sobota, 29 listopada 2014

Psuja

Największa psuja w stadzie to Gandzik. Każdy już o tym wie, dlatego jeśli jakaś rzecz trafia do jego pyska to jest to niemal pewne, że w końcu ją popsuje. Dlatego jak kupuję mu zabawki to liczy się dla mnie trwałość. Za to Soniuleczka to wszystkie zabawki jakie miała żyły wręcz latami. Jedyne piłki jakie unicestwiła to Ciapka do kulania i tylko przez to, że za bardzo wczuła się w rolę. Dwie pozostałe zabawki to jedną Ciap pogryzł, a drugą rozjechał samochód. Moja suczka bardzo dbała o swoje zabawki, żadna nie byłą pogryziona i każda piszczała.

Tak zawsze było...
Uwielbiam to zdjęcie



Sonia dawno temu dostała zabawkę, czerwonego hantelka, kupiłam przy okazji w okolicznym zoologu. I ta zabawka żyła kilka lat, no coś ok 3. Aż pewnego dnia nie dopadł jej Gazik i ją pogryzł. Sonia widać nie była z tego zadowolona...Może się to wydać dziwne, ale patrząc na nią i jakie miała go niej podejście to mogę stwierdzić, że odczuwała smutek. Ogólna smutna mina, leżała z zabawką, delikatnie brała w pysk, chwilami ją trącała. Żal było patrzeć to przy okazji robienia zakupów kupiłam jej taką samą. Na początku nie była przekonana, ale szybko zmieniła decyzję, ta była fajna, bo cała i piszczała. To Sonia dostała nową, a Gandzia starą.

Nowy i stary

Ciężka decyzja


Ahh co nowe, to nowe
Gandzia pastwi się nad resztkami

albo taaak kocha zabawkę

Każdy zadowolony


Ostatnio hantelek przestał piszczeć, no cóż zdarza się... Ale jak patrzyłam kątem oka to suka sobie często go memłała. I tak mi przynosi, przynosi i zabawka została w częściach. Zrobiłam zdjęcie z czasów przed rozpadem. Bo po odpadnięciu każdej części po prostu ją wyrzuciłam. No nic, teraz jak będzie cokolwiek dla niej z piszczałką to pewnie będę inwestować w konga. Lepiej wydać więcej, aby miała na dłużej, co nawet taki hantelek kosztował 20zł. A jak już raz popsuła to będzie to pewnie robić coraz częściej.

I tak Sonia go załatwiła

Patrz, sam się popsuł

Dobra, tak go gryzłam...


Ale żeby wpis nie był zbyt Owczarkarski to zapraszam na króciutki filmik z Ciapkiem.


czwartek, 27 listopada 2014

Buty


Pewne forum padło, więc człowiek ma więcej czasu. Dlatego postanowiłam napisać kolejnego posta. Tak ogólnie, ale wzmianka będzie o moich butach, stąd taki tytuł.

A zaczęło się jak zwykle...Gandzioch przeszedł sam siebie… Zawsze jak bawiłam się z psami to ubierałam czarne adidasy, stare, ale nadające się do użytku. Nowych mi było szkoda, tym bardziej jak wracam uwalona od błota. Teraz zrobiło się zimno i ubrałam adidasy, a zaraz wróciłam się, przebrać je na cieplejsze buty. Gandzik dostał swoją piłkę, bosmankę, żółtą. I biegał z nią po podwórku, a jak wyszłam z domu to piłki już nie miał. Powiedziałam, Gandi piłka. I ten wariat przyleciał i chwycił mojego buta. Ale zaraz puścił i minę miał bardzo zdezorientowaną, po czym poleciał szukać piłki. Oczywiście znalazł bardzo szybko. Nie wiem gdzie jest podobizna piłki do moich butów... Jedyne co to minimalnie kolor, a to znaczy, że pies jednak musi rozróżniać kolory, choć trochę.

 

Z Soniulą byłam u weta, na szczepieniu przeciw wściekliźnie. Najpierw spacer w pola, potem zmienienie smyczy, przebranie się i do weta. I popadłam w samozachwyt. Sonia pewnie maszerowała, z kagańcem, bo mi się go nieść nie chciało. Bez problemu weszła do poczekalni, gdzie był kot. Położyła się i obserwowała, ale na luzie. Dawała się pogłaskać, potem się domagała mizianek. A jak zaczęło jej się nudzić to robiła wycieczki i waliła w wszystko kagańcem, bo się nie mieściła, tu raz w butlę, tu raz w kaloryfer, jeszcze w drzwi i krzesła. Przytuliła się do mnie, to miziałam, a ta cwana bestia ściągnęła kaganiec. Aż nasza kolej do wejścia. Soniula weszła, wąchała wszystko z ciekawością, położyła się do badania (wsio OK). Choć obserwowała co się dzieje w około niej. I ZŁA wiadomość, zostały w gabinecie tylko grube igły. Wetka już przerażona, że pies będzie piszczeć. Ja stwierdziłam, że spokojnie to jest suka i wiele zniesie. Gorzej jakbym facetów przyprowadziła, bo to panikarze. I było tak jak przypuszczałam, podano zastrzyk, a Sońcia przyjęła to z godnością, ZERO reakcji. Na koniec zostałyśmy pochwalone, ze taki grzeczny Owczarek Niemiecki to rzadkość i ta wiadomość trochę mnie podłamała. Co się dzieje z tą piękną i mądrą rasą. I na koniec hicior! Sonia była pochwalona, jaką ma ładną obrożę :) ciekawam czy zobaczyła moje buty, bo jeśli tak to mają mnie chyba za debila :D


Czar prysł jak wracałyśmy. Choć szłam z nią wzdłuż płotu na osiedlu to wyskoczyli mi z posesji jakiś ojciec z dzieckiem, zdziwiony: o pies. I nic, szedł sobie na nas dalej. Soniula go ładnie ominęła. Ale skoro psy u nas mają tak złą opinię, zwłaszcza Owczary to wystarczyło trochę pomyśleć, a nie ładować się na psa. Wracałyśmy, już na naszej ulicy i mój błąd, bo się zamyśliłam i Soniula szła przodem. Zbliżyłyśmy się do posesji, gdzie jest Owczarek, który zawsze szczeka. No i była jadka. Najpierw chwyciłam Sonię za obrożę i się drę na nią, jak ostatni głupek. Jak już mój mózg wrócił, to wzięłam ją po lewej stronie i ładnie przemaszerowała. Wróg był po mojej prawej stronie. Strasznie byłam zła na siebie, za takie zachowanie. Jednak są dobre strony tej naszej wycieczki, Soniula na chodniku musiała minąć trochę ludzi i ładnie szła, bez jakiejkolwiek reakcji na ludzi. No bo ona to mi ostatnio akcje odwala i do każdego chce podchodzić. Także duży plus.

A tak w temacie Owczarów to mieliśmy dzisiaj śmieszną przygodę. Z obydwoma Onkami byłam na spacerze i podjechał Pan, aby podać mi wizytówkę swojej firmy. Spoko, odezwał się mimo, że byłam z takimi złymi psami. Ochoczo wyciągną rękę aby mi podać ten kawałek papieru, psy grzecznie stały. Ale jak Soniula spojrzała na niego, ale nie drgnęła, to cofnął rękę i już tak chętnie jej nie wyciągał. Musiałam sama po nią podejść. No i niby nikt psów się nie boi, niby...

 
Ciapuś jest bardzo grzeczny i nie robi dziwnych akcji. No oprócz dzisiejszej. Był tak nabuzowany, bo spacer był dawno temu i niewybiegany. I co dzisiaj zrobił? naburczał na rowerzystę. Pierwszy raz, myślałam, że z wstydu się spalę.

Z Gandziem mam problem ostatnio. Wychodzimy na spacer, maszerujemy, na polach,wracamy i idzie ładnie tzn. blisko mnie, nie ciągnie, ewentualnie smycz lekko napięta jest. Ale jak jesteśmy koło naszego płotu na ogrodzie to zaczyna zachowywać się jakby mózg stracił. Ciągnie do przodu, kita do góry i idzie taki pewniaczek. Na początku myślałam, że coś zobaczył i pierwsze dni szłam szybciej. Jednak taka sytuacja jest co spacer, także dzisiaj miał straszną naukę, przepięłam smycz do obroży i maszerował. Długo przemierzaliśmy ten kawałek, a jutro i przez kilka następnych dni będzie powtórka. Nawet Ciap zakumał, że się idzie koło nogi, a ten niet.


I wracając do głównego tematu butów, to przedstawiam moje. Gotowe, czekają na srogą zimę. 



