środa, 31 października 2018

Ciężki poniedziałek

a także wtorek, środa, czwartek i piątek.

Nitek ma bardzo ciężkie wstawanie. Niestety ja chodzę na 7 rano do pracy, więc nie ma zmiłuj, Nitek doopkę podnieść musi i wyjść na dwór. Jak to u nas wygląda, dzień w dzień?

Mój budzik dzwoni kilkakrotnie, czyli biję pokłony temu, kto wymyślił funkcję drzemki w telefonie. Ja się zwlekam z łóżka, ogarniam łazienkę i ubiór. Schodzę na dół, wtem Nitek już się obudził. Tzn. otwarł oczy i podniósł głowę. Bo śpi na dole, w pokoju gościnnym i to przeważnie na stole, lub krześle, bądź fotelu, a lubi sobie często robi norki z pokrowca na fotelu czy łóżku.

I teraz zaczyna robić się wesoło. Mówię kilka razy, że wstajemy, helloł, nowy dzionek, ojej słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, tudzież pada deszczyk. Nie ważne jaka pogoda, entuzjazm u Nitka jest taki sam, czyli ani nie drgnie. Wtem ja się nie poddaję i staję koło niego i mówię i proszę i zachęcam, aby wstał. No to się Nitu zbiera w sile i ześlizguje się z krzesła, fotelu czy tego na czym obecnie przebywa. Nie schodzi, on pełznie w dół, aby znowu się położyć, tym razem na dywanie. Ja się nie poddaję! I mówię, no dalej, pospiesz się. Na co on, oczywiście. I się na leżąco przeciąga i ziewa. A ja nadal nad nim stoję. Wtem panicz decyduje się wstać. Tak, cztery łapki stoją. Przeciąga się powolutku, niczym kot. Najpierw przód nisko, potem tylnymi łapkami wymachuje. Zmierzając ku drzwiom, robi powolne ruchy łapami, przy okazji je również rozciągając. I w tym tempie dochodzi do drzwi. Otwieram wrota, pies wychodzi zdegustowany na podwórko, robi siku i sio. Psa nie ma, już poleciał sprawdzić obieg i czy coś przez noc się nie zmieniło.

Po chwili się melduje, że wszystko pozałatwiał, dostaje jeść i zamykamy go w klatce i teraz może się biedny wyspać. I tak jest od poniedziałku do piątku. Aż nadchodzi sobota i Nitek od 6:00 szczeka, że on się obudził, zebrał w sile i może lecieć na dwór. W sobotę, rano, kiedy człowiek ma wolne i może się wyspać, on stwierdza, że jego pęcherz już ani minuty dłużej nie wytrzyma...


środa, 25 lipca 2018

JRT a ONek

Czyli kontrast między tym co znam, a nowym i dopiero co poznanym. Chce opisać to, co zaobserwowałam na podstawie MOICH psów, gdzie te zachowania w odniesieniu do innych osobników danej rasy nie zawsze się będą pokrywać, bo każdy pies jest indywidualny. Ale myślę, że i tak wpis będzie choć trochę ciekawy.

Jrt to miał być mały, biały i wesoły piesek. Wszystko się zgadza, tylko to WESOŁY to tak razy 500, albo i więcej. Zadziwiające jest ile energii i jak wielkie ego mieszka w tak małym ciałku. Mały manipulant, destrukcja i szaleństwo w jednym. Owczar przy nim to spokojny oddech, bez wybujałych ambicji.


W szkoleniu to w ogóle jest wesoło.
Jak ONek ma dość powtórek to zaczyna robić wszystko na odwal się, bez precyzji i dokładności. za dużo razy jest powtarzane siad, waruj czy chodzenie przy nodze? zacznie się ociągać, zacznie się krzywe siadanie czy warowanie. Im więcej powtórek tym gorzej. Jak JRT ma za dużo powtórek to zaczyna kombinować, po swojemu. Przecież jak kilka razy ma coś zrobić to zadanie powinno iść dalej. Nie, na pewno samo wchodzenie na jakiś przedmiot i schodzenie ma jakiś dalszy ciąg. Przecież ileż można robić to samo. Co innego aportowanie piłki, to można robić i cały dzień do porzygu i nie nudzą się i nie kombinują.

Frustracja, czyli tłumaczenie psu jakiegoś zachowania. Jak Owczar czegoś nie rozumie, albo inaczej, jak ja mu nie umiem czegoś wytłumaczyć to zaczyna walić łapą w coś. Czy to ręka, która chowa smaczka, czy jakieś rekwizyt, który nam służy do jakieś sztuczki. Czyli on bardzo chce, a nie może dostać i nie wie dlaczego. Tak, wychodzi niedostateczna umiejętność szkoleniowa. Jak Terrierek zaczyna się frustrować to zaczyna drapać i gryźć. Bo on nie rozumie, ale bardzo chce smaka. Jakie jest wyjście z tej sytuacji? obniżyć wymagania, zadanie rozłożyć na malutkie kroczki, widocznie chcemy zrobić coś za szybko.

Ogólnie to największy problem z owczarami to było skakanie po nas. I to przeważnie Gazika zawsze ponosiło i nas obskakiwał. Terrier też skacze, ale u niego dochodzi jeszcze podgryzanie. W ogóle to nasze psy jakoś nigdy nie gryzły nas, także Nitek nadrabia, za wszystkie. To gryzienie polega na zbyt wysokim pobudzeniu, kiedy emocje szaleją, czy pies dostaje głupawki. Taki ma sposób na rozładowanie się (?), czy jako formę zabawy. Tak, często jego pomysły tylko jego śmieszą.

Owczarowi jakieś zadanie wystarczyło pokazać i on to rozumiał. Bez dodatkowej ideologii czy kombinacji. Jest to prosty układ zero-jedynkowy. Jest pożądane zachowanie jest nagroda, albo odwrotnie. Jrt ma większy zakres możliwości. Jego często ponosi w różne kierunku. Jest jak chusteczka na wietrze. Obecnie daje zawsze z siebie wszystko, tylko czasem i nad to.

Główną różnicą jest to, że Owczar ma wkodowane, że musi być blisko mnie, albo mieć mnie choćby na oku. Dlatego w czasie wolnym, nawet jak sobie leżą na ogrodzie pod drzewkiem to i tak w takim miejscu, że mnie widzą. Niby wąchają, leżą, gryzą coś to i tak ja jestem w zasięgu ich. Tak, dopiero niedawno to do mnie dotarło. Bywało i tak, że zajęta czymś (koszenie i inne prace ogródkowe), przypominałam sobie o nich i zaczęłam się rozglądać za nimi. Chwilowy przestrach, że ich nie widzę, zaczynam dokładniej skanować obraz, a one leżąc pod choinkami, już głowy wysoko usniesione, uszy postawione, pełna czujność, bo Pańcia coś wypatrzyła, coś robi, czegoś szuka, a może to nas zawoła i coś trzeba będzie zrobić?
Nie, terrier tego nie ma. On jest bardziej niezależny, robi po swojemu i człowiek nie jest mu potrzebny do życia. W takiej samej sytuacji, on idzie sobie kopać dziurę, czy szukać szczęścia na własną łapę. A jak jest blisko to po to, aby coś sknocić, zepsuć, skoczyć, ukraść. Tak, mały złośnik tudzież chochlik z niego jest.

Aaa i byłabym zapomniała. Jak owczar coś chce to przylatuje z rozochoconą mordą i świdrującymi oczami. Cały ciałem mówi, że coś chce. Terrier wpatruje się w oczy i zaczyna szczekać. A bo na dwór chce, a to tą cenną kanapkę. A największy koncert daje, jak człowiek mu czegoś zabroni, oj bardzo mu się wtedy nie podoba i japi, szczeka i wymusza.

