środa, 23 listopada 2016

Alergia pokarmowa

Alergia, czyli co robić, jak sobie radzić i czy da się z nią żyć.



Od lat śledzę w internecie światek kynologiczny, wiele tematów o psach na forach już przeczytałam. Tak, ja jestem z ery, gdzie to siedziało się godzinami na forach internetowych, a nie na Facebooku. I jak pojawiały się posty o alergii psów, sposobie ich żywienia i ogólnych problemach to omijałam je szerokim łukiem. Przecież to mnie nie dotyczyło, więc moje zainteresowanie tym tematem było zerowe. Moje psy były zdrowe, bez alergii i myślałam, że to nas nie dopadnie. No bo jak? My? Nieee, aż do czasu...

Nasz Ciapek przez 7 lat był sobie szczęśliwym pieskiem, który mógł jeść wszystko i nawet nie było problemów trawiennych. Teraz wiem, że to była sielanka. Jak przy krajaniu mięsa, kawałek spadł to nikt nie zawracał sobie głowy, ewentualnie było stwierdzenie: Ciapek, coś spadło. Ciap wychodził z swojej kryjówki i sprzątał. Psie ciastka to kupowałam te w największych opakowaniach, bo miał na spółkę z Owczarami.

Aż przyszły jego urodzinki w czerwcu i zaczęło się sypać. Przez 3 miesiące drapania, siorpania, gryzienia. Pies wiecznie mokry, wiecznie zajęty swędziawką. Sprawdzaliśmy gruczoły, pchiełki i pochodne, robaczki, zeskrobiny, kąpaliśmy go i cuda wianki. Warto zauważyć, że pchiełki psa denerwują nie tylko kiedy są, psy mogą być uczulone na ugryzienia pchieł i przez to problem z drapaniem się powiększa. I taki bałagan może zrobić tylko JEDNA pchła, która wlazła na psa na spacerze. Dlatego trzeba psa dobrze przejrzeć i go zabezpieczyć przed nimi. Ale Ciap był czyściutki. Ostatecznie została nam dieta eliminacyjna i podejrzenie alergii.

Na początku gotowaliśmy rybkę z ryżem. Pies dostawał długich zębów i Pańcia, ja tego nie ruszę. Przekonywanie, dosmaczanie. Podawanie surowej ryby też kończyło się fiaskiem, gdyż według Ciaposława, było to niejadalne. Ledwo tydzień na tym pociągnęliśmy, a tu mamy przez około pół roku stosować tą dietę. Nie było wyjścia, zamówiłam mu rybną karmę, w imię zasady, chrupki zawsze mu smakowały. I to był strzał w dziesiątkę. Owszem jeszcze trochę się drapał, ale ogarnęliśmy to najgorsze.

Zaczęło się czytanie po nocach składów karm, gdzie nie ma ani grama kurczaka i jego pochodnych. Przerzuciliśmy się na karmę z jagnięciną, która jest w większości karmach hypoalergicznych i tak sobie na niej jechaliśmy, jechaliśmy... aż Ciap uczulił się na jagnięcinę. No, ale jak to? tak nam zalecano trzymać monodietę i takie zaskoczenie?

Niestety monodieta nie jest sojusznikiem w walce z alergią. O czym dowiedziałam się później. I teraz zaczął się rollercoaster. Nie dość, że szukać suchej karmy, gdzie nie ma nic z kurczaka, to jeszcze, aby nie było jagnięciny. Przy próbowaniu innych karm dochodził problemik z zbożami. Także i je trzeba było wyeliminować.

Także o ile ogarnęliśmy jedzenie, żeby było dobre, tak jak przychodził lipiec aż do końca września, nadal mieliśmy swędziawkę. Tu podejrzewamy, że uczulony jest na pyłki i inne takie. Alergia na jedną rzecz, może pociągnąć za sobą kolejne uczulenia. Także to może iść lawinowo. A na to sposobu nie ma. Dlatego dopiero jak jest źle, idziemy do weta po pomoc. Bo jedyne co wtedy można zrobić to podać psu steryd. Ale jego działanie nie trwa wiecznie i jak trochę go podleczymy to znowu odpuszczamy. Nie chcę przez 3 miesiące walić w niego sterydami, które nie są obojętne dla organizmu.  Dlatego kurację przeprowadzamy, kiedy jest już źle i pies się męczy.

