Ghandi

Gandzi, Gandzia tudzież Gandziocha.
Ghandi Berghorn
Urodzony 26.02.2012, przyjechał do nas 27 kwietnia 2012r.

Gandi to pies z rodowodem z hodowli ZKwP. Wyczekany, wychuchany, jest też psem, którego uwielbiam.

Ten pies dał mi ogromną lekcję życia. Zrujnował moje marzenie o ślicznym i GRZECZNYM szczeniaczku, ba zraził mnie do nich na kilka lat. Dlatego wychodzę z założenia, że szczeniak owszem ale u kogoś. Gandi to był mały buntownik, wiecznie w ruchu, noszący wszystko w pysku. Trzeba było mieć ciągle na niego oko, bo chwila nieuwagi i już miał coś zakazanego. Przy nim błoga cisza oznaczała kłopoty i to często spore. Rzeczy niemożliwe dla niego nie istniały, ale już jest dobrze. Tylko nadal zapominam, że to już nie jest malutki szczeniaczek, a duży Pan Pieseł.

Dlaczego właśnie on? Bo to on sam mnie wybrał, ja pojechałam po jego brata. Ale po wypuszczaniu szczeniaków to on podbiegł do mnie pierwszy i domagał się uwagi. Ten szał jak go pogłaskałam. To wylizanie twarzy. Machający, mały ogonek. Odganianie rodzeństwa, czyli siostrę i brata, ich pamiętam jak przez mgłę. Na końcu usiadł się koło mnie i sprawa była już jasna. Chcemy tego szczeniaka. A to był dopiero początek...

Gandi to pies ciągle w ruchu, biegnie, podskakuje, pędzi i zawsze za czymś goni. Można go spotkać z ciągle wywalonym jęzorem. A przymusowe zabronienie mu ruchu to najgorsza kara. Dlatego też jest taki chudy, mimo zjadania sporej dawki jedzenia. Przez to jego pajacowanie naruszył sobie pazura, który bardzo mu wtedy spuchł. Na szczęście nie było konieczności usuwania, a wyleczyliśmy mu to farmakologicznie. No, ale to jest Gandi i po dwóch tygodniach sobie poprawił. I dalej leczenie. A jak jedno wyleczyliśmy to nabił sobie ogromnego guza na żebrach. Na szczęście też mu ładnie zeszło. Już nie liczę ile razy biegnie i w coś przywali, bo po co wolno iść, jak można z pełnym impetem na coś wpaść. A jaka to jest impreza!

Kocha piłki i szarpaki. Na jedzenie nie ma takiego szału, ale też nie jest niejadkiem. To taki psi wariat i na dodatek zbój. Wychodzi z założenia, że zajęcie znajdę mu ja albo sam coś wymyśli. Przy tej drugiej opcji to zawsze z jakąś szkodą do otoczenia. I nie, nie piszę o wykopanych dziurach, czy szalonych biegach. Ale o rozszarpaniu krzesła obrotowego, obgryzaniu wszystkiego, a co gorsza dręczeniu pozostałych psów. Robi się upierdliwy i zaczyna łapać fazę. Największy pobudzacz to kosiarka, łopata, grabie. Odwala mu totalnie na ich punkcie. Nie boi się, jest odważny, pewny siebie, ciekawski, inteligentny, czasem poburczy sobie pod nosem. I co najważniejsze, uwielbia kontakt z swoimi ludźmi, obcy do szczęścia nie są mu potrzebni.

Ale z drugiej strony lubi coś robić, bardzo stara się mnie rozumieć i czego od niego wymagam. Ciężko mu się myśli, ale jak Pańcia każe to każe. Mały móżdżek w wielkim ciele, a jakie ma ogromne serce!
Jemu trzeba pokazać wszystko krok po kroku, inaczej ma problem z powierzonym zadaniem. 


Od małego nosiłem wszystko w pysku.

To co wielbię najbardziej, przeciąganie się piłeczką.

Czasem jestem poważny...

...a czasem totalny wariat ze mnie.

Moja postawa.

Zachód słońca nad morzem.

Kolejna fajna piłka


Nad morzem.
Taki wariat ze mnie.

:)

2 komentarze:

  1. Doskonale rozumiem jak to jest kiedy pies zupełnie inaczej ułoży życie. Chcesz coś innego, ale mamy zbyt miękkie serca na mokre języczki i urocze oczka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny jest! Widzę podobieństwo pomiędzy Sarką a nim :D
    facebook.com/sarowata
    sarowata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń