wtorek, 22 sierpnia 2017

Psie emocje w domu

U nas dom służy przede wszystkim do odpoczynku i spania. Psy mają zapewniony spacer, czy wysiłek psychiczny i fizyczny poprzez różne aktywności. I dzięki temu w domu są zrelaksowane i nie nosi ich. Sielanka. Ale są i takie chwile, że pogoda nie teges, czasu brakuje, mamy psa rekonwalescenta czy tysiąc pińcet wymówek, bo dopadło nas życie. I pies funkcjonuje i nie narzeka, daje radę. Ale wiadomo, czegoś mu brakuje i zaczyna smęcić.
W związku z tym są rzeczy, które dopuszczam w domu, a są takie, że no sorry, spadaj piesku.
wspólne leżakowanie

Na jakie aktywności się zgadzam w domu?
Przede wszystkim na takie, gdzie emocje nie szaleją. Jak pies ogarnia, co i jak ma robić.
U nas to jest mizianie. Kiedy pies chce kontaktu z człowiekiem, polegający na spokojnym głaskaniu. Zwłaszcza Gazika to wycisza na wielu płaszczyznach. On tego potrzebuje jak tlenu. Ale i tu mamy komendę "starczy" i pies odchodzi się położyć na kocyku. Ten pies nie ma włącznika STOP i będzie stał i miział się i miział i miział. Potem wchodzi na kolana i udaje biednego, niekochanego i nieszczęśliwego szczeniaczka. To co, że waży 35kg. Co więcej, jak jedna osoba skończy to idzie do drugiej i nie ma końca. Wtedy konieczne są komendy.Tak samo jest z wchodzeniem na łóżko. Na moją komendę wchodzi i schodzi. A jak sam się wpakuje? to przymykam na to oko, co więcej mówię mu, że ma się położyć i leżakujemy razem. Jednak jak ja schodzę z łóżka (choćby idę po aparat) to Gandi zbiera kuferek. Sam nie poleży na łóżku, nawet zachęcony.
Ostatnio sobie ze mną leżał pod kocykiem. Gorąco było, ciasno było, ale jego to nie zraziło, bo najważniejsze to być jak najbliżej człowieka.
Wymagam wykonywania komend zanim dostaną kolację, przysmaka czy coś smacznego z lodówki wylatuje. Czasem jak sobie chrupie kostkę, dziamdzia piłkę czy ukradnie z pokoju według niego, cenną rzecz, to ma mi to przynieść do ręki. Nie gonię po domu, nie krzyczę, nie wyrywam z pyska. Proszę, aby oddał mi to do ręki, a zaręczam go, że mu się to opłaci.

Jak jest pora jedzenia i pies zaczyna się upominać to wstaję i idę szykować żarełko. Ale żulenia przy stole, czy dobijanie się do lodówki, bo nie smakuje mu to co w misce jest, no to no sorry, odsyłany z kuchni osobnik jest. Wybrzydzania nie toleruję. Oczywiście, jeśli dostanie nowość i nie przypasuje mu to to rozumiem, ale jak zna jakieś mięsko bardzo dobrze i sobie zaczyna dumać nad miską, to trudno żarełka nie będzie.
Jeśli chcę coś w domu poćwiczyć to robię wstęp i zakończenie.
intensywne wyciszenie

Czego sobie w domu nie życzę?
Wymuszania pracy i innych aktywności. Pies dostaje memłaka, żeby zmęczył paszczoszczęki to ma leżeć w swoim miejscu i dziamdziać, a nie przychodzić i wciskać piłkę. Albo kładzie mi ją na kolana i oczy mu świecą i mówią: "MÓW DO MNIE". Kiedy wyczekuje, wręcz prosi, daj mi jakąś robotę. Ja chcę to robić. Rzuć mi piłkę a ją przyniosę. Poprzeciągamy się szarpaczkiem czy innym pluszakiem znalezionym w innym pokoju? To widać, jak psem miotają różne emocje, pobudzenie.

Ja oczywiście wszystkie takie zalążki nagradzam, wszak zależy mi na współpracy z psem. Jednocześnie, po nagrodzeniu wydaję komendę "na miejsce", czy "idź się położyć". I wtedy szybko analizuję, a jak pies sobie grzecznie leży czy drzemie i nie skojarzy czynności to zbieram się na dwór, aby spuścić parę z psa.

Nie pozwalam się z psem bawić, bo wtedy pies szaleje. A jak coś robić to na sto procent, a nie lelum, bo lelum. Z drugiej stron nie wyobrażam sobie aportowania piłki na płytkach czy szarpaniem się na śliskiej powierzchni. A na tym polega u nas zabawa, a nie ciamkanie się z psem.
Tak samo nie ma zabaw między psami w domu. Nie zgadzam się na to, bo o wypadek czy kontuzję wtedy bardzo łatwo. Chcą się bawić to wywalam je na dwór.

Chcę zwrócić uwagę na dość istotne elementy. To ja mówię psy kiedy ma mi przynieść jakiś skarb, aby wyeliminować pilnowanie zasobów. Jednocześnie jeśli pies coś sam z siebie proponuje to nie kontynuuję. I przede wszystkim, moja w tym głowa, aby pies nie miał dostępu do skarbów na własną łapę. Najważniejsze to jest to, że pies zaczyna kombinować, bo mu się nudzi. Kiedy energia nie jest spożytkowana, wtedy łapki chcą przebierać, a trybiki chodzą na wysokich obrotach. Wtedy, moim zdaniem lepiej wziąć psa na jakiś dłuższy spacer, coś poćwiczyć, czy dać zabawki na wyciszenie niż nakręcać go na zabawy w domu. Nie ma nic fajnego w tym, że pies jest pobudzony w domu, nie potrafi się wyciszyć i jest nieznośny. Nie ma się czym chwalić, bo to nie jest fajny pies do roboty, a pies, który ma problem i to duży. Jeśli pies ma się w czymś wykazać to niech tam daje z siebie 150% mocy, a w domu niech się po prostu zrelaksuje. On nie może być ciągle w trybie pracy, bo jego właściwa praca nie będzie tak zadowalająca, bardzo chaotyczna, rozkojarzona, a pies nie będzie się czuć komfortowo.

Jednak dużo zależy od psa. Patrząc na stopień pobudzenia Gazika, ma on większy rygor. Bo wiem, że jak mu poluzuję to klepki w głowie bardzo szybko mu się poprzestawiają i mam problem na zawołanie. Z Sonią też postępuję ostrożnie, bo jak zwietrzy korzyści to robi się upierdliwa, zwłaszcza, gdy w grę wchodzi jedzenie. I nie ma co ukrywać to Ciap miał przywileje i spora część zakazów go nie dotyczyła. Z jednej strony był mały i na więcej miał pozwolone, a z drugiej on miał fenomenalny przycisk on/off. Kiedyś o tym nie wiedziałam, ale z biegiem czasu dostrzegłam to. I dzięki wyznaczonemu czasu na zabawę to w domu to był anioł. Spał, był przytulanką i żadne głupstwa się go nie trzymały, ale jak wiedział, że idziemy aportować piłeczkę to budził się w nim szatan. Dlatego najważniejsze to poznanie psa. Jaki jest, jaki ma poziom pobudzenia i jak szybko potrafi się wyciszyć. Czy akceptuje zasady, czy je nagina.

Czy są wyjątki?
Niech pierwsza osoba rzuci przysłowiowym kamieniem, która zawsze i wszędzie jest konsekwentna. Konsekwencja w wychowaniu psa jest bardzo ważna i to jest niepodważalny argument. Ale my też jesteśmy tylko ludźmi i jak pies przytarga zabawkę do łóżka, kiedy leżymy chorzy czy zacznie nas zaczepiać to kto nie ulegnie?
Kiedyś Gazikowi świeciły się gały, ja wiedziałam o co chodzi. Jako, że dawno nic nie robiliśmy to mnie pokusiło. I zrobiłam w korytarzu chodzenie przy nodze. No i wtedy wyszło mu fenomenalnie, za co też został nagrodzony na bogato. Psu nie odwaliło, wszyscy żyją, a co człowiek ma trochę radości to jego.

Ja nie doradzę i nie powiem ,jakie kto ma mieć zasady. Każdy musi sam wiedzieć na co można psu pozwolić, a na co nie. Jednym psom nie zaszkodzi, kiedy będą proponować pracę i może to trwać latami, a są takie, które zaczną się fiksować. Najważniejszy to zdrowy rozsądek i znajomość swojego psa.

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Nowy członek rodziny?

Ciapek odszedł w styczniu i przeżycie żałoby musiało swoje potrwać. O ile na początku nie chciałam kolejnego psa, bo tak serce bolało. Co więcej, źle czułabym się, ciesząc się z szczeniaka, wiedząc, że mam go tylko dlatego, że odszedł Ciapek. Inna sprawa, że wychowanie papisia to nie lada wyzwanie, gdzie przewodnik musi się w 100 procent zaangażować i poświęcić. Niestety to nie był chwalebny okres w moim życiu i jednak bardziej wolałam się zakopać pod kocykiem niż socjalizować i zwiedzać z szczeniakiem świat.