Oczywiście można zrobić badania na co pies jest uczulony, ale koszt tego jest wysoki, więc zrezygnowaliśmy. Z obserwacji widzę, co on może jeść. A sprawdzenie pyłków nam nie pomoże, niestety :(

Tak wygląda nasza historia od 2,5 roku. Łatwo nie jest, ale trzeba walczyć.

Ciapek żyje jak normalny pies, zajada się również pysznościami z KONGa, oczywiście zabawka jest napchana tym,co może jeść.


Co się zmieniło?
- Ciap przestał BARować;
- skończyła się komenda: Ciapek, coś spadło. Teraz ścigamy się z psem, aby szybciej podnieść niż pies połknie;
- Ciapek przeszedł całkowicie na jedzenie suchej karmy, a co za tym idzie: co chwilę czytam skład karmy, którą chcę zamówić;
- kupujemy karmy jednobiałkowe, bez zbóż. 
- worki, które zamawiam mają po 2-4kg, co wychodzi też drożej niż przy zamawianiu worków 15kg;
- prowadzę notatki, która karma mu najlepiej smakowała i jak długo jadł, oraz rodzaj białka;
- jak już jesteśmy przy suchych karmach to istotne jest ciągłe zmienianie smaków, co worek;
- przysmaki kupujemy takie, w których skład nam pasuje, przy czym dostają je tez Owczary;
- nie kupujemy żadnych smaczków, treserków czy gryzaków, które mają kurczaka. Wyjątkiem są surowe części kurczaka, które dostają Owczary, bo są na BARFie. Ale nauczona doświadczeniem, bardzo sporadycznie ląduje w ich miskach kurak, a raczej w sytuacjach, kiedy nic innego nie uda mi się kupić ;)

Obecnie szukam czegoś, co wspomaga leczenie alergii, jakiś tabletek czy suplementów. Próbowaliśmy z MSM,ale nie dość, że musiałam kombinować, aby to psu przemycić do miski to na dodatek nie zauważyłam poprawy. Liczę, że w obecnym pędzie z nowościami, coś w końcu znajdziemy.

Suszone gryzaki z takich gatunków zwierząt, które mu nie szkodzą. Na zdjęciu kawałek płuca wołowego.


Pamiętajmy, że jest jest podejrzenie alergii pokarmowej to trzeba wprowadzić najpierw dietę eliminacyjną dla psa. Czyli karmić go tym białkiem, którego nie jadł do tej pory. Najczęściej jest to ryba. Polecane jest aby gotować psu ryż i właśnie mięsko. Jeśli nie przynosi to efektu można spróbować inny gatunek mięsa,który nie uczula i którego pies nie zna. U nas to nie przeszło, wiec przeszliśmy z psem na suchą karmę.I najważniejsze to czytanie składów, bez tego to ani rusz.

I drugą bardzo ważną sprawą jest to, że należy sprawdzić wszelkie opcje drapania się u psa, a dopiero na końcu zdecydować się na steryd. Bo sterydy nie leczą, a jedynie łagodzą objawy.

Ale najważniejsze w tym wpisie jest to, że pies z alergią może normalnie żyć i cieszyć się życiem. To nie jest wyrok, że pies jest wybrakowany, czy inne wymysły sfrustrowanych ludzi.

Ciap jak zwykle niczym się nie przejmuje ;)

poniedziałek, 14 listopada 2016

Skręt żołądka- jak zapobiec?

Zawsze wychodzę z założenia, że lepiej zapobiegać niż leczyć czy to w szkoleniu i wychowywaniu czy w sprawach zdrowotnych.

Skręt żołądka, czyli co to takiego można przeczytać TUTAJ
Nie chcę powielać tych samych informacji, zwłaszcza, że sama nic nowego do tematu nie wniosę. Jednocześnie artykuł bardzo dobrze przedstawia temat i koniecznie trzeba się z nim zaznajomić.