Myślałam, że post będzie krótki a ja się tak rozpisałam...

wtorek, 25 listopada 2014

Przysmaki Rupp

Ostatnio moja mama brała udział w konkursie. Aż się sama mocno zdziwiłam. Ja jej tylko powiedziałam o konkursie jak wychodziłam z domu, a tu się tak wkręciła.
Na FB przez 4 kolejne tygodnie były 4 zadania konkursowe.Zadania były różne, od napisania zabawnej historii swojego pupila, wstawienie jesiennego zdjęcia czy ułożenie rymowanki na temat linii kosmetyków.

W prawdzie nagrody głównej nie udało nam się wygrać, ale organizator przyznał nagrody pocieszenia, z czego ogromnie się cieszymy. Jak już przyszły do nas pocztą nagrody, zebrałam wszystkie i zrobiłam zdjęcie.  I tak oto dostaliśmy 4 paczki przysmaków krokiecików i 2 paczki kostek serowych. Do tego 4 śliczne breloczki do kluczy i podziękowania.

Każda paczka miała po 100gram. Kosztują w okolicach 4-6zł, co wychodzi dość tanio jak na smaczki. Opakowania zawierają taśmę strunową, także nie wywietrzeją i nie trzeba podać wszystkich od razu. Przysmaki zrobiły na mnie bardzo dobre pierwsze wrażenie. Tak samo na psach.





Pierwsze to poduszki z serem, do pielęgnacji jamy ustnej.




Skład: Zboża, mięso i produkty uboczne pochodzenia zwierzęcego, oleje i tłuszcze (0,04% olejku goździkowego), roślinne ekstrakty białkowe, ryby i uboczne produkty rybne, produkty pochodzenia roślinnego (0,8% suszonej pietruszki), glony (1,5% suszonej spiruliny), substancje mineralne, drożdże

Same krokieciki są dość spore, pies musi pogryźć, nie da rady na szybko łyknąć. Podzielone, kruszą się. Jednak psom smakują, chętnie jedzą i kombinują jak je dostać.

Drugie to kostki serowe.




Skład: Zboża, mięso i produkty uboczne pochodzenia zwierzęcego, ryby i produkty rybne, oleje i tłuszcze, mleko i produkty mleczarskie (4% sera w proszku), jaja i produkty jajeczne.

Ładnie pachną, kosteczki są małe,szybciej znikają.Są też twarde i ciężko podzielne. Jednak są tak małe, że bez problemu pies szybko zjada.Wygląd także mają atrakcyjny.

Porównanie:




Ogólnie to oba rodzaje psom smakowały, nie było żadnych problemów po nich. Wielkość psa nie ma znaczenia, bo każdy dobrze sobie z nimi radził. Trzymając w ręce więcej to próbowały wylizać, wyciągnąć i wyżulić, każdy był na wagę złota. Położone na trawie, były bardzo monitorowe. Pies chcąc zostawić jak najwięcej dla siebie, biegał z paczuszką po podwórku, aby nie podzielić się z pozostałymi. Ciap próbował drapać w opakowanie w nadziei, ze to coś pomoże. Potrafiły nawet grzecznie razem pozować do zdjęć bez ogólnego zamieszania. Także siła jest w smaczkach Rupp.

 Stado strzeże!




Dawaj, Pańcia daaaaawaj smaczkaaa







A breloczki są bardzo fajne i nie ma problemu z walaniem się po domu pojedynczych kluczy.

Cóż my polecamy te smaczki, bo są warte uwagi. Moje psy, które też nie wszystko chcą jeść, bardzo smacznie się nimi zajadały. Natomiast chcę zawrócić uwagę, że warto się pomęczyć, natrudzić i brać udział w konkursach. Bardzo się opłaca!

sobota, 22 listopada 2014

Potwór



Jakiś czas temu na spacerze spotkaliśmy POTWORA!
Koło miejsca gdzie chodzimy, sąsiaduje firma, która przechodzi rewitalizację. I jednego dnia przywieźli towar i nie zdążyli posprzątać. I na krzakach porozwieszana była taśma malarska (chyba). Ciapek przeszedł koło tego, ale tylko rzucił okiem. Pełen luz. Sonia szła i też bez wyraźnego strachu, ale miała na oku owego wroga. Natomiast Gandzia przeleciał przez to i nawet nie zauważył. Jego zdziwienie w drodze powrotnej, co to to jest, było wręcz bezcenne. Dobrze, że się w to nie zaplątał.

Zdjęcia zrobiłam długi czas po tym, przy okazji robienia zdjęć smyczy.  Tego było o wiele, wiele więcej, ale zdążyli posprzątać.

