies nic nie wymyślił, co nie jest niezgodne z naszymi planami,warto i nim się zająć. Iść na spacer, pobawić się z nim, poświęcić mu czas i uwagę. A dzięki temu można wyrwać się z gwaru domowego i pobyć trochę w ciszy. Ale też pies będzie zadowolony, jak przy gościach zrobi kilka sztuczek, zapracuje na jedzonko czy poszuka ukrytych smakołyków poutykanych w tajemnych miejscach.



I należy zwrócić uwagę, że w niektórych miejscach już zaczynają strzelać fajerwerkami. NIESTETY, dlatego moim zdaniem już trzeba pomalutku zabezpieczać psa, poprzez ciaśniejsze ubranie obroży czy szelek, aby pies nie zdołał się uwolnić, zacząć podawać tabletki od lekarza weterynarii! a także koniecznie zakup ADRESÓWKI I/LUB OBROŻY Z HAFTEM. Pamiętajmy, że bezpieczeństwo naszego psa jest najważniejsze, aby miło i beztrosko spędzić najpiękniejszy czas z rodziną i przyjaciółmi i przede wszystkim z PSAMI. Bo psy to członkowie naszej rodziny!

wtorek, 10 stycznia 2017

Zmiany

Zmiany i nas dopadły.
Czasem tak jest, że niby wszystko gra, ale podświadomie chciałoby się coś zmieniać, coś przerobić, być bardziej utożsamiany z czymś. Od dawna chodziła za mną inna nazwa i może logo, ale to były bardzo odważne rozważania. Aż znalazłam czas, bo cóż, zimą nie siedzę tyle na dworze... to wymyśliłam!

Oto nasze nowe logo:

I tak, zmieniliśmy naszą nazwę.

Dlaczego?
Moje serce od zawsze jest zawładnięte Owczarkami Niemieckimi. Sama na swoje ONki mówię Poczwary czy Łowczarki, także ta nazwa do nas po prostu pasuje. A jak ktoś zapyta, a Ciapek? Ciapek po prostu zachowuje się jak rasowy owczarek, także i jego podciągnęliśmy pod nazwę. Świrnięte stado było fajne... kiedyś, teraz jednak trzeba być ciut poważniejszym. Chyba po prostu dojrzałam do takiej zmiany.

Kolory też są dobrane pod Owczarki, także mamy podpalane logo.

Co się zmieni?
Nic. Dalej to będzie taki sam blog. Będziemy dalej pisać o naszych perypetiach, dzielić się naszą małą wiedzą i doświadczeniem. Dalej będziemy testować. O przepraszam, moje postanowienie noworoczne obejmuje częstsze i lepsze posty, aby jednak były treściwe i ciekawe.

Aby ten post nie był taki pusty to podrzucam 3 zdjęcia z zeszłorocznej zimy





Także witamy w Poczwarowie!

edit. Początkowo nazywaliśmy się Poczwarkowo, ale Poczwary lepiej brzmią :)

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Znaleźliśmy psa!

Co roku moją tablicę na fejsie zalewają informacje o zaginionych/znalezionych psa, które uciekły czy zerwały się z smyczy. Dlatego ja bardzo apeluję do wszystkich, aby psy miały obroże z numerem telefonu i to już nie ważne czy będzie on wyhaftowany na obroży jak u nas czy będzie mu zwisać adresatka czy na jaki inny pomysł ktoś wpadnie. Pies musi mieć przy sobie nasze dane, bezwzględnie!

Dzisiaj rano będąc w domu, za oknem zauważyłam 2 psy bez właściciela, co wzbudziło mój niepokój. Jak stałam, tak pobiegłam, zakładając jedynie polar. A tam suczka labradora bez obroży i mały kundel, ale ten miał obrożę, ale bez adresatki. Chwilowe ogarnięcie sytuacji. I pierwsze wnioski. Suczka bardzo głodna, mimo nadwagi, wystraszona, nie wie za bardzo co ma robić. Wręcz gapowata, bo stała na środku drogi i mimo hamujących samochodów i mojego nawoływania, nie chciała z niej zejść. Nawet nie miałam ja ją ściągnąć, bo nie było za co chwycić. Ale też bardzo łagodna i pro ludzka. I miała początek CIECZKI! A owy kundelek miał jakąś chorobę oczu i biegał za nią zwabiony zapachem. Suczka mu się odgryzała,a ten chciał wykorzystać każdy moment. No wesoło było.

Także po odganianiu samca, powolutku przemieszczałam się z tą suczką w stronę mojego domu. Po męczącej trasie, gdzie popychałam, podnosiłam ciut przednie łapy itp, bo suczka była łagodna i na to pozwalała, kawaler zrezygnował i zwiał w drugim kierunku. Trudno.

Założyłam znajdzie starą obrożę, która należała do Soni, dałam jej garść karmy i miskę z wodą. Porozkładałam koce w werandzie i tam zrobiłam jej mały obóz. Nie wzięłam jej do domu, bo Ciap od razu wyczuł cieczkę i już mu zaczęło odbijać.

Co jakiś czas do niej zaglądałam, podrzucając jakiegoś smaka. Aż zaczęła szczekać, bo coś widziała przez okno. Ja patrzę, a tam nasz zagubiony kawaler. No to smycz w łapę i lecę po niego. No i jak ten pies zobaczył, że idę po niego i mam SMYCZ to uciekł mi, gnał aż się kurzyło za nim. I więcej psiaka nie widziałam.

Z tą naszą znajdka chodziłam po okolicy, ale nikt psa nie poznał a i ona nie wykazała jakiegoś zainteresowania znajomymi okolicami. Porobiłam jej zdjęcia i porozgłaszałam na facebook'u, łącznie z prośbą o udostępnianie. Napisałam nawet do gazety, żeby opublikowali na swoim FanPage informację, że znalazłam suczkę. Im większe grono odbiorców, tym większa szansa, że ktoś psa rozpozna. Podzwoniłam na różne telefony alarmowe, a na końcu do schroniska, które po nią przyjechało.

Okazało się, że pies chipa nie miał, tatuażu też niestety nie. Pomogłam psiaka zapakować do klatki,a potem do samochodu i pojechała do schroniska. Ale nadal starałam się rozgłaszać wieści. Kilka godzin później dostałam wiadomość, że właściciel się odnalazł i pies wrócił do niego cały i zdrowy.

Nie mogła zostać u mnie i czekać na właściciela, ponieważ miała cieczkę. Ciap świrował i nie chciałam, aby musiał się tak biedak męczyć. Choć była przyjazna do psów, to do romantycznych amantów wyskakiwała z zębami.

Zostałam bardzo miło zaskoczona odzewem na mój apel. Udostępniono post wiele razy, również gazeta lokalna się zaangażowała. Schronisko przyjechało w ciągu 15 minut, a pies tego samego dnia wrócił do domu.

O tą pannicę było takie zamieszanie TUTAJ

Gdyby tylko ten pies miał numer do właścicieli to o wiele szybciej trafiłby do domu, a nawet u mnie mógłby przeczekać te kilka godzin. Bo wtedy miałabym pewność, że go odbiorą i Ciap przetrwałby. Co innego, gdy to była niewiadoma, kiedy informacja dotrze to właścicieli, a na noc nie chciałabym ją zostawiać.
Ale wszystko szczęśliwie się zakończyło i nie chcę wiedzieć, co mogłyby się z nią stać, gdybym nie zareagowała. Także fajnie zaczęliśmy ten piękny 2017 rok :)

I przy okazji życzę Wam samych dobroci w Nowym Roku!