a także wtorek, środa, czwartek i piątek.
Nitek ma bardzo ciężkie wstawanie. Niestety ja chodzę na 7 rano do pracy, więc nie ma zmiłuj, Nitek doopkę podnieść musi i wyjść na dwór. Jak to u nas wygląda, dzień w dzień?
Mój budzik dzwoni kilkakrotnie, czyli biję pokłony temu, kto wymyślił funkcję drzemki w telefonie. Ja się zwlekam z łóżka, ogarniam łazienkę i ubiór. Schodzę na dół, wtem Nitek już się obudził. Tzn. otwarł oczy i podniósł głowę. Bo śpi na dole, w pokoju gościnnym i to przeważnie na stole, lub krześle, bądź fotelu, a lubi sobie często robi norki z pokrowca na fotelu czy łóżku.
I teraz zaczyna robić się wesoło. Mówię kilka razy, że wstajemy, helloł, nowy dzionek, ojej słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, tudzież pada deszczyk. Nie ważne jaka pogoda, entuzjazm u Nitka jest taki sam, czyli ani nie drgnie. Wtem ja się nie poddaję i staję koło niego i mówię i proszę i zachęcam, aby wstał. No to się Nitu zbiera w sile i ześlizguje się z krzesła, fotelu czy tego na czym obecnie przebywa. Nie schodzi, on pełznie w dół, aby znowu się położyć, tym razem na dywanie. Ja się nie poddaję! I mówię, no dalej, pospiesz się. Na co on, oczywiście. I się na leżąco przeciąga i ziewa. A ja nadal nad nim stoję. Wtem panicz decyduje się wstać. Tak, cztery łapki stoją. Przeciąga się powolutku, niczym kot. Najpierw przód nisko, potem tylnymi łapkami wymachuje. Zmierzając ku drzwiom, robi powolne ruchy łapami, przy okazji je również rozciągając. I w tym tempie dochodzi do drzwi. Otwieram wrota, pies wychodzi zdegustowany na podwórko, robi siku i sio. Psa nie ma, już poleciał sprawdzić obieg i czy coś przez noc się nie zmieniło.
Po chwili się melduje, że wszystko pozałatwiał, dostaje jeść i zamykamy go w klatce i teraz może się biedny wyspać. I tak jest od poniedziałku do piątku. Aż nadchodzi sobota i Nitek od 6:00 szczeka, że on się obudził, zebrał w sile i może lecieć na dwór. W sobotę, rano, kiedy człowiek ma wolne i może się wyspać, on stwierdza, że jego pęcherz już ani minuty dłużej nie wytrzyma...
Boski jest! Ja to bym musiała o każdym napisać osobną historię, bo każde wstaje inaczej. Hiro nie lubi zimna i deszczu więc nie wstaje w cale jak jest niepogoda. Quincy z tych gorącokrwistych więc wstaje z każdym i o każdej porze. Masza tyle śpi, że jej dzień miesza się z nocą do tego stopnia, że częściej wychodzi na dwór siku zrobić nocą niż w dzień.. oczywiście Quincy też wstaje, wychodzi na ganek i czeka aż Masza wróci.... ja czekam za drzwiami i patrzę przez szybkę czy już wraca...
OdpowiedzUsuńMój robi dokładnie to samo :D najwyraźniej psy są jednak nieco złośliwy bestiami
OdpowiedzUsuńTo przypadłość chyba każdego psa! Weekendowe bojkotowanie naszego możliwie długie snu. :D
OdpowiedzUsuńAle mimo wszystko jest to urocze w nich.