O to tyle zamieszania...



i śłit focia




I tak odbiegając od tematu... patrzcie, jakiego potwora mam. Teraz to już nikt mi nie uwierzy, że on to taki miły pies jest... minę roku zrobił...





środa, 19 listopada 2014

Taste of the wild PACIFIC STREAM



Po ponad miesiącu stosowania, myślę że mogę napisać jak się karma u nas sprawuje. Samo przestawienie z BARFu przeszło bez problemu, żadnych rewolucji, biegunek, gazów czy niestrawności. Od samego początku kupki były ładne, wręcz wzorowe.
My kupiliśmy TUTAJ

Jednak w pierwsze dni nie było aż tak kolorowo, nie jadł jej mega chętnie, bo ciągle oglądał się za kośćmi. Trudno, w takiej konkurencji to chyba każda sucha karma przegra. Zaczęłam mu nawet dosmaczać oliwą z oliwek. Zrobiłam to ja, największy wróg wszelkiego rodzaju dosmaczań. Ogólnie pies jadł karmę, raz lepiej raz gorzej. Ale wydaje mi się, że przez to, że jest dość syta i musiał się przestawić. Po ok. 2 tygodniach zaczął ją jeść chętnie, więc skończyłam dodawać oleju. Wrócił jego apetyt i zjada już jej większe ilości, po czym widać, że mu smakuje. Nie ma żadnego wybrzydzania, strajku czy innych. Wspomnę tylko, że jak Ciapkowi coś nie smakuje, to w życiu jeść tego nie będzie. Także jest dobrym przykładem na smakowitość tej karmy. Po ok. miesiącu stosowania sierść mu się polepszyła, zrobiła się miękka i błyszcząca. Nie ma żadnego łupieżu czy zaczerwienień. Karma mu bardzo dobrze służy. Przy takim samym ruchu zaczął wreszcie chudnąć. Nie chodzi po niej głodny, ponieważ po jedzeniu nie dobija się do lodówki czy po smaczki. A dzienna dawka jest dość mała. Kupki były małe i zdrowe ale ostatnio zwiększyła się ich objętość. Pies ma dużo energii, chętny do zabaw, po tym względem nic się nie zmieniło.

Granulki są dość małe, przez co nie ma problemów z ich jedzeniem. Ale na tyle duże, że spokojnie je gryzie. Owczary też je gryzą, im bardzo smakuje i przy dodatkowym jedzeniu nie ma rewolucji. Nadaje się i do podawania jedzenia w misce, jak i podczas treningów. Karma "pachnie" rybą, co wzbudza apetyczność u psów. Skład ma bardzo fajny, jest to karma bezzbożowa, rybna, bez dodatku kurczaka, a także bez tłuszczu drobiowego.Warto też dodać, ze nie wypija jakiś ogromnych ilość wody, czego się obawiałam. Małe kulki pozwalają na wsypanie ich do różnych zabawek, typu kongi czy kule-smakule.





Za worek 6,8kg zapłaciłam 105zł i przesyłkę miałam darmową, więc nie ma tragedii. I na drugi dzień już u mnie była, na czym mi bardzo zależało. Zamówiłam od razu sporo, żeby nie płacić za przesyłkę, taką mam naturę skąpca.To było ryzykowne, patrząc na to jak może zareagować.

Ogólnie jestem z karmy zadowolona, patrząc na alergię Ciapka, to wypada dobrze, można powiedzieć, że na niej wyciągnęłam go z tego dołka.  Niestety jeszcze trochę się drapie, nie są to takie fazy czy ciągi jak to przedtem było. Tylko na prawdę troszeczkę. Też mi się nie podobają koopy, jest ich więcej, ale wyglądają na zdrowe. Psu nic nie dolega. Wiadomo każdy pies jest inny i inaczej przyswaja. Ja nie mam za bardzo porównania, bo Ciap zawsze był na gotowanym/surowym, a karma była okazyjnie podawana.

czwartek, 13 listopada 2014

Tak zwyczajnie...

A u nas trochę prywaty.
Założyłam tego bloga także po to, aby pisać o wszystkim, naszych problemach, wzlotach i upadkach, o ciekawych zachowaniach mojego stada.


Ostatnio na tapecie jest Gandzik i jego świrowanie.Oczywiście pozostała dwójka też coś ma za uszami.

Jego najnowszy numer, mój tatuś wsadził nowe drzewko, a ten je uznał, że to taaaki super kijek jest. Choć najpierw walnął w nie całą siłą, jak z Sonią biegał. Tudzież kradnie Sonii piłkę, przynosi mi i leci po swoją i tą mi też przynosi. Przecież piłka sama sobie leżeć nie może. Ciapkowi też kradnie, ale wie, że Ciapulca wtedy szlag trafia. W sumie Soniula też jest zła.
Tak samo, jak mają fazę na jednego psa sąsiadki. Soniula pierwsza leci, aby burdy narobić. I tak też wczoraj poleciała, pod płotem aby szczekać musiała zabawkę wypuścić z pyska. Gandzia wykorzystał okazję i się poczęstował. Suka od razu zobaczyła i już ją wróg nr 1 nie interesował, teraz musiała odzyskać swoją najdroższą własność. I tan G. biegł teatralnym krokiem, pokazując, ze ma w pysku zabawkę Soniuli, a ta chodziła za nim krok w krok, czekając na jego najmniejszy błąd. Sytuację zakończyłam ja, odbierając zdobycz od niego, parę razy mu rzuciłam i dałam damie.
Dlaczego jeszcze parę razy mu rzuciłam, mimo że ta zabawka (dokładnie zielony kong) nie należała do niego? aby wiedział, że jak mi coś oddaje, to to nie przepada. Aby też miał możliwość zabawy. Choć zaskoczył mnie, bo zawsze myślałam, że uwielbia piszczałki. A tu przynosił, ale większy szał był, jak już dostał tą swoją naaaaj piłeczkę, na sznurku rzecz jasna.


I pozostając w temacie piszczałek to Gandzia robi za nią..bo szedł sobie koło naszego domu sznaucerek, a że moje psy tej rasy wybitnie nie lubią to chwyciłam pierwszego lepszego psa, coby nie było burdy. I jak to piszczało, że on za piesełem biec i oszczekać nie może, a Soniula tak. Nawet w siadzie duupkę maksymalnie nie opuścił. No ale trochę posłuszeństwa i móżdżek wrócił...
No to wzięłam poczwareczki dupeczki na spacerrrosa. I ledwo wyszliśmy za ogródek i na placu koło nas grali w piłkę. Ledwo tą piłkę było widać, a jak to się rozjojczyło. Trzymałam go krótko i tak tęsknie patrzył za nią, ojojoj, dopiero jak przeszliśmy to szedł normalnie, a jeszcze się oglądał. I dzieci wołały moje pieski i dupki się cieszyły, ale jedno moje słowo i koło mnie pięknie maszerowały. Dla takich chwil warto wylać morze łez, wzięcie się w garść i ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć z psami.


W poniedziałek Gandziocha zgubił piłkę na ogrodzie, było ciemno i nie znalazł jej szybko, no to odpuściłam. Z okazji święta, miałam dzień wolny to naładowałam w nerkę smaczki i siuuu na pole. Najpierw szukanko zaginionej piłki, znalazł, przyniósł, schowałam i chciałam przestawić go na posłuszeństwo. Ale jak wykonywał dobrze zadanie to słowo "dobrze" i już psa nie było, bo leciał szukać piłki, nie chciał smaczków.  Cóż mi zostało, to tak schować piłkę, że sznurek wystawał i dopiero zakumał, że nagrodą jest żarełko, a nie szukanie. Na końcu oczywiście musiała być zabawka. Ale jak on przemierzał to pole, no bardzo mi się podobało...

Dzisiaj też było ciekawie. każdy pies miał swoją zabawkę. Ale jak dwa Owczary uparły się na jedną to druga została mi w ręce. Sonia z Gandzią popędziły po piłkę. Oczywiście Sonia zgarnęła łup, a Gandzik z "rozpaczy" chwycił drewnianego kija i mi go przyniósł. Pierwszy raz Gandzik na dworze sam z siebie wziął coś innego niż zabawkę i mi to przyniósł.
Ciapkowi nic nie przeszkodzi jak ma piłkę, nawet źdźbło trawy w oku. Nawet spokojnie tego wyciągnąć nie mogłam, bo przecież on nie ma czasu, bo piłka, piłka, piłka.

A teraz baaardzo stary filmik, ale to tak u nas wygląda spędzanie wolnego czasu. Zapraszamy do oglądania.



i tak w temacie piłeczek, dwa baaardzo stare filmiki, ale jakoś taki sentyment mam do nich...



co nieco się powtarza z powyższego filmiku w tym, ale nie wszystko...


sobota, 8 listopada 2014

Oczko wodne



Oczko wodne, miało być naszym zbawieniem w gorące dni, a stało się… No właśnie, czym ono jest dla nas teraz?