Owczarki Niemieckie są w wysokiej grupie ryzyka. Ale każdego psa może to spotkać. Sporo znajomych psów odeszło właśnie przez skręt żołądka. Ale on też nie jest wyrokiem, bo można zdążyć zareagować i na czas zawieź psa do lekarza weterynarii. Im szybciej zareagujesz, tym pies ma większe szanse na przeżycie. W przypadku skrętu konieczna jest operacja, długa rekonwalescencja i pies wraca do sił i życia sprzed tego przykrego incydentu. Niestety z obserwacji wynika, że niewiele psom udało się wygrać tą walkę. Nawet kiedy było już, lepiej, lepiej i bach.


Co się do tego przyczynia?
Budowa psa, czyli duże, ciężkie i z głęboką klatką piersiową. Ale też sposób żywienia, ruch i cechy osobnicze psa jak i nieubłagana genetyka. Ale prawda jest taka i będę to ciągle powtarzać, że każdy pies może zachorować.



Jak my się staramy zniwelować ryzyko?
 - przede wszystkim Sonia i Gandi są na BARFie, czyli jedzą mięso i mięsne kości. Jak najbardziej zbliżone do naturalnego. Takie żywienie ma plusy, ponieważ ono nie pęcznieje w żołądku, więc pies głodny nie zje ponadto swoich sił. Dodatkowo pies je wolniej, choćby kość czy duży kawał mięsa musi pogryźć, inaczej nie zje.
- psy dostają 2 razy dziennie. Dlatego, aby jeden posiłek nie był tak duży i ciężki. Lepiej jest, gdy zjadają mniejszą ilość jedzenia na raz. W końcu jest różnica między pół kilogramem, a kilogramem jedzenia, które obciąża żołądek.
- obowiązkowo u nas jest odpoczynek przed jedzeniem (ok. 1 godziny i dłużej) i po jedzeniu pies ma odpoczywać przez minimum 2 godziny. Nie ma wtedy spacerów, puszczania po podwórku, aby się wybiegały. A już na pewno mogą sobie wtedy zapomnieć o aportowaniu i innych aktywnościach. Tak samo chodzenie po schodach, skakanie i pajacowanie w kojcu czy przy płocie.
- u nas kiedy pies jest nakręcony, po intensywnej zabawie, gdzie ledwo zipie, najpierw musi ochłonąć zamiast od razu nachlipać się wody.
- miski mamy postawione na podłodze, ŻADNYCH stojaczków i podwyższeń.
- jeśli z psem coś ćwiczę na smaczki, zmniejszam do minimum lub wykluczam wtedy nakręcanie na piłkę, zwłaszcza Gazika, który bardzo kocha ruch.

I to byłoby na chwilę obecną tyle. Staram się przestrzegać tych żelaznych zasad u nas. Napływają coraz to nowe informacje o powodach skrętu, więc mam nadzieję, że w końcu będzie sposób, aby całkowicie go wyeliminować.

Jak wspomniałam na początku, sporo znajomych Owczarków odeszło. Były to psy zdrowe, aktywne, często pracujące i przede wszystkim wiodące szczęśliwe życie z swoimi ludźmi, którzy chcą dla nich najlepiej. Jednak pewnie jakiś detal, coś co nawet nie do końca można było przewidzieć i spotyka się taką przeszkodę w życiu. Mam wrażenie, że im pies starszy tym ryzyko rośnie, zwłaszcza jak pies wiekiem zbliża się do 8. roku życia. Także Sonia zaczyna pomalutku dobijać do tej granicy, także moja czujność, a raczej palpitacje serca wzmogą się. Jak przez całe życie dmucham i chucham to to będzie moja obsesja. Ale to nie jest też reguła, czytałam też o młodych psach, które odeszły za Tęczowy Most o wiele za szybko. Odpowiednio dbać o psa trzeba przez całe życie. Tak, mimo że Ciap jest mały i teoretycznie jest poza grupą obciążoną takim ryzykiem to do niego również odnoszą się wszelkie zasady. Nie ma lekko, nasz Jamnikowaty wytwór też ma z nami spędzić szczęśliwą starość, więc też jest otoczony najwyższą opieką.

Warto również porozmawiać z swoim weterynarzem na ten temat. Aby choćby dostać namiary, gdzie nawet w środku nocy pomogą w sytuacji skrętu. Lepiej być zapobiegliwym, niż potem płakać, że się nie zdążyło. Bo czas w tym przypadku jest najważniejszy, więc reagować trzeba SZYBKO!



Moim zdaniem, ludzie nadal za mało wiedzą co może grozić psu i jak temu zapobiegać. Dlatego nie powinniśmy krzyczeć i oskarżać innych, a rzeczowo przedstawić sytuację. Przecież każdemu chodzi o pomoc, a nie naskakiwanie na siebie.
Ważne, aby się dokształcić i jednak nie narzucać psu ruchu tuż po posiłku. Bądźmy świadomymi opiekunami psów. Może być i tak, że pies pomimo ruchu po jedzeniu nigdy nie dostanie skrętu, czego z całego serca życzę. Jednak dla mnie to zbyt wysoka cena na takie postępowanie, więc apeluję, aby jednak zaznajomić się z tym tematem.

Czytał ktoś z Was "Marley i ja"? tam główny bohater również miał skręt. Labradory pod tym względem jadą na tym samym wózku co poczwarki.

wtorek, 13 września 2016

Niezbędnik owczarkarza

O matko kochana mam Owczarka Niemieckiego i co mam zrobić?
Ano kochać i dbać o niego i spełniać jego potrzeby.
Przede wszystkim w tym poście chcę zwrócić uwagę, co najlepiej kupować dla ONka, żeby to się przydało. Bo po co wydawać pieniądze na coś, co okaże się, że owszem dla psów jest fajne, ale niekoniecznie dla naszego owczarka. I nie, nie chcę teraz pisać, że ONki to jakieś nadpsy, co muszą mieć wszystko inne, bo tak nie jest i te rady przydadzą się też innym, którzy mają wielkościowo czy charakterowo podobne psy.

Dla wszystkich obowiązkowa lektura, czyli poradniki p. Zofii Mrzewińskiej. Znajdziecie tam dobrą dawkę wiedzy, która jest niezbędna.



Obroże, szelki i smycze
Z obrożami to jest wesoło, bo obecnie jest ich tyle, że głowa boli, tyle rodzai wzorków, zapięć, możemy zrobić na zamówienie jakie tylko sobie wyśnimy. No tak, ale w takim natłoku, co wybrać? Ano nie pomogę, ale mogę co nieco doradzić.
Przede wszystkim szerokość u nas zaczyna się od 3cm, węższe niestety podduszały psa i nie było to komfortowe ani dla niego, ani dla mnie. Obroże na klamrę, gdy pies chodził w nich ciągle to przygniatały sierść i po ściągnięciu, nieciekawie to wyglądało. Obroży z zapięciem na zatrzask nie ufam, mamy jedną i mimo wszystko, jeśli mam przypiąć smycz do niej to się obawiam, czy się nie odepnie. ONki nie są spokojniutkimi psami, no jakby nie było. Materiał polecam jakiś łatwy do czyszczenia i odporny na błoto i inny brud, aby szybko można było wyprać i aby zaraz się nie zniszczył. My mamy 3cm półzaciski z taśmy brudoodpornej. I koniecznie trzeba się zaopatrzyć w adresówkę czy wyhaftowany napis na obroży. To tak w ramach zabezpieczenia, no i warto psa zaczipować.
Są jeszcze półzaciski na łańcuszek metalowy, który na owczarkach ładnie się prezentuje, ale zimą nie jest praktyczny. A znowu zapięcie martingale mi się nie podoba, no ale kto tam, co woli. Wielu Owczarkomaniaków ma dla psów łańcuszki czy kolie, w których pies bardzo ładnie się prezentuje. My ich nie używamy, ale może komuś wpadnie w oko?


Szelki muszą być przede wszystkim wytrzymałe i masywne.Szerokość minimum 4-5cm. Fajne są z podszyciem, bo wygodniejsze dla psa. My obecnie mamy szelki pasowe juliusa, które są szerokie, łatwe w ubieraniu, bez bajerów, wiele przeszły i nadal są w super stanie. Niestety pamiętam akcje, gdzie mimo, że szelki były ładne to nam strzeliły. Dlatego przykładam dużą wagę do tego, jakie kupuję. Inne warte uwagi są quardy, które można zrobić na zamówienie w firmach handmade. Do szkolenia IPO bardzo mi się podobają skórzane gappay'a, które sprawiają wrażenie wygodnych i bardzo solidnych. Jak miałam przebłysk, że chciałam iść w tym kierunku to tylko te szelki brałam pod uwagę. U nas, niestety nie sprawdziły się step-in.

Smycze muszą być wygodne i koniecznie z dużym karabinkiem. My mamy juliusowe gumowane, przepinane (2,20m)  i bardzo je sobie chwalimy, do tego w kolorze niebieskim i różowym. Bardzo fajne też są skórzane 2 metrowe, ale ważne jest, aby nie było ostrych boków. Mamy taka jedną smycz 2,5cm i niestety, tnie ręce. Do miasta mam gumowane samoróbki o długości 1,5metra. Ponieważ na wąskich uliczkach czy w zatłoczonych miejscach wolę mieć psa blisko siebie. Smyczy automatycznych nie polecam, bo mój jeden ONek nie umie na niej chodzić. Ogólnie to on zawsze blisko mnie się trzyma i obija się tą smyczą w głowę, grzbiet itp. Może przez to, że mamy rozmiar Giant do 50kg,8 metrów, a normalna wersja byłaby lepsza? nie wiem, ale fakt, że pies jest ciągle tuż koło mnie to i tak tej długości nie wykorzystuje.Co innego Sonia, dlatego oprócz moich sugestii należy wziąć pod uwagę zachowanie i styl bycia swojego psa. Ale moja Suka nie zachowuje się tak jak wzorowy ON.
Smycze gumowane, przepinane z Juliusa


Warto kupować akcesoria z odblaskami, bo często się mogą przydać, kiedy zapomnimy się na spacerze i zrobi ciemno lub po prostu nocne wojaże z psem będą bezpieczniejsze.

Kaganiec
My mamy dwa kagańce. Jeden skórzany dla Owczarka Niemieckiego, którego używam u weta. Czyli wpadamy do gabinetu, zakładam namordnik, szybka akcja i ściągamy. Drugi kaganiec to Chopo, który trzeba dobrać odpowiednio dla psa. Są podane wymiary, trzeba pysk wymierzyć i dobrać odpowiedni. Ja zaufałam rozmiarówce na stronie i kupiłam dla Owczarka Niemieckiego dla samca i dla mojego Gandzika jest za duży. Inne rozmiary to Owczarek Niemiecki średni i Owczarek Niemiecki suka. Także na pewno coś można wybrać, my będziemy nowy kupować.

Akcesoria pielęgnacyjne, czyli coś do wyczesywania i inne takie.
Szamponu używamy Dr Siedla, czyli tani i dość wydajny. My psa kąpiemy, jakiś raz na rok i rzadziej. Czyli wtedy, gdy pies wybitnie śmierdzi i nie ma opcji moczenia doopki w wodzie np. w oczku, basenie, nad jeziorem.
Do wyczesywania służy nam metalowe zgrzeblo, o TAKIE
W zestawie pielęgnacyjnym powinna znajdować się obcinaczka do pazurów, ale my jeszcze jej nie zakupiliśmy. Ważne, aby była rozmiarem odpowiednia dla sporych pazurków psiaka.
U nas z racji, że Sonia i Gandi są na BARFie, nie musimy czyścić ząbków, także w tym aspekcie nie pomogę.
A jak już jesteśmy przy pielęgnacji to nie wolno nam zapomnieć o psich uszach. My co jakiś czas czyścimy zapobiegawczo tym co akurat nam wet poleci i w zależności czy wlewamy i masujemy, czy nalewamy preparat na płatek kosmetyczny lub wycieramy chusteczkami nawilżonymi. Czasem jak zagniotki w uszku są zabrudzone do patyczkami do uszu, ale TYLKO, gdy pies jest grzeczny i jesteśmy pewni, że nie wykona gwałtownego ruchu. Najważniejsze to 100% bezpieczeństwa. Patyczkami mogę czyścić Soni i Ciapie, bo Gandi jest zbyt ruchliwy i nieprzewidywalny.


