niedziela, 29 października 2017

Przygoda z jeżami

Dzisiaj będzie mało o psach, jednak dużo o zwierzętach. Tym razem dzikich. A dokładnie o jeżach, a raczej małych jeżykach. Dzieci, które nie dość, że urodziły się za późno to na dodatek zostały osierocone. Tym bardziej, że zostały znalezione w okresie, kiedy u nas szalał orkan Ksawety. Czyli ogólnie to na starcie miały przerąbane i bez pomocy, były praktycznie bez szans na przeżycie. A zima już tuż, tuż...
Jaki jest jeż, każdy widzi
Śmiałam się, że przeszłam przyspieszony kurs obsługi jeża. W półtora tygodnia zaznajomiłam się z tymi zwierzątkami, musiałam się dokształcić, aby nie zrobić im większej krzywdy. Dlatego dużo szukałam w internecie informacji o jeżach i tak trafiłam na profil Fundacja Igliwiak - Pogotowie dla jeży. Po przeczytaniu materiałów, dostosowałam miejsce, jedzenie i opiekę nad jeżami. Nawet jednemu wyciągnęłam kleszcza, a co,kozak jestem. A także zadzwoniłam do schroniska, co robić. I tak znalazła się Pani, która przezimuje bezpiecznie te trzy maluchy. Merytorycznej wiedzy nie mam, a to czego sama się dowiedziałam znalazłam na stronie fundacji, po drodze zahaczając o inne strony i grupy. Dlatego nie chcę powielać tych informacji, opiekowałam się nimi na tyle, ile byłam w stanie. Jednak na dłuższą metę wymiękłabym, dlatego zwróciłam się o pomoc. Zostały mi wspomnienia, więc zapraszam do obejrzenia zdjęć naszych tymczasowiczów.

Takie bystre i buszujące w truskawkach
Jeżyk nr 1
Jeżyk nr 2
Jeżyk nr 3, najmniejszy i najbardziej potrzebujący pomocy
Dobranoc

poniedziałek, 2 października 2017

Wykład z p. Zofią Mrzewińską

Na wstępie chcę napisać, że Was, moich ulubionych czytelników, bardzo przepraszam. Chciałam na bieżąco wszystko opisywać, co się u nas dzieje, pisać własne komentarze na aktualne tematy, jednak najpierw wszystko w głowie muszę sobie poukładać. A jak już piszę posta to chcę to mieć jakoś uporządkowane, aby dało się to choćby  miło przeczytać. Toteż często robię tak, że zapisuję luźne myśli w wersji roboczej, do której muszę wrócić. No muszę i wracam, ale są to działania dość odległe w czasie, za co mi wstyd. Obiecywanie poprawy to najgorsza z możliwych opcji, bo dochodzi uczucie zawodu i jeszcze większego wstydu, że jednak słowa się nie dotrzymało. Mam nadzieję, że mimo wszystko nas czytacie, jak już pojawiają się nowe posty. Im większe plany, tym to wszystko się rozjeżdża i nie ma jak tego poskładać. Ot życie. I tym samym na wykładzie u p. Zofii byłam w czerwcu i dopiero dzisiaj wróciłam do tej notki i nadrabiam wszystko. Tyle czasu, tak ważna wiedza dla mnie, sobie po prostu przeleżała. Zwłaszcza, że trochę się u nas dzieje, przecież nie leżymy ciągle na kanapie.

Pani Zofii Mrzewińskiej, mam nadzieję, że nikomu przedstawiać nie muszę. Jak dla mnie i pewnie całkiem sporej liczbie psiarzy jest to autorytet. Ogromna wiedza, którą dysponuje jest podparta wieloletnim doświadczeniem w pracy z psami. A w środowisku owczarkarzy konieczne jest znanie choć części książek czy artykułów, które napisała. To jest jak amen w pacierzu. Musisz znać, bezdyskusyjnie.