Jak płot na ogrodzie nie był zrobiony to psy mogły tylko wchodzić do wody na lince. I wtedy woda to była istna katorga dla nich. Nawet w mega upały nie chciały wejść… Ale jak płot i brama zostały zrobione, to psy bez żadnego zachęcenia, z olbrzymią ciekawością tam zaglądały. Ciapuś elegancik tylko pazurki moczył, jak wody chciał się napić. Gandzik miał bardzo złe wspomnienia i trzymał się z daleka. A w Soniuli obudziło się ukrywane drugie oblicze, psa wodnego. I tak przez długi czas, gdy spuściłam ją z oka to siedziała w wodzie. Podczas jednego wyjścia na ogród wchodziła tam kilka razy, korzystała z każdej okazji. Na początku moczyła łapki, potem wody przybyło i już nie raz i nie dwa zamoczyła brzuch. Potrafiła się w wodzie położyć i była pełna szczęścia. Wrzucałam jej tam z czasem nawet ulubione zabawki, aby była pewniejsza i wchodziła w środek oczka. Ja oczywiście byłam zachwycona i bardzo nagradzałam psa. I temu wszystkiemu przypatrywał się Gandi. I tak jak na początku tylko przednie łapki moczył, a tylne były jak najdalej na suchym lądzie. Z czasem i jemu zaczęłam wrzucać tam zabawki, wyciągał je, ale bez większego entuzjazmu. I tak bez żadnego przymusu, bez spieszenia się i wyłapywania inwencji psa. Dziś jesteśmy na etapie, że Gandi sam mnie zachęca abym wrzucała mu zabawki do wody. I może dziwnie to zabrzmi, ale sprawia to psu przyjemność, mi jeszcze większą. Akcja z początku tygodnia stał nad brzegiem oczka, piłka leżała mu pod nogami, a on patrzył na nią, na mnie i na wodę. Wyjścia innego nie było, jak wziąć ją i wrzucić do wody. I pysk pełen satysfakcji. Akcja z przedwczoraj, Gandi dostał twardą, małą piłkę, niepływającą. I sam wrzucił do wody, po czym musiał nurkować za nią, bo poszła na dno. Ahh jakie wielkie było jego zdziwienie, ale dał radę. Soniula obecnie nie wchodzi sama z siebie tak często, pewnie zbyt chłodno dla niej się zrobiło, jednak 3 dni temu buszowała tam w poszukiwaniu zabawki.

Jeszcze jedno, na co chciałam zwrócić uwagę. Soniula jak miała szukać zabawki w wodzie, to jeśli szybko nie znalazła to się zniechęcała i rezygnowała. Gandzik prędzej padłby niż zostawił ją.

Ta sytuacja także ukazuje jak psy od siebie się uczą. Soniula pokochała wodę, była za to sowicie nagradzana. Tym bardziej jej się to podobało, a Gandzia podchwycił pomysł.
Ciapek z racji, że nie miałam zamiaru go kąpać, nie jest uczony wchodzenia do wody, ale w przyszłym sezonie mu nie popuszczę i jego zabawka też tam wyląduje.

Jedyne czego mi żal, że tak późno psy przekonały się do wody, jednak teraz one same z siebie nadrabiają ten stracony czas. Jak długo będę pozwalać im na wchodzenie do wody? aż same nie będą mieć na to ochoty, z powodu zimna. Już teraz widzę, że jak było zimno i weszły to później szukały sobie innego zajęcia, także instynkt samozachowawczy działa u nich.

I ogromnie wielbię Owczarki Niemieckie. Gandi przez pewne osoby miał bardzo dużo rezerwę do oczka, później zamieniło się to w traumę i nie chciał się nawet zbliżyć do niego. Ni prośbą, ni groźbą. Ale najważniejsze to dać psu czas, dobrze motywować i sowicie nagradzać. Choć najwięcej tu pewnie zrobiła Sonia. 

Pańciaaa, mogę?

błotne spa

 taka potem była czysta...

brudna...

...i mokra

Jestę brudasę

Dobra, już się wstydzę tego

myję się już, myję

Pańcia, do woooooody!

Tak łowi zabawki, której nie widzi

Mokry i uhehłany pychol

 

 
Oczywiście pełna miska z wodą stoi niedaleko, ale widać, która woda błotna lepiej smakuje.