Ale wiadomo, w końcu zacznie kiełować myśl o kolejnym członku rodziny i tak było u nas. Na początku miotałam się bardzo, bardzo. Chciałam psa, ale nie wiedziałam jakiej rasy, bo już chciałam kolejnego rasowego. I to teraz i na ten czas, nie czekać. I też nie miałam sprecyzowanego celu, do czego i co będę z tym psem robić. W miarę dojrzewania do decyzji, próbowałam dowiadywać się w różnych miejscach czegoś więcej o danej rasie. A brałam pod uwagę kilka ras, a każda totalnie się różniła. Dlatego dużo nie myśląc zaczęłam podpytywać w  środowisku, począwszy od właścicieli po hodowców.
Czy ja się znowu chcę w to pakować?
Ps. najlepsza piłka dla szczeniaków, lepszej chyba nie ma

Pisałam e-maile do hodowców, dopytywałam na grupach rasowych, próbowałam rozmawiać z właścicielami tej rasy, nawet w okolicy szukałam przedstawicieli, aby wiedzieć z czym to się przysłowiowo je. Z czasem zaczęłam bardziej świadomie podchodzić do wyboru, czego oczekuję i co mi się w psie podoba, a czego kategorycznie nie chciałabym. Dowiadywanie się o chorobach, typowych zachowaniach i problemach oraz jakie mają wymagania.

I ja nie wiem jak u innych to wygląda, ale ja zakochana jestem w Owczarkach Niemieckich, więc mogłabym o nich rozmawiać godzinami. Mówiąc na co zwracać uwagę, o typowych problemach i jak się zachowują i czego potrzebują.

W efekcie moje poszukiwania skończyły się na stwierdzeniach, że psy o jakich myślałam nie są dla mnie. Choć padło wiele słów, na wstępie usłyszałam, że moje poczwarusie pożrą biednego szczeniaka. Bo wielkie, bo groźne, bo taka rasa. I nie napisała mi tego jedna osoba, a kilka. Cóż, mi się zrobiło najzwyklej na świecie przykro. Dlaczego? ciągle pokazuję moim psom, co mi się podoba w ich zachowaniu, a co nie i konsekwentnie w to brnę. Jestem pewna moich psów, bo są karne i usłuchane i musiałabym być głupcem, aby dać psom wolną łapę, zwłaszcza przy szczeniaku. Oczywiście wszystkie rasy są bardzo trudne, aktywne, temperamentne, ruchliwe, nawet nadpobudliwe i standardowo inteligentne. A ja mam tylko owczarki niemieckie, więc co ja tam mogę wiedzieć. Chwilami odniosłam wrażenie, że lepszy odbiór uzyskałabym, gdybym pisała, że nigdy psa nie miałam. Co więcej, nikt mi nie uwierzył, że mam bardzo aktywnego psa, co zakrywa o nadpobudliwość. Pisząc to miałam nadzieję, że jednak bardziej przychylnym okiem na mnie spojrzą. W efekcie wyszło, że napewno nie wiem o czym piszę. Nie ma co ukrywać, że pewne rasy są tylko dla wybrańców, którym zapewne nie jestem.
Ciapek wychował każdego szczeniaka

Podjęłam inną decyzję. Wycofałam się totalnie z eksperymentów z nowymi rasami. Poszłam po rozum do głowy i podpytałam osoby, które mnie rozumieją. Co więcej, które siedzą tak samo jak ja w owczarach no i doradziły mi. Mimo, że sama jeszcze się trochę miotam, to jednak już wiem na czym stoję. Szczeniak pojawi się, może przy dobrych wiatrach jeszcze w tym roku, ale pewniejsza opcja jest, że nastąpi to w przyszłym roku. Do końca nie mam sprecyzowanych planów, ale zalążki moich myśli powolutku, powolutku się kształtują.

Dziś mogę napisać, że gdy odchodzi pies to trzeba to przetrzymać. Wiem, że mi jest łatwiej to pisać, bo nie zostałam kompletnie bez psa. Jednak, gdy serce płacze, nie powinniśmy podejmować tak ważnych decyzji. Owszem większość ludzi podejmuje i sobie szczęśliwie z tym psem żyją. Jednak, ktoś kto podchwycił życie z pewnym rodzajem psa, pod względem temperamentu, osobowości, potrzeb jak i ma jakieś swoje plany, które nawet nie mają formy, a jedynie mglistą powłokę to lepiej aby nie podejmował decyzji pod wpływem chwili.Obecnie etap z różnymi rasami uważam za zamknięty. Teraz chce mi się z tego śmiać, ale wtedy byłam bliska załamaniu. Dowiedzieć się, że jest się beznadziejnym w ogarnianiu swoich psów, uwierzcie, do miłych nie należy. Zwłaszcza, gdy chce się świadomie brać kolejnego psa. Szukałam psa podobnego z wyglądu/charakteru do Ciapka, jednak drugiego takiego samego psa nie znajdę. Dlatego ten pies był bardzo dla mnie szczególny i na zawsze zostanie w moim sercu. Jednak trzeba iść dalej...

Jeden dorosły i dwa szczeniaki. Wszystkie równego wzrostu. Ale Gandi już wiedział z kim trzeba przystawać.