Ja i wielu mi podobnych zaczynało od książek jak "psim zdaniem", "jak rozmawiać z psem" czy "na drugim końcu smyczy", tak samo jak obowiązkowy był zestaw artykułów i bardzo sławny blog o wychowaniu Raszki. Bez tych podstaw było bardzo ciężko w komunikacji z psem. Niby człowiek coś wie, ale no właśnie, niby. A tak mamy jasny drogowskaz, którą drogą iść. Oczywiście nie każdy musi się ze mną zgadzać, ba ostatnio dowiedziałam się, że niektórzy behawioryści nie zgadzają się z tymi metodami szkoleniowymi. Jednak każdy ma prawo wyboru i podążania swoją ścieżką. Ja idę tym tokiem.

Panią Zofię poznałam na zlocie, gdzie prowadziła warsztaty z szkolenia i pracy węchowej, ale to było 5 lat temu. Dlatego, gdy przeglądałam facebooka i natrafiłam na wydarzenie o wykładzie w mojej okolicy, od razu się zapisałam.

Teraz sobie pomyślicie, skoro znałam prawie na pamięć książki oraz widziałam już jak pracuje z psami to po co pojechałam? otóż moi mili, żeby poszerzać wiedzę. Jak? Te pięć lat temu miałam inny pogląd, inaczej to widziałam. Nabrałam doświadczenia i zaczynam zauważać niuanse w szkoleniu, które kiedyś nie istniały dla mnie. Słuchanie wykładu, który porusza aktualne nowinki, po prostu otwiera oczy. Czasami po prostu trzeba dobitnie pokazać palcem, bo inaczej nie zwrócimy na to uwagi.

Jednocześnie zostało pokazane, że szkoleniem psa można się bawić i modyfikować pod siebie, czerpać z tego przyjemność. Nie chodzi o dłubanie szczególików w jakieś komendzie, czy robienie komend tylko pod zawody czy egzaminy. Ba, nie jest ważne, aby zrobić z psa maszynkę do wykonywania ćwiczeń. A jednocześnie jak wiele tracimy, gdy z psem nie robimy nic. Najważniejsze jest to, żeby z psem współpracować, bo po to został stworzony. Aby nagradzać go możliwością wykazania się, wykorzystania tego w co pies został obdarzony od natury. Jak wiele psich zachowań jest dla nich naturalne. Jednak zabawa zabawą, ale pies doskonale wie co od niego wymagamy.
Bo najważniejsze to się dobrze bawić!

Taka anegdotka: 
Swoją drogą to najboleśniejszy face plam złapałam te kilka lat temu na zlocie, jak to nie wiedziałam, że przynoszenie przez psa różnych przedmiotów jest dla niego naturalne. Gdy pies aportuje piłkę to nie dlatego, że go tego nauczyliśmy jako kolejnej sztuczki, a po prostu przekierowaliśmy jego instynkt na zdobycz zastępczą. No, teraz sami widzicie, jak człowiek się musi natrudzić, aby dostrzec pewne rzeczy. Tak to było 5 lat temu, a do dzisiaj sobie nie dowierzam, jak mogłam coś takiego wymyślić. Owszem, różne sposoby nauki przynoszenia zabawki miałam opanowane. Taki psikus losu.

Mam piłkę, piłeczkę, piłuuuusię
I jestem z siebie dumna, chyba pierwszy raz. Podczas wykładu pani Zofia mówiła o rzeczach, które są ważne w szkoleniu i wychowaniu psa. Różne sposoby uczenia i wplatania w to zabawę. Były poruszane tematy, czego warto psa uczyć, a czego nie ma w podręcznikach. I teraz popadnę w samozachwyt, ale według tych instrukcji uczyłam małego Gazika, dzięki czemu mam teraz fajnego psa. Może i nie wykonuje mega szybko poleceń, czy bez perfekcyjnej precyzji, ale sposoby podejścia do psa, pokazuje, że pies ma frajdę z wspólnie, aktywnie spędzanego czasu. Wszak nie każdy ma sportowe aspiracje, ale są tacy ludzie jak ja, lubią pracę z psem.

 To co mnie zdziwiło to zaskakujące oko do psów. P. Zofia potrafi wyłapać małe szczegóły w zachowaniu psa, widzi to co ja, kilkanaście lat młodsza nie widziałam, a patrzyłam na tego samego psa. Także podkreślę raz jeszcze, że jest to szkoleniowiec z ogromną wiedzą, którą powinniśmy garściami czerpać.