Swoje miejsce.
Owczar to aktywny pies, który musi mieć swoje miejsce do odpoczynku i wyciszenia. Taki swój azyl, kącik spokoju czy jakkolwiek inaczej to nazwać. Jeśli pies mieszka w domu to klatka kennelowa pomoże psu, a jeśli mieszka na dworze to dobry kojec z zadaszoną budą.


Zabawki
Tutaj temat jest bardzo szeroki.
Przede wszystkim zabawka wyciszająca typu KONG, u nas najlepiej sprawuje się napakowany jedzeniem czarny bałwanek. Wytrzymały, a jednocześnie wymagający. Pies się zmęczy, wyciszy i się naje.

Drugie to zabawki do zabawy czy podczas treningu, które wytrzymają owczarkowe paszczoszczęki. Dla mnie totalny niezbędnik to dwie takie same piłki na sznurku, najlepiej puste w środku. Do nauki aportu metodą wymiany, czy nagradzanie po przyniesieniu, poprzez szarpanie. My najlepszejsie mamy gappay'a 7cm. Oprócz tego wytrzymalsze piłki z tych droższych i dobrych: chuckit!, planetdog, StarMark, Z tańszych i pustych to piłka spiralna Sumplast. Jednak moje psy lubią też te pełne, tej samej firmy lub niezastąpione Hoko Funny 70mm, które się super odbijają, a poprzez dorobienie sznurka zyskuje u Gazika na atrakcyjności. Fajna tez jest zabawka fun mot, czy piłka trixie, tylko sznur trzeba przerobić, bo bardzo szybko przechodzi przez dziurki. Te zabawki mogę polecić na podstawie obserwacji Gazika, który kooocha piłeczki i jednocześnie ich nie oszczędza. Sonia obchodzi się delikatniej z nimi.I jak dla Owczara to polecam od razu kupować też takie zabawki, które pływają w wodzie.

Kolejny mega ważny punkt to szarpaki. Śliczne i kolorowe mopowe u nas w sekundzie darły się na strzępy. Za to polarowe były fajne, ale... Ale Gandi woli konkretnie zacisnąć szczęki, więc większą frajdę sprawia mu szarpanie się gryzakiem z RINGO. Futerkowe są fajne, ale na chwilę. No i nie ma co brać ze względu, że takie piękne, słodziutkie, ślicznusie i w ogóle to na zdjęciach fajnie wyglądają. Po jednej zabawie, będą zalane śliną i innymi bajerami, a po atrakcyjnym wyglądzie zostanie tylko wspomnienie.

Zabawki materiałowe czy zwykłe gumowe nie podołają zbyt długo, niestety. Tak samo piszczałki. Jedyne, które dłużej u nas żyją to kongowe z seri squeezz.

Jeśli chcesz dać psu chwilę pełni szczęścia to można wybrać się do lumpeksu, nakupić za grosze pluszaki, pousuwać niebezpieczne elementy jak oczy, nos itp i dać pupilowi. I napawać się, jak pies zachowuje się niczym drapieżnik. No, a później zostanie nam tylko sprzątanie, duuużo sprzątania waty i strzępek po uroczym misiu.



Jedzenie, tutaj nie będę rozgraniczać.
Dla mnie najlepsze jedzenie dla psa to BARF, dlatego jak ktoś ma chęci i czas to zachęcam z zapoznaniem się z tematem. Zwłaszcza, że pies ile zje to tyle ma w brzuszku, a sucha karma pęcznieje. Ale wiadomo, kto nie czuje się na sile tak karmić to zostało wybrać odpowiednią suchą karmę, która będzie psu służyć, spełniać zapotrzebowanie i smakować. A także będzie nam odpowiadać cena i skład, bo czytanie składów jest baaardzo ważne.
A ONki mają to do siebie, że są narażone na skręt żołądka. Dlatego ja tam dmucham na zimne, więc trzeba przemyśleć dobrze, co podawać psu do jedzenia. 
Tak samo miski mam postawione na ziemi, bez żadnych podwyższeń, również aby zapobiec skrętowi.

A smakołyki? Pasibrzuszki ONkowe zjedzą wsio jako nagrody czy przysmaki. Dlatego mogą to być kawałeczki parówki, żółtego sera, surowego/gotowanego/suszonego mięsa, gotowe treserki. Zjedzą dosłownie wszystko, tylko nie szalejmy, bo pies po dostaniu mega różności może mieć problemy trawienne, czyli biegunka czy ból brzuszka. Choć najlepsiejsze mniamniołki to... suszone płuca wołowe, suszona wątroba, uszy i inne psie słodkości, które polecam wszystkim psom, a nie tylko ONkom.

Suplementy, czyli czym warto wspomóc Owczarka.  
Jedni twierdzą, że ONek z dobrej hodowli nie musi nic brać na wzmocnienie stawów, inni znowu zapobiedawczo wolą coś podawać. Mi tam bliżej do tej drugiej grupy ludzi, dlatego swego czasu kupowałam różne suple. Ten, z którego byłam zadowolona to koński Cortaflex. Zdecydowałam się na niego, ponieważ był bardzo polecany u psów z problemami i jednocześnie wychodził korzystnie cenowo. Litr starczał nam na długo, bo dawkowanie w przeliczeniu na psa było małe, więc rzadziej kupowałam. Obecnie suplementuję psy MSM plus witamina C, czyli podaję owoc dzikiej róży.
I ogólnie, aby pies miał piękną, zdrową i lśniącą sierść podaję surowe jajko i olej z łososia.

środa, 27 lipca 2016

Walka z muszyskami - część II

Dawno temu napisałam posta o naszych problemach z pewnymi muchami. Możecie go przeczytać TUTAJ
Otóż siadają one na końcówkach uszów Owczarow, gryząc je, zostawiając czarne strupki, a pod strupkami jest krew.

I tak te dziady zżerają psa żywcem. Weci rozkładają ręce, my chwytamy się każdej, najdziwniejszej rady, aby pomóc naszym psim towarzyszom.

Sonia przeciw kleszczom miała w tamtym roku foresto, a Gandi kiltix. Niestety muszyska się pojawiły.

Ostatecznie polecono mi, aby pokropić psie uszy advantixem.Kupiłam najmniejszą tubkę  i tak rozprowadziłam środek:



I problem zniknął. Do końca sezonu nie pojawiła się ani jedna muszka, uszka pięknie się wygoiły i nastała sielanka.

Aż się wierzyć nie chce, że rozwiązanie było tak proste! Bo Bayer Advantix działa przeciw kleszczom, pchłom, komarom i muszkom. I działa przez 4 tygodnie!

W tym roku psy maja obroże Scalibor i te wstrętne owady jeszcze się u nas nie pojawiły i mam nadzieję, że tak już zostanie. Choć, gdyby się pojawiły to od razu biegnę po advantix, bo nie pozwolę kąsać moich psów!

Dodatkowo moje psy są na BARFie i suplementuję je m.in. olejem z łososia i drożdżami browarniczymi, więc może i one mają na to wpływ? Czystka nie podaję.

piątek, 24 czerwca 2016

SONIA czyli drugie oblicze DAMY

Żeby nie było, że ta Sonia to tylko pomiot szatana. Bo w codziennym życiu, nie jest obecnie aż tak źle.
Ona ma dużo zalet, to nie jest tak, że ciągle na nią narzekam i zrzędzę.
Wiele cech w niej cenię i wiele mi się podoba, czasem nawet to przez co jest tą wredna suką.

Przede wszystkim dzięki jej wybrykom nie jest psem bezbarwnym. Jest charakterna, ma swoje zdanie, jest niezależna, wie czego chce. Nie da sobie w kaszę dmuchać i wiele będzie ją pamiętać. Już jest żywą legendą. Nie jest psem, który istniał a później będzie zapomniana. O nieee.
Dzisiaj spisuję sobie wiele z jej wybryków i za wieeeele lat będę ją wspominać z łezką w oku, tudzież istnym wodospadem łez. Nie, taki pies się nie powtórzy, nie wierzę, abym miała takie szczęście, żebym na drugą taką zołzę trafiła.