Jednak obie te rasy mają cechy wspólne jak miłość do jedzenia i wielką potrzebę ruchu. Gryzienie to ich cel życiowy. I gryzą zabawki, gryzaki, kości i różne "ciekawe" rzeczy co im wpadną pod pysk. Obie są kradziejami, akurat tego co pod ręką człowieka się znajduje. Tu prym wiodą wszelkie ścierki i śrubokręty czy jakieś pudełka. Nie wolno nam również zapomnieć o wycieraczkach, rękawiczkach (...), BUTACH (!!!) i butelkach. I proszę Państwa, co każdy szanujący się pies potrafi robić i robi to bardzo chętnie? kopanie dziur. ONki to tam jeszcze, ale Terrier to się tam wcale nie ogranicza i rozkopuje wszystkie (!) kretowiska. Obie rasy uwielbiają spacery, aportowanie, szarpanie, szukanie. Obie lubią się uczyć i uwielbiają jeść. Tak, jedzenie to bardzo ważna czynność u nas w stadzie.Obie potrzebują konsekwencji i dobrego wychowania, bo niestety lubią wejść na głowę. Nie mają w zwyczaju być tylko pieskami nakolankowymi czy kanapowymi. A nuda to jest to najstrachliwsza rzecz z wszystkich.

Oczywiście trzeba pamiętać, że Nitek ma skończone 10 miesięcy, a Owczary to dostojne (haha) państwo, których wybryków szczenięcych już nie pamiętam. Jednak ciekawa jestem jak Nitek dalej się będzie zachowywać. Oby mniej gryzł i szczekał, bo ogólnie rzecz biorąc jest to bardzo fajny piesek, ino charakterny.

A moje motto brzmi: Gdzie Owczar nie może, tam Terriera pośle.

piątek, 22 czerwca 2018

Z pamiętnika... cz.2

Dziś dalszy ciąg pomysłów Nitka.

Nauczył się wokalizować. Cieszyłam się, że jest cichy. Był czas, że żadnego ujadania i japienia nie było. Taka istna sielanka, która się skończyła. Obecnie japi jak chce coś wymusić, czy zabawę czy wyjście na dwór. Japi, bo sobie"pilnuje" podwórka. Jak jest zły czy zbyt podekscytowany. Oczywiście ja to staram się zminimalizować, ale jest ciężko.Słyszeliście, że pies jak je to nieszczeka? no to musicie poznać Nitka, on nawet to umie.

Ale jest postęp, bo nie gryzie już tyle. Tak, mamy malutki progres. Za to zaczął drapać i już nie wiem co było gorsze.Jednak spokojnie, zmniejszył częstotliwość, a nie wyeliminował. Także jak się wkurzy to i tak użre. Nie, głodny napewno nie jest.

Mały zbój ma zakaz siedzenia w kuchni jak jemy. Najczęściej wtedy siedzi  w klatce, ale jak nie zdążymy to on sobie kmini po swojemu. My jemy, a on musi teraz i natychmiast się napić. Miska stoi oczywiście w kuchni. I podchodzi do tej miski, zagląda. Pije i wypluwa obok. Gryzie wodę. A ostatnio nauczył się puszczać bąbelki. I jak staram się trzymać powagę sytuacji, że ja jem, a on ma nie przebywać w kuchni tak wybucham śmiechem. Wybaczcie, nie mogę się czasem powstrzymać.
Kiedyś miał brudne łapki to wlazł do miski z wodą. Co mu wtedy odbiło? nie wiem. 

A też ma nowe, ciężkie zajęcie... na podwórku pojawiła się podsypka z piasku, no to papiś kopie i kopie i kopie. Także zamiast białych łapek ma żółciutkie jak żółtka z jajek bio.

Sama też wpadłam w własną pułapkę. Zawsze po zamknięciu klatki Nitek dostaje smaka. Ostatnio byli goście, wszyscy siedzieliśmy do góry, a Nitek w klatce sam na dole. Miał spokój i ciszę i powinien spać,a choćby leżeć. Powinien. A on japi i japi. Na dwór wywalałam, a jak sam przyszedł to znowu do klateczki i nadal japi. Po którymś razie dostał kilka smaków na zamknięcie się. A on zjadł i poszedł spać. No myślałam, że się ugryzę w dupkę.

Nitek przeżył też swoją pierwszą kąpiel. Wyławiałam różne syfy z oczka, bo wiedziałam, że Sonia tam zawita. No i łowię,łowię i Nitek chciał pomóc. Na odważnego chciał chwycić coś pływającego, ale przy okazji chlupnął w wodę. Żebyście widzieli jaki on był zły, choć zły to mało powiedziane :D

Dawno tego Pana tu nie było

A Sonia i Gandi to takie grzeczne pieski. Nie broją, nie mają już dziwnych i głupich pomysłów. Teoretycznie. Wspólne przebywanie odbywa się na lince. Bo Nitek to taki gagatek, że próbuje podkradać Poczwarom piłki, pląta się im pod nogami, doskakuje do pysków albo idzie po bandzie i próbuje kopulować Sonię. Tak, to są bardzo głupie pomysły, zwłaszcza w kierunku moich Poczwarusiów, które jednak mają swoje charaktery.

Ogólnie to Nitek jest bardzo śmiesznym małym pieskiem. Łamie nasze reguły dla zasady, a nie z potrzeby. Przecież najwygodniej śpi się na stole, wchodzi w miejsca, które są zastawione, kradnie i gryzie buty i papcie, choć wokół jest pełno zabawek czy kradnie czereśnie, których się nie zjada. No i oczywiście kopanie dziur i to nie na nierównym terenie wśród drzew czy za choinkami, oj nie. Dziury, proszę Państwa to się kopie na samym środku pola, gdzie jest sobie ładnie i równo skoszona trawa. Gdy człowiek próbuje namówić pieska na wejście na przeszkodę to udaje się kosmitę, że nie kuma ani słów, ani gestów. Za to, gdy człowiek odwróci się w inną stronę, to z cała precyzją i wyższością można przeparadować sobie po wysokościach. A tam gdzie jest taśmą obwiązany kawałek ziemi to na pewno nie jest to ogrodzony przed nim ogródek, a centrum kopania, przebiegania, przeskakiwania i podlewania przez psa.

Aaa i pierwszy raz go trymowałam, także nie polecam.

Wow i to pierwszy raz pisałam posta i dodawałam zdjęcia z telefonu, także proszę o wyrozumiałość, bo niestety, za dobrze tego tematu nie ogarnęłam...

Niestety tak to jest jak mam dużo pomysłów na posty, ale czasu brak. Dlatego piszę tak rzadko. I coraz mniej zdjęć się pojawia.  Ale staram się nie lenić i tak w kwietniu byłam na łapa targ i warsztatach pies agresywny, w maju na semi z OBI, a za parę dni wyjeżdżam spełniać marzenie z dzieciństwa. O wszystkim chciałabym napisać, ale niestety nie nadążam :(

piątek, 25 maja 2018

Drobiazgi

Dziś wjeżdża na bloga temat dość osobniczy. A mianowicie moje spojrzenie na szkolenie psów. Wiadomo, każdy chce mieć psa super wyszkolonego, którym może się pochwalić i wszędzie z nim pójść. Ideał ten nie jest agresywny, nie ma żadnych schiz czy innych problemów. Ten pies kocha wszystkich i wszystko aportuje. Tak sam z siebie.

Noo powiem Wam, że chciałabym tak. Ale życie to nie piękne słowa czy filmiki na YT. A już na pewno nie ma tak łatwo z psami. Dlatego dzisiejszy post poświęcę na dostrzeganie drobiazgów. Bo moim zdaniem sukces to nie jest jeden wielki epizod, jeden kawał czegoś tam i to on jest. Sukces to właśnie milion malutkich drobiazgów, które układają coś wielkiego.

Aby odnieść sukces w życiu z psem, trzeba się od psa nauczyć, że żyjemy tu i teraz i tym się cieszymy. Tu jest super impreza, tu jest dobrze i miło. Nie mamy klapek na oczach i tylko jeden cel, ale wiele malutkich czynników, dzięki czemu mamy możliwość dojścia do czegoś wielkiego.

Teraz to trochę mnie poniosło i zaczęłam filozofować. Wróćmy zatem do głębin i ukażmy światu moje malutkie drobiazgi z ostatniego miesiąca:

Nitek zaczął respektować sygnały, które Soniula mu pokazuje. Czyli jak pokaże zęby to to nie znaczy, że papik ma je wylizać. Co więcej, zaczyna to zachowanie przenosić na inne psy.

→ Do dwóch owczarow chciał podbiec obcy szczeniak. Zanim ten się rozpędził to Gandi naszczekał na niego pt."nie chcę żebyś tu podchodził". Powiedziałam Gaa. A Gziku się odwrócił i przybiegł do mnie. Tak całkiem z innego punktu widzenia, to Gandi bardzo nie lubi papisiów.

→ Obcy pies przy bramie. Sonia stała przy płocie i była cicho, nie nakręcała się, nie japiła, nie biegała i nie pokazywała zębów. Po prostu stała zaciekawiona. Gandi w tym momencie próbował się rzucać, ale przekierowałam go na siebie i chodził ze mną przy nodze, nawet chwilowo łapał kontakt wzrokowy. Tak mu to ładnie wyszło, że żal mnie ściskał, że nawet zdjęcia nie mam. Oczywiście, tak górnolotnego spektaklu jaśnie pan już nie powtórzył. Ale mamy to na uwadze.

→ Nitek daje się pogłaskać i zaczyna być mądrzejszym psem.  Coraz fajniej ogarnia komendy z posłuszeństwa. Również bardziej nam ufa. Świrek nadal z niego jest, to tam bez dwóch zdań, ale wiecie, leżę na łóżku, Nitek przychodzi i pogłaskasz go, tu na ciebie usiądzie, tu poliże i wow, a potem sobie pójdzie. Bo dawniej to wpadał na łóżko i patrzył, co można szybko ugryźć i uciec. A co można ugryźć? paluszki od nogi, palce, nos, ucho, ewentualnie jak nic nie wystaje to można zaszarżować i spróbować jakieś ręki czy nogi. Ewentualnie co nieco podrapać.

→ Największy drobiazg, który jest dla mnie niesamowicie ważny to komentarze innych osób. Jak kiedyś słyszałam, że mam ładne psy, tak teraz coraz częściej słyszę, że mam mądre psy. I niby to nic takiego, przeważnie są to sytuacje, gdzie pies prezentuje wyuczone komendy z pt, to jednak sprawiają mi ogromną radość. Bo to, że mam psy ładne to wiem, ale ciężko pracujemy aby coś umiały. A jak Gandi zamiast japić na psy za płotem, idzie przy nodze to jest ten szpan.

I to są naprawdę drobiazgi. Dla niektórych to gra nie warta świeczki. Jarać się, że pies stoi jak przysłowiowa dupa i patrzy na innego psa. No naprawę, szczyt polotu. Ale jeśli ten pies jest agresywny i Ty z góry wiesz, jak on się zachowa, to zmienia perspektywę. Niby coś, czym nie ma się nawet jak pochwalić. Ale mi sprawiają ogromną radość i bardzo mnie motywują. Czy jest sens codziennie bić się w pierś, że z czymś się nawaliło? a dupa blada, lepiej poszukać czegoś, co cieszy, co się udało. Bo to, że papiś już ogarnia trochę jest o wiele lepsze, mimo, że to skupienie na mnie, albo raczej żarciu  wśród psów jest zawsze lepsze niż narzekanie, że zeżarł kolejną parę butów. Pocieszanie się, że Poczwar nie najapił na psy, tylko ogarnął się jest lepsze niż dołowanie się, że na polu wypruł jak wariat za zającem. Znowu. Ale był na smyczy i to było jedyne połączenie z nim.

Człowiek się cieszy, jak wstaje rano i widzi, że zapomniał na noc schować pilota,a on jest w stanie nie naruszonym, mimo, że cała noc był sam na sam z papikiem. To radość, kiedy pies nie leci dzikim galopem za kotem, a się zastanawia czy mu się opłaca lecieć za nim. Jestem również małym diabełkiem i się złowrogo uśmiecham, kiedy wszyscy stukają się w czoło, jakiego sobie małego psa kupiłaś. Tak, ten pies ma mnie dzisiaj w dupie i iść na smyczy nie chce, ale za jakiś czas nakierowany dostawia się do nogi i przy niej dziarsko idzie z ogonkiem w górze. I co? śmiać się już nie ma z czego...  A potem słyszę, jaki mądry malutki piesek.

Z drugiej strony, codzienne życie z psem to wiele sytuacji. Zapewniam, że znajdzie się choćby jedna malutka rzecz w morzu negatywów, która będzie tym punktem odniesienia. To taka mała iskierka, która się będzie tlić. I na akcentowanie jej, mamy szansę w późniejszym czasie mieć piękny płomyczek sukcesów. A jeśli ktoś nie będzie umieć się cieszyć z tego, że pies zamiast japić, woli skupić się na człowieku, ten nie doceni psa, kiedy będzie szedł grzecznie przy innych rzucających się psach.

Dlatego drobiazgi są ważne, aby móc być godnym zaszczytu dużych sukcesów. A jak ktoś próbuje nastraszyć Ci szczeniaka to zawsze możesz wziąć owczara ze sobą na spacer jako prywatnego bodyguarda.

sobota, 7 kwietnia 2018

Z pamiętnika... cz.1

Brakowało mi takich postów. Czyli pisanie o tym co u nas, ale bez jakiś wielkich, wow, tytułów. Takie uchybienie ciut naszego życia, codziennego. W sumie to taki był główny zamysł, a potem blog poszedł na całkiem inne tory.

Dzisiaj na tapetę wkracza papiś. To jest tak fascynujące, poznawanie się nawzajem ze szczeniakiem, odkrywanie tego jaki jest i co lubi. No cóż to juz nie jest taki malutki papiś, on ma już 7 miesięcy! Jest dawno po wymianie zębów i przed nami jest (albo właśnie trwa) bunt nastolatka. I jeśli ktoś mówi, że szczeniak przestanie gryźć po wymianie zębów to... nie wierzcie. Nitek dobre 3 miesiące temu skończył pluć zębami i nadal gryzie. Z frustracji, ale fakt faktem zębów używa, równie mocno. Kombinuję i cuduję, żeby garnąć to jego gryzienie i nijak mi to wychodzi. Jak zabraknie mi pomysłów to pójdziemy na dywanik do behawiorysty.

Nitek uwielbia grzebać w damskich torebkach. Wyszukuje co bardziej wartościowe dokumenty i ucieka w spokojny kącik, aby przememłać sobie papierki. Tfu, aby przeczytać i pewnie rozliczyć wszystkie wydatki, także najważniejsze to pilnowanie domowego budżetu.

Ostatnio na wieczornym spacerze przechodziliśmy koło parkingu. Nitek wszedł na zielony skrawek i wbił pod przód zaparkowanego samochodu i wyciągnął... paczkę chusteczek. Tak, chusteczki to sens jego życia.
Tak, słucham Cię człowieku

Ogon mówi o nim wszystko, cała psia mowa u niego skupia się na ogonie. Ileż on pokazuje. Ogólnie to przecież wiem ile informacji zawiera ułożenie ogona, ale tak daleko i tak nastroszony to pierwszy raz widzę. Ciapek ogólnie miał dłuższe kłaczki i jak kozaczył to nie było to tak efektowne.

Straszny zmarzluch z niego jest. On całą noc potrafi przespać przyklejony do kaloryfera. Rano go odrywam i jest taaaki cieplutki. Tak, jestem okrutna. Ale niestety, muszę go budzić na poranne siku, śniadanko i ja idę do pracy, a Nitek może się wreszcie wyspać.

Biedny nienawidzi transportera. Od samego początku nie lubił go i nic nie jest w stanie go przekonać, dlatego śpi w klatce Gazika, czysty apartament. Próbowałam mu zrobić budkę w klatce to tam śpi, ale jak go przekonać do samego transportera? mi brakło pomysłów. Transporter poszedł w odstawkę i kombinujemy z klatką, ale pod niego kupioną. Czyli podejście nr 3, trzymajcie kciuki, żeby teraz się udało.

Właśnie! Nitek musi czasem dojrzeć do pewnych rzeczy. Np. w piątek jeszcze potrafił złapać wpadkę w sikaniem, a w sobotę kończył 6 miesięcy i problem skończył się jak ręką odjął. Chyba stwierdził, że teraz to ma już pół roku i czas się ogarnąć.

Jak już przy okazji dojrzewania to pewnych rzeczy to tak wygląda szkolenie z nim. Czasem człowiek go czegoś uczy, on prezentuje wszystkie możliwe zachowania oprócz pożądanego. Bywa, że on totalnie nie kuma czegoś. Wtedy trzeba mu odpuścić. I po jakimś czasie do tego wrócić i on wykonuje to tak jak powinien.
Bieeeegniemy razem

Bardzo się ekscytuje innymi psami, do tego stopnia, że totalnie ich nie czyta. Cóż, zdarza się. Dlatego odpuściłam na dłuższy czas zapoznanie się z Owczarami. Dla jego bezpieczeństwa. Bo one nie lubią nachalności i brak komunikacji. A Nitek wali jak w dym. I mogłoby się rzec, że temat został zawieszony w próżni to jednak nie. Nitek chodził codziennie, po kilka razy dziennie do Owczarów i rozmawiał sobie z nimi przez kraty od kojca. I powiem Wam, że to był fenomen. Śmiałam się, że moje 3 upośledzone pod względem komunikacji psy zaczęły się porozumiewać i każdy coś dla siebie z tego wyciągnął. Ale to jest tak fascynujące, że napiszę chyba o tym osobny post. Teraz napiszę, że wiele przed nami pracy, wieeeele.

I jeszcze jedno... instynkt. Nie zgadniecie co on sobie w tej główce wykminił. Mamy wielką stertę kupki drzewa. Tak powrzucane. I on sobie na to wchodzi (powyżej 1,7m) i patrzy co u sąsiada za płotem. A tam klatki z królikami. Takie wiecie, animal planet na żywo. Szczęście i nieszczęście, że za płotem jest pusto, tam nic nie ma, więc albo niech nie przeskakuje, a jak mu odbije i przeskoczy to się może połamać. I ja dzisiaj właziłam na to drzewo i je przerzucałam tak, aby nie sięgał łapkami, coby durne pomysły do małej główki nie przychodziły.
Ta bródka to nam nie wyszła... miał być gładki, a zrobił się złamany :(

I jak tak patrzę na pomysły Nitka, na zniszczenia, których dokonał, na rozmiar jego złodziejstwa, jak kleptoman. To ani Ciapek, ani Owczary nie robiły takich akcji. Ale spokojnie, one nadrabiały inszymi rzeczami, wcale nie mniej chwalebnymi. 

Także podsumowując to Nitek jest bardzo spostrzegawczy, zadziorny, uparty i ... japiący. O ile na mnie mało japi to jak wymusza coś na moich rodzicach to uszy więdną przy wokalizacji.  Niestety nie będzie pięknego filmiku, bo Nitek jeszcze niewiele umie.Ale też nie zależy mi aby cisnąć do przodu. Największym problemem były u mnie komendy. Bo ja wiecznie nie mogę się zdecydować jakich używać. Z jednej strony nie chcę wymyślnych a z drugiej nie chcę, aby ktoś mi ją spalił. Także najwyższy czas się ogarnąć.

Ale żeby nie było to chodzimy na spacerki, czasem samotne, czasem kogoś ze sobą zabieramy z ludziów. Z owczarami na spacery nie chodzi, bo za bardzo chłonie ich zachowania. Chodzimy w dzień po zaludnionych miejscach jak okolice szkoły czy rynku, ale też wieczorami snujemy się po różnych uliczkach. Czasem nie spotykamy nikogo, a czasem całkiem sporo ludzi. Uczymy się zwykłych, spokojnych spacerów, a także skupiania uwagi i przekierowania na człowieka zainteresowania. Tłuczemy, że na smyczy się nie ciągnie, a także zasad zachowania na chodniku. Uczymy zachowania przy owczarach, a także zabawy z człowiekiem. Czyli nie robimy nic wielkiego i z polotem, ale też nie zawalamy czasu.

Jednocześnie ostatnio mam bardzo wiele przemyśleń o wychowywaniu, szkoleniu i posiadaniu psów. Jak ludzie czasem marnują psi potencjał, zamykając i izolując szczeniaki, jednocześnie nic z nimi nie robiąc.

Biegnę do Ciebie!
Co mnie zdziwiło ostatnio? wszyscy się dziwią, że mam małego psa... są tak zdziwieni, że nie dowierzają, że to faktycznie mój pies. Hiciorem było pytanie, czy nie wstydzę się wychodzić z takim małym psem. No bo ja przecież zawsze z owczarami chodzę...

I co myślicie o takim cyklu wpisów? Podoba się czy wieje taką nudą, że lepiej sobie odpuścić?

czwartek, 8 marca 2018

Skórzany komplet od PAWESOME


Marka PAWESOME to nie tylko smycze linowe, które przedstawiłam w poprzednim poście. Ale także skórzane obroże i smycze, które testujemy od jakiegoś czasu. Dlatego chętnie podzielę się naszymi spostrzeżeniami na temat tych produktów. Wszystkie produkty Pawesome wykonywane są w 100% własnoręcznie. Skóra jest także ręcznie farbowana i szyta. To nie jest produkcja taśmowa, a każdy produkt jest traktowany indywidualnie. To czym mnie również ujęła marka Pawesome to dożywotnia gwarancja na swoje wyroby.

Obroża
Obroże te są w całości zrobione ze skóry, która jest poddawana farbowaniu. Dzięki temu mamy do wyboru obrożę w kolorze zielonym, żółtym, brązowym, niebieskim i czerwonym. Ostatnio została wprowadzona nowość, czyli obroża DUO, która składa się z dwóch kawałków skóry, więc można wybrać opcję dwukolorową. W ofercie znajdzie się również obroża DOT z wybijanymi otworami, więc każdy znajdzie coś
dla siebie. W obroży skórzanej zastosowano mosiężne okucia oraz nici, dzięki czemu pasuje zarówno do smyczy skórzanej jak i linowe. Moim zdaniem wszystkie kolory obroży bardzo ładnie pasują do złotego koloru mosiądzu. Elementy tworzą spójna całość, co nadaje pewnej elegancji i wyborności. Obroże występują w dwóch szerokościach, czyli 2,5cm i 4cm oraz są do wyboru różne długości w zależności od wielkości psiaka. Dużym atutem jest zapięcie na sprzączkę, dzięki czemu obroża jest bezpieczniejsza i dobrze dopasowana.


Wybrałam obrożę 4cm w kolorze niebieskim. Na początku miałam obawy, czy nie będzie za szeroka i jak to będzie na Gziku wyglądać, bo on to takie delikatniejsze akcesoria nosi. Ale jak mu ubrałam to się zdziwiłam, bo pasuje pod niego idealnie. Nie jest za szeroka, nie sprawia mu dyskomfortu, jednocześnie jest widoczna, nawet w zimowym futrze. Naprawdę, teraz patrzę na te zdjęcia i nadal się zachwycam. Samo wykończenie obroży jest proste, a przy tym miłe dla oka.


Smycz
Do kompletu oprócz smyczy linowej, którą przedstawiłam TUTAJ, można dobrać smycz skórzaną. Jeśli ktoś woli skórzane smyczy to na pewno jest to wybór dla niego. Skórzana smycz również jest farbowana na wybrany kolor, a dodatki są mosiężne. Smycz jest ręcznie szyta oraz nitowana, co zapewnia wysoki poziom bezpieczeństwa. Jest grubsza i trochę sztywna, co również ma swoje zalety, bo nie jest lejąca się. Po prostu czujesz ta smycz w ręce. Końce smyczy nie są ostre, ani toporne, a wręcz dopieszczone, przez co wygodnie się ją trzyma. Przy szarpnięciu nie tnie ręki, co jest bardzo ważne.

Długość smyczy jest do wyboru 120 i 150 cm, więc bardzo fajnie sprawdzi się w miejskich warunkach, gdzie pies musi iść blisko człowieka i musi być pod kontrolą. Nie trzeba chwytać w połowie, skracać, owijać na ręce i inne cuda. Wystarczy trzymać za rączkę, a długość smyczy powoduje, że i pies jest blisko i człowiek ma komfort z spaceru.


Moje odczucia
Zarówno obroża jak i smycz są bardzo porządnie wykonane. Dzięki dobrej jakości materiału i dopracowaniu są bezpieczne i wygodne w użytkowaniu. Ogromnym plusem jest wygląd, bo nadaje psu poważnego wyglądu. Gandi wreszcie wygląda jak Pan Pies, a nie jak dzieciak z piaskownicy.W Pawesome stosują tylko najlepszą skórę. Dzięki temu jest gruby i nie odkształca się, nie zagina i w sumie to z tym materiałem nic się nie dzieje. Nie zauważyłam, aby cokolwiek się działo czy to z skórą czy pozostałymi dodatkami. Nie znajdziemy tu zbędnych elementów czy ozdobień. Totalny minimalizm, przez który dostrzegamy wszystko to co najważniejsze.

Wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje, bo każdemu podoba się coś innego, co innego przemawia do kupującego. Mi komplet bardzo się podoba. Kolor niebieski i mosiężne dodatki pasują do Gandiego. Chyba to pierwsze akcesoria, w których on tak dobrze wygląda. No i skóra, z której jestem zadowolona. Miałam i macałam kilka wyrobów skórzanych, jednak komplet od PAWESOME wygrywa z nimi. Przekonał mnie, że skórzana obroża czy smycz mogą być ładne, wygodne i niekoniecznie w standardowych kolorach.

piątek, 2 lutego 2018

Socjalizacja

Chyba każdy o niej słyszał, jak jest ważna w rozwoju szczeniaka, jakie przynosi korzyści i ułatwia życie. Dla mnie socjalizacja szczeniaka to pokazanie mu wszystkiego, co jest niezbędne mu do normalnego życia w społeczeństwie. Jest dla mnie bardzo ważna, jednocześnie jest tyle teorii na temat jej przeprowadzenia, że człowiek może zwariować od nadmiaru informacji.

Czy socjalizować szczeniaka?
Tak, tak i jeszcze po stokroć tak. Szczeniak choćby pochodził z najlepszej hodowli, po najlepszych rodzicach z super socjalem to na nic mu się to zda, jeśli w wieku 8 tygodni jak do nas przyjedzie, zamkniemy go w szczelnym pomieszczeniu na kilkanaście miesięcy. Dlatego to co wyniósł z hodowli jest bardzo ważne, ale dalej sami musimy nad resztą pracować, a wierzcie mi, jest nad czym. Tym samym, jeśli w hodowli ten socjal nie był taki jakbyśmy tego chcieli, to mamy czas, aby sobie wszystko odpracować. Wiadomo, nie zawsze da się wymazać to co przeszedł w pierwszych tygodniach w gnieździe, ale nie przesadzajmy. Dzięki dobremu prowadzeniu możemy zwojować świat, jeśli tylko tego chcemy. A po się socjalizuje? Aby pies w dorosłym życiu wiódł spokojne, szczęśliwe życie. To co pozna i się z tym oswoi, nie będzie dla niego straszne. Rzeczy czy sytuacje nieznane mogą powodować strach, lęk i różne przy tym sytuacje problemowe.

Schematy, plany, złota dwunastka
Jest tego naprawdę wiele. Ile i co pies musi poznać do 12 tygodnia życia,czy inne teorie mówiące o tym jak należy socjalizować. Ja znam te opracowania, a jakże, jednak się do nich z pełną świadomością nie stosowałam. Dlaczego? bo każdy pies jest inny i potrzebuje innego prowadzenia. Jednocześnie, każdy pies będzie żył w innym świecie i potrzebuje indywidualnego podejścia. Również nie zapisywałam i nie robiłam notatek,że tego i tego dnia poznał tylu i takich ludzi itp. Nie prowadziłam planów i schematów, według których należy przeprowadzać socjal szczeniaka. Podeszłam do sprawy zdroworozsądkowo, po swojemu. Nie neguję żadnych metod i nic nie mam przeciwko nim. Fajnie, jeśli ktoś się do nich stosuje i pracuje z psem. Jednak mam ciut inne priorytety.


Socjalizacja Nitka
Jak już pisałam w poprzednim poście, nam się nigdzie nie spieszy, wszystko robimy powolutku, na spokojnie. Najpierw dałam mu poznać dom i podwórko. I tu zaczął się problem z hałasami. Dlatego pokazałam szczeniakowi, że może na mnie liczyć, że przy mnie jest bezpiecznie i to, że ja jestem. Po prostu. I ja się nie boję, bo nie ma czego. Najważniejsza zasad według mnie to to, że my nie możemy się bać, że pies się boi. My musimy pokazać swoją mową ciała, głosem i gestami, że nic ma się czego bać. Żadnego titania czy biadolenia, a już na pewno nie może być opcji pobłażania. Ojej piesek się boi? to nie wychodźmy z nim poza jego strefę komfortu. NIE, małymi kroczkami, na różne sposoby, ale nie zamykajmy psa na nowe doświadczenia.
Nie robiłam na siłę spacerów, że pies musi iść i koniec. Nitek na początku to usiadł się i koniec. Brałam na ręce i maszerowałam. W jednej ręce trzymałam psa, w drugiej smaczki. I sobie skarmiałam go,bo coś go zaciekawiło, bo jechały tiry a jedzonko było ważniejsze. A jak się wystraszył to go mocniej przytrzymywałam, przytulałam. Nawet wkładałam pod kurtkę/bluzę. Jak widziałam, że jedzie coś głośnego,a Nitek nie zdążył wyjść na prostą to ochraniałam go, stając tyłem do samochodu i biorąc to na siebie.
Z drugiej strony to nie rozczulałam się nad nim. I na rączkach chodziliśmy po rynku czy po chodniku. Psa nikt nie staranował i był bezpieczny i podziwiał sobie świat z góry. W bezpieczniejszych miejscach stawiałam go na łapkach i zachęcałam do chodzenia. Odchodziłam, wołałam, skarmiałam smakołykami. Jak miałam kryzys, że no nie szliśmy, tylko więcej w miejscu staliśmy i pies wąchał pół godziny i tyle było z spaceru to wzięłam Gazika na spacer. I Boże, jak to to małe pruło do przodu. Jednocześnie ważne jest to, jakiego psa bierzemy, bo gdybym brała Soniulę to mogłabym sobie napykać problemów.
Jak zaczął sam maszerować, dość nieśmiało to go wspierałam na każdym kroku, zachęcałam, czekałam. Dałam mu czas, gdy tego potrzebował. I najpierw ogarnęliśmy temat wokół domu, a dopiero potem uderzaliśmy w miasto. Małymi kroczkami budowałam pewność siebie Nitka.
Chciał wskoczyć na schodek? a proszę barwo. Zaciekawił się czymś? Podchodziliśmy bliżej. Były inne pieski? przekierowałam jego uwagę na siebie. Kiedy spotkanie było nieuniknione, bo pies komuś nawiał to pokazałam, że no spoko kumpel, mimo, że miałam obawy. Ale trochę tego psa znałam, także miał kredyt zaufania. Korzystałam z dobrodziejstw spotykanych po drodze. Często sam się pakował na różne rzeczy, jak np. w przerwie między ćwiczeniami uciekł i wlazł na kładkę. Bał się wielkiej skarpy piasku, czy wielkiego ciągnika. Przewodnik musi pokazać, że tam strachów nie ma, a dobry argument przekona psa. Poznawał hałasy życia codziennego, bez jojania nad nim.
4 miesięczny paps

Szkolenie?
Równolegle pomalutku zaczęłam uczyć, dla mnie, najważniejszych słów. Jakieś malutkie wstępy do docelowych komend. Bez sensu było próbowanie na początku w złych dla niego warunkach, szkolić go. Nabrał pewności siebie, obył się z otoczeniem i sam pokazał, że jest gotowy. Dlatego najpierw w domu ćwiczyliśmy to co najważniejsze, czyli wprowadzamy komendy zapowiadającej nagrodę, brak nagrody, zwalniającej i koniec treningu. Dodatkowo wstępy do siadu, obrotów, chodzenia przy  nodze i przywołania. Przez przypadek wyszło nam aportowanie. I to nie jest tak, że wszystko od razu, albo skupienie się tylko na jednej rzeczy. Małymi kroczkami i wszystko wychodziło w życiu. Oczywiście to dopiero ćwiczymy, on tego nie umie i potrzebuje i czasu i powtórzeń, zanim się nauczy.  O ile w ogóle przyswoi wiedzę. Bardziej ustalanie zasad, które konsekwentnie były przestrzegane. Dodatkowo mówienie do psa, ale nie zalewanie go potokiem słów. Najpierw króciutkie sesje w domu, a dopiero przenoszenie tego na dwór. U nas bardziej to szkolenie było z musu, bo psa rozsadzało, a na spacer nie można było iść. Podkładam mu niektóre codzienne słowa, aby miał szansę skojarzyć. Np. obroty robimy na naprowadzanie i komendy jeszcze nie wprowadziłam, inna sprawa, że nadal nie wiem jaką wybrać. On od samego początku ma genialne czekanie, bo jak szykowałam mu kolację to grzecznie siedział. Wtedy w między czasie nagradzałam go. Jak dostawał miskę z jedzeniem też zawsze mówię "proszę, jedz". Także owszem trochę go szkole, ale bardziej wychowuję. I zawsze w pogotowiu są przysmaki, zawsze.

Uczę Nitka klatkowania, ale nie mam wielkiego parcia na nie. Po prostu jest mi to potrzebne,jeśli będę chciała z nim na szkolenia jeździć. Bo w domu się wycisza i jak nas nie ma to po prostu sobie grzecznie śpi. Mały ma chorobę lokomocyjną, z która walczymy. Jeździmy małymi odcinkami, często pod kocykiem. Inaczej się trzęsie, ślini, mlaska, odbija się i wiadomo jak to się kończy.Także wymyśliłam sobie, że w transporterze lepiej będzie znosić podróże. Jeszcze nie testowałam, wszystko przed nami.

Jednocześnie człowiek uczył się mowy psa. Każdy pies jest indywidualny, dlatego obserwacja jest kluczem do sukcesu. I wiem kiedy sytuacja psa przytłacza i wtedy muszę wkroczyć ja, jednocześnie Nitek często się otrzepuje i strzepuje cały stres. A wtedy na nowo ogonek w górze i idziemy dziarsko do przodu. Sytuacje stresujące? kilka tirów na raz jak jedzie, szczekające psy czy ludzie, którzy wchodzą w bezpośredni kontakt z psem, zanim ja zareaguję.

Z owczarem to całkiem inna bajka jest, także koniecznie trzeba się dostosować do psa, a nie psa do nas. Gandi potrzebował od samego początku więcej atrakcji. A i tak miałam o wiele mniejszą wiedzę i dzisiaj zrobiłabym wszystko inaczej z nim.

Czasem skupiając się na zapoznaniu psa z ważnymi celami, zapominamy o najważniejszym, czyli relacji z psem. Aby pies nam ufał, czuł się bezpiecznie. Pokazuję psu, że ręce są fajne, że jest czas na zabawę i czas na odpoczynek, uczę go czystości. Choć czasem mam załamanie nerwowe, jak mamy wpadkę za wpadką z sikaniem. Albo jak ciągle nas gryzie i gryzie, a gryzaki nie dają rady. A to taki mały zbój jest.

wtorek, 23 stycznia 2018

Recenzja smyczy linowej od Pawesome

Jak ostatnio pisałam, zostaliśmy ambasadorami marki PAWESOME, więc testowaliśmy różne fajne rzeczy takie jak smycze linowe. Także chcę Wam napisać jak się one u nas sprawowały, co mi się podobało w nich i jak je oceniam. Zaciekawiłam Was? No to zapraszam do czytania.

Zacznijmy od tego, że to Gandi miał testować smycz, więc wybrałam dla niego kolor szary. Nie wiem dlaczego, przecież on wszystkie akcesoria ma niebieskie, a tu takie szaleństwo. Jednak spójrzcie jak ta smycz w szarych barwach się prezentuje. Poważnie, elegancko i wcale nie widać, że bujamy się po polach czy innych kniejach. A wracając do głównego tematu... Miał testować Gandi, więc byłam w dużym szoku, gdy w paczce znalazły się dwie smycze. Szara Gazika iii różowo-niebieska dla Soniuli. Naprawdę wielką radość sprawił mi ten prezent, bo oba Poczwary chodziły razem na spacer w tym samym stylu. Ma dusza maniaka była szczęśliwa.

Jak ta smycz pasuje Soniuli, pokazuje jej dwa oblicza, czyli i dama i chłopczyca
 Co do samych smyczy to była to dla mnie nowość. Nigdy wcześniej nie miałam smyczy linowej, a tym bardziej z liny bawełnianej, także nie wiedziałam czego się spodziewać. Ba, nawet nie wiedziałam, że taka istnieje. Aż wstyd się przyznać, że nie miałam pojęcia czy ta smycz będzie wygodna, czy lekka czy twarda i toporna. Na zdjęciach fajnie się prezentowała, jednak wiadomo, że trzeba sprawdzić organoleptycznie wszystkie właściwości.

Czym się charakteryzują smycze linowe PAWESOME?

Wyglądem, czyli lina bawełniana w różnych kolorach. Od naturalnej, czyli białej, jednokolorowe jak szara, po dwu- i trzy- kolorowe jak niebiesko-różowa, lub moro.Ciekawe pomysły i kombinacje kolorów, które można dopasować do swojego gustu i pod kolor psa. Jednocześnie  nie są to wzorki jak w smyczach taśmowych, więc nie ma przesłodzonego czy mało poważnego odbioru. Oprócz tego karabinek jest mosiężny, wybrany i testowany pod względem wytrzymałości. I wtedy żaden piasek czy inne zło go nie pokona. Wyjątkowe są także dodatki skórzane, pod którymi chowają się sploty linki, czyli przy karabinku i rączce. To jest takie dbanie o szczegóły czy niuanse, dzięki czemu fajnie się będzie komponować z obrożą skórzaną. Wszystko pod kolor i styl, także można samemu dobrać sobie komplet. I to niekoniecznie tylko w jednym kolorze, można zaszaleć. Smycze linowe, ze względu na swój kształt i jakość materiału, są wygodne w użytkowaniu. Dzięki temu, że smycz jest okrągła ta nie ma sztywnych czy też ostrych zakończeń boków. Miło leżą w ręce, a powierzchnia nie jest śliska czy sztuczna, bez zadziorków i fajnie się prezentuje. Nie jest zbyt gruba, ani cienka, także psy pokroju ONka dobrze się prowadzą. Można jej zaufać i powierzyć bezpieczeństwo swojego psa. Jest miękka i lekka, ale nie jest delikatna. Dodatkowo przy szarpnięciu jest uczucie bardzo lekkiego amortyzowania. Z jednej strony mamy większy komfort z użytkowania, a z drugiej nie tracimy kontroli nad smyczą.

Mosiężny karabinek
Ogólnie to muszę się do czegoś Wam przyznać,a mianowicie, mam schizy dotyczące karabinków w smyczach. Nie wiem skąd mi się to wzięło, może przez fakt, że na jednej smyczy prowadzę te 35kg, ale dużą wagę przywiązuje właśnie do zapięć.  Wychodzę z założenia, że produkt sam się musi obronić, więc wygląd musi być na tip top. Bez delikatności czy jakiś luzów, nie ma być cienki i jeszcze na dodatek z małym oczkiem. Jednocześnie karabinki dedykowane dla psów TTB, wyglądają bardzo porządnie, ale też są wielkie i toporne. I to jest moja bolączka. Albo karabinek jest ciężki, przez co wygodna użytkowania smyczy też jest mniejsza albo zwykły, duży.I ja z takim zwykłym karabinkiem, z smyczą wieloletnią pojechałam nad morze, tym samym zaprawiłam piaskiem na amen mechanizm.Dlatego cieszy mnie fakt, że ktoś znalazł takie właśnie rozwiązanie. Smycz z odpornym karabinkiem, który na dodatek dobrze wygląda i jest funkcjonalny. Tej smyczy jeszcze nie miałam w ekstremalnych warunkach,ale wszystko przed nami. Jak na razie jestem zachwycona. Owszem, trochę kolor do moich starych obroży nie pasuje, ale za to do obroży skórzanej PAWESOME dopracowane jest idealnie.

A tak na koniec...
Bardzo podoba mi się podejście Kasi i Patryka do swoich produktów i do nas, jako do ambasadorów. Rzetelna wiedza na temat półproduktów i produktu finalnego Potrafią odpowiedzieć na każde pytanie, jednocześnie zwracają bardzo dużą uwagę na materiały z jakich korzystają. Wszystko jest najlepszej jakości. Zawsze służą pomocą i są otwarci na kontakt. I co najważniejsze, oni są bardzo dumni z marki PAWESOME i słusznie, bo stworzyli coś naprawdę fajnego.

Podsumowując to jestem bardzo zadowolona z tej smyczy. A jak się użytkuje? Wygodnie. Tak, to jest pierwsze słowo, które mi się kojarzy, aby opisać te smycze. Fajnie leży w ręce i dobrze wygląda. Jest praktyczna i króluje w niej prostota.  Jako, że na rynku jest bardzo dużo ofert, gdzie smycze są kolorowe z wzorkami, ja stawiam bardziej na klasyczne rozwiązania. Bardziej poważne i takie, które tak szybko mi się nie znudzą i będą pasować. Jednocześnie można zaszaleć z doborem kolorów. To wszystko składa się na to, że ta smycz mi się podoba. Tak po prostu. Trafiła w mój gust.

Przy okazji zapraszam do śledzenia ich TU i TU
Niebieska obroża skórzana i smycz linowa z elementami niebieskiej skóry komponują się bardzo dobrze

czwartek, 11 stycznia 2018

Tak trochę ogólnie

Chciałam na szybko napisać posta. Ale brakło mi weny. Chciałam dodać zdjęcia, ale okazało się, że nie mam ich zbyt wielu przez niezbyt sprzyjającą pogodę.
Takie malutkie to do mnie przyjechało

Także ten, co tam u nas?
A poznajemy ciekawe życie z szczeniakiem, małym terrierem, inaczej terrorystą, które wczoraj skończyło 4 miesiące. Wow! 

Małe coraz odważniej chodzi na spacery i coraz częściej ogonek jest w górze i wesoło merda. Na szczęście, bo nadźwigałam się łobuza. Co innego dygać po schodach szczeniaka owczarka niemieckiego, który waży więcej niż takiego Nitka, który ma te 4kg, ale noszony, czasem i ponad godzinę dziennie. Ale oswoił się i już maszerujemy na łapkach.

W okresie sylwestrowym na spacery nie wychodziliśmy, głównie z powodu bezpieczeństwa. Nie po to walczyliśmy z hałasami, aby odważnie stąpał przy ruchliwej ulicy, aby teraz sobie wszystko zaprzepaścić.

Sylwestra przeżyliśmy, całkiem zacnie. Jak były pierwsze strzały to był strach i nawrotka i biegusiem do domu. Ni kupy ni siku, ino doooomek. A byliśmy na skrawku trawy przed domem. Ale coraz lepiej było i jeszcze przed Sylwestrem jak strzelali to nie przeszkadzało mu to i kontynuował sikanie. Na spacerze tez chwyciły nas fajerwerki, mimo, że byłam pewna, że już zakończyli ten etap. Ale spojrzał na mnie, powiedziałam w porządku, no jak Pańcia mówi, że nic się nie dzieje, to ona ma racje.

Właśnie, to jest fajne. Coraz bardziej na mnie polega i mi ufa i zaczynamy tworzyć fajny team. Choć do faktycznego porozumienia jeszcze dalekoooo.

Mały uczy się podstaw podstaw. Wolniutko, bez spiny. Wszak nigdzie nam się nie spieszy.

Ogólnie przejmuje stany emocjonalne od Owczarów.
Jak idzie z Gandim to wraca czysty, jak obce psy na niego szczekają to ogonek w górze i pełen luz. Jak idzie z Soniulą to jest cały w błocie, a jak obce psy na niego szczekają to zamienia się w kulkę z wyłupiastymi oczami. Dlatego widać, jakie faktycznie emocje ma dany pies, bo szczeniak to kopiuje. Tym samym, po jednym spacerze Nitka z Sonią, owa para zakończyła wspólne wyprawy. I wiadomo, że jak już to tylko z Gazikiem będzie chodzić, na razie. Choć i tak preferuję osobne, bo to na mnie ma polegać i ze mną mieć więź.

Inną ciekawą obserwacją jest fakt, że przejście między płotem a domem zostało zablokowane przez różne rzeczy. I każdy pies inaczej podchodzi do sprawy. Soniula jak spostrzegła, że przejścia nie ma to tamtędy nie chodzi. Proste, co nie? Gandi biegnie, biegnie wbiega w środek burdelu i za chwilę, panika i Pańcia pomóż mi... I wychodzi i pajacuje i panikuje. Nitek podchodzi do sprawy taktycznie. Stał przed przeszkodą, popatrzył i ruszył bezpieczniejszą drogą.
A co Ciapek zrobiłby? podszedłby, obwąchałby i krok po kroczku pokonałby ten skomplikowany tor, tu i ówdzie podsikując.Tak dobrze go znałam...
I to jest piękne w posiadaniu psów, każdy inny, każdy indywidualny, każdy wyjątkowy. Uwielbiam obserwować psy, bo ileż można się od nich nauczyć.

Aaaa i zapomniałam. Nitek wymienia zęby, czyli niezbyt chwalebny czas u nas jest. Ale odliczamy ile jeszcze mu zostało mleczaków, aż nastanie sielanka. I cały czas walczymy z uczeniem czystości.

sobota, 6 stycznia 2018

Zostaliśmy ambasadorami PAWESOME!

Jakiś czas temu na naszym FP udostępniłam informację, że nasi zaprzyjaźnieni bloggerzy z "życie z psem" poszukują ambasadorów, ponieważ planują stworzyć nową markę. Przy okazji też zgłosiłam team Poczwary i zostaliśmy wybrani do tego zacnego grona.
Blog Życie z psem tworzy Patryk i Kasia ze swoimi dwoma psami, Długowłosym Owczarkiem Niemieckim Legion i Samoyedem Levim. Razem stworzyli markę Maty węchowe, która odniosła duży sukces. I tak poszli o krok do przodu i tak powstał pomysł z Pawesome, czyli linia produktów ręcznie robionych dla psów i dla ludzi. Myślę, że najlepiej pracuje się, gdy można połączyć hobby jakim są psy i coś co się umie robić. Roboty ręczne to taka kategoria, że zawsze podziwiam osoby, które to lubią robić i im to wychodzi, bo ja niestety jestem totalnym antytalenciem.Także tym bardziej im kibicuję, że chcą stworzyć coś fajnego.
Produkty PAWESOME są tak pięknie zapakowane, oczywiście paczka dla psiarza musi zawierać psie kłaczki <3
Pawesome to marka, którą stworzyli psiarze dla psiarzy. Ktoś kto rozumie jak ważna jest wygodna smycz na spacerach i odpowiednia obroża. Tym samym wprowadzając na rynek dość innowacyjne produkty, których wcześniej nie spotkałam.Gdy na rynku jest bardzo wiele pięknych i kolorowych akcesoriów, człowiek szuka prostoty, która zachwyci. Będzie coś pięknego, niepowtarzalnego, jednocześnie innego. W pogoni za inszością powstała linia obroży i smyczy, którą mimo odgórnych założeń, każdy może dobrać dla siebie i psa.
Najwyższa dbałość o klienta

Ambasadorzy Pawesome to nie tylko produkty, które dostajemy do przetestowania, aby wrzucić recenzję, jak to często się dzieje. To coś o wiele większego. To wielka idea, gdzie na zamkniętej grupie FB, możemy bardzo długo rozmawiać o wszystkich aspektach produktów.Widzimy prototypy, możemy zasugerować na co zwrócić uwagę, co nam się podoba, a na czym się nie skupiać. Zanim produkty trafią na rynek, to my je testujemy w różnych okolicznościach. To nie tylko walory estetyczne, ale też wytrzymałość i trwałość. Gdy coś nam nie pasuje to od razu piszemy o tym i natychmiast wszystko jest sprawdzane, poprawiane. Oczywiście, gdy coś nam się podoba to zachwytów nie ma końca. Bo czy dla początkującego producenta może być coś bardziej motywującego i cieszącego niż zachwyt z jego wyrobów? Chyba nie. Pawesome to nie tylko wymiana barterowa, czyli produkt za recenzję. Nie. Co więcej, nasze opinie są traktowane bardzo poważnie, brane pod uwagę. Tylko po to, aby przyszli klienci byli zadowoleni z kupionych akcesoriów. Czuję się na prawdę potrzebna i ważna,a moje zdanie istotne. I to właśnie tak powinno wyglądać testowanie produktów, a nie tylko po to, aby zrobić sobie fajną reklamę. Cóż, czuję inny poziom blogowania i podoba mi się to.

Papiś tez się na imprezę załapał
Co nam to dało?
 Poznanie innych ambasadorów, czyli Monikę i Dorotę. To co, że tylko wirtualnie. Mam wrażenie, że znalazłam zaginionego brata Gazika, bo mowa o Berylu z Beryl i Spółka, który jest bardzo podobny charakterem do mojego wariata. A co jednoczy najbardziej ludzi? wspólne psie problemy. Również o team "życia z psem" dowiedziałam się więcej. Widać, jak blog jest tylko częścią życia, a nie podstawą.

Człowiek nie zdaje sobie sprawy, co dzieje się za kulisami powstawania nowej marki, sklepu i ile jest z tym roboty. A ja nie dość, że oglądam to z pierwszego rzędu to mam swój malutki wkład, aby klienci mieli dopieszczony w każdym szczególe, produkt finalny. I w tym wszystkim znalezienie pomysłu to jest najłatwiejsze. Wprowadzenie marzeń w czyn, dopracowywanie detali, wzięcie na siebie odpowiedzialności za to co się robi, a tym samym biorą na swoje barki bezpieczeństwo naszych pupili. Dlatego pomagamy jak umiemy, aby wszystko pięknie grało.

Ale nie tylko Poczwary testują. Bo ja też! I powiem Wam całkiem szczerze, że jestem w szoku i to bardzo pozytywnym. Jestem bloggerem psim, w psach siedzę i na nich się znam, a tu zaskoczenie, bo i o mnie ktoś pomyślał. Na bloggera modowego nie mam aspiracji, wiedzy ani wyjściowego fejsa. Ale to co, wszak psiarz mając fajnie odpicowane psy, też powinien jakoś wyglądać i być naznaczony nie tylko psim kłaczkiem. Wszystko to, co przez ostatnie miesiące testowaliśmy, chętnie przedstawię w następnych postach, za dużo produktów, za dużo wrażeń, aby to wrzucić na jeden post. Sami widzicie zresztą, ile się działo od samego początku, gdy zostaliśmy ambasadorami. Mam nadzieję, że tym samym, zacznie się nowy,lepszy etap w psiej blogosferze. Inne firmy powinny iść tym tropem, ponieważ mamy całkiem inny wymiar współpracy i nawiązywania przyjaźni. To jest bardzo miłe, także każdemu polecam.

Podrzucam Wam jeszcze linka do sklepu, Facebook i Instagram
I teraz, tadam, uchylam rąbka tajemnicy :) co za produkty PAWESOME mamy na sobie? wspomnę tylko, że to nie wszystko...

czwartek, 4 stycznia 2018

Żegnaj 2017 roku!

Nie zwykłam do pisania podsumowań, bo to nie w moim stylu. W końcu żyje się chwilą, a człowiek dąży, aby każdy następny rok był lepszy od poprzedniego. Ale od przeszłości się nie ucieknie, a ten  2017 rok dał mi popalić, dość konkretnie.Także dziś będzie ciut prywaty o mnie.

Sam początek był dla mnie bardzo bolesny. Choroba i odejście Ciapka dość mocno na mnie wpłynęło. Na dodatek zdrowie Poczarów też kulało, więc psio to u mnie źle się działo. Wpadłam też w rytm poszukiwania nowego członka rodziny, a tu to łapałam porażkę za porażką. Kiedy człowiek myślał, że jest to łatwe, szybkie i przyjemne, to nie. Szukałam i wśród różnych ras i wśród kundelków. I nic. Ciężko było mi znaleźć psa odpowiadającego moim wymaganiom, coby domownikom się podobał i najważniejsze, aby było mnie na niego stać. Same rozmowy z hodowcami nie zawsze były miłe i przyjemne. Także, no cóż. Straciłam trochę w wiarę w to, aby nawiązać kontakt z hodowcami wcześniej, dopytanie o rasę, pomoc. Tak samo, jak w ideę ZK. Może miałam pecha, nie wiem. W każdym bądź razie, podłamało mnie to.
Do tego wszystkiego, co chwila na FB docierała do mnie informacja, że odchodziły psy znajomych. Odeszło ich tyle i to w takim wieku, że aż człowieka zatykało. Cały rok coś się działo, nie było spokoju. Co rusz złe informacje. Praktycznie z Poczwarami zwolniłam, nie siedziałam ciągle na dworze, niczego nie ćwiczyłam, nic nie robiłam. Były tygodnie, gdzie codziennie robiliśmy kilka kilometrów a także takie tygodnie, gdzie poza podwórko nie wychodziliśmy. Chwilami jedyne nasze zajęcie to było wypuszczenie psów z kojca i wpuszczenie ich do domu. I tak właśnie jawił mi się ten rok. Ogólna beznadzieja.

I tak już w październiku/listopadzie głośno mówiłam, że niech ten rok się kończy. I wtedy moja mama powiedziała, że mam nie przesadzać, że przecież nie wszystko było do dupy.  Po dłuższym pomyślunku, jednak były miłe rzeczy, małe iskierki, które napędzały tą beznadzieję.

I tak od lutego zaczęłam się odchudzać. Nie tak drastycznie i gwałtownie, ale malutkimi kroczkami trochę mnie ubyło. Na jesień sobie odpuściłam, potem okres przedświąteczny, ale mam nadzieję, że jeszcze do tej diety wrócę. Bo i lepiej człowiek się czuł, a jednak co mniej jest w pasie i na wadze, tym milej.

W marcu znalazłam pracę. W swoim wyuczonym zawodzie. Wreszcie.

W kwietniu pojechałam na seminarium z p. Agnieszką Boczulą, co bardzo miło wspominam. Chętnie wybrałabym się jeszcze raz, bo to był bardzo dobrze spędzony czas.

W maju na chwilę wyskoczyłam poobserwować Latające Psy. I to co się widzi na filmikach to całkiem inna bajka, niż jak na żywo widzi się tyle ludzi, psów, dysków. Cała impreza napędzana pasją do psów. Coś wspaniałego. Byłam tez na psim spacerze z Gazikiem.

W czerwcu byłam na wykładzie u p. Zofii Mrzewińskiej. Również jestem bardzo zadowolona z tak dobrze spędzonego czasu. No i w sumie to była moja pierwsza podróż samochodem w nieznane.

Lipiec i sierpień to był czas, w którym malutkimi kroczkami robiłam coś, aby spełnić swoje marzenie. I muszę powiedzieć, ze zacnie nam wyszło, kiedyś tym się pochwalimy.

W wrześniu byłam u znajomej w hodowli, co było dla mnie mega przeżyciem, dawką nauki i emocji. To było piękne wydarzenie, które na długo zapamiętam.

W październiku byłam na wystawie psów rasowych w Poznaniu. Typowo jako widz i zakupoholik.

W listopadzie pojechałam po Nitka.

Grudzień to czas ogarniania papika i zapoznania go z Poczwarami. Wooolno, ale zawsze do przodu :)

Oprócz tego nawiązaliśmy współpracę, o której niebawem napiszę. Plus mam zaległą recenzję poroża, którą piszę, piszę i ciągle mi czegoś brakuje.

Patrząc na to podsumowanie to ten rok faktycznie nie był tak tragiczny, jak na początku zakładałam. Na pewno obfitował w psie sprawy.
Tym samym mam bardzo ambitne plany na rok 2018, aby jeszcze więcej z niego wycisnąć. Czy się uda? zobaczymy, na pewno z spokojem, bez dążenia za wszelką cenę. Trzeba zacząć spełniać marzenia!

Wszystkim życzę, aby ten Nowy Rok 2018 był jeszcze lepszy. Aby obfitował w szczęściu, miłości i powodzeniu.
Tak pędzimy w Nowy Rok