Każdy widzi w Sonii Długowłosego Owczarka Niemieckiego i każdy myśli, że taka jest. A tu psikus, bo charakterem wcale nie odpowiada tej rasie. Za to jej sierść taka milusia jest. I właśnie przy Soni można położyć się na dywanie, głową na niej i jej to nie przeszkadza, tak możemy kimać. Jak już zachwycam jej się walorami fizycznymi to ma prosty kręgosłup, który dopiero przy Gaziku zaczęłam doceniać. No i OCZY! Oczy ma najpiękniejsze w całym pso-ludzko-zwierzęcym świecie. Bursztyn, cuuuuudowny kolor bursztynu. I nie ma takich drugich.

Ale też sam jej wygląd wzbudza respekt. Teraz powinnam się kajać, że pies to taki  misiaczek powinien być. Nie. Wystarcza mi, że jej wygląd ratował życie Ciapkowi.

Idzie w dym, jeśli Ciapkowi działaby się krzywda. Mocno zintegrowała się z stadem, ale Ciapuś to jest jej guru. Nie wolno na niego nikomu szczekać, nikomu podskakiwać. Bo suka czuwa i uczy pokory. Na spacerze jak idzie Sonia i Ciap to wiele psów kieruje swoje czyny na Ciapka. A on mały i taki biedny, bezradny. Pyszczą na niego, podbiegają, próbują walić w niego łapami, dominować itp. Spokojnie, suka wkracza do akcji i pokazuje, że nie ma z nią żartów.


Przykład? Byłam z Ciapkiem na łące i został pogoniony przez 3 burki, ciut większe od niego. Rozpędzone, szczekające i nie przyjaźnie wyglądające i mimo wszystko działające jak stado. Wiałam z pól z nim, bo pewnie w najlepszym przypadku podziabałyby go te psy. W najgorszym to wolę nie myśleć. A właściciele mieli ubaw na całą okolicę. Na drugi dzień bałam się iść z Ciapkiem, więc na dokładkę wzięłam Sonię. Jak owe Paniusie zobaczyły Sonię to tym razem one zwiewały, żeby odwołać swoje psy. Jako, że smyczy nie miały to musiały zrobić odwet. I nie, nie jest mi przykro z tego powodu, tak samo jak z tego, że gdzie ona się pojawia to znajdują się smycze, a właściciele biegną po swoje psiaki. To jest ciut samolubne, ale mam dość znęcania się nad Ciapą przez inne psy.

Tzn.to jest wada, że jak Ciap pokaże jej jakiemu psu ma spuścić łomot. Ale gdy Ciapek jest w opresji to niema bata, nauczy intruza szacunku.



Podziwiam ją za to, że mimo wielkiego cielska była meeega delikatna dla szczeniaka. Skarciła go, co wyglądało dość przerażająco, ale jeden kłaczek z niego nie spadł.

Zawsze myślałam, że ona każdego pieska bez wyjątku chce killim, killim. Im więcej ją obserwuję, z biegiem lat i wspólnych ćwiczeń to nie każdego chce killim. Część po prostu jest skarcona na psiemu. Bo jak pies fika to bierze za szmaty i gleba, przytrzymuje, aż pies się nie uspokoi. Gdyby osobnika chciała zeżreć to raczej nie czekałaby, aż opadną emocje. Fakt, nie wiem ile to powinno trwać i zawsze wtedy interweniowałam. Czy dobrze? tak się teraz zastanawiam...

To jest nasza stadna opiekunka. Jaki pies zapiszczy, zbyt się pobudzi i wydaje dziwne dźwięki. Sonia z całą powagą sprawdza co się dzieje. Podchodzi, wącha. Gazika uspokaja, jak zaczyna piszczeć z emocji. Kiedyś leżała pod drzewkiem, a Panowie na drugim końcu ogrodu. W okolicy był coś jak pisk, skomlenie czy coś w ten deseń. Poderwała się na cztery łapy, zostawiła swoją piłkę i poleciała obwąchać Ciapka i Gazika.



Ale też jak były konflikty na linii Ciapek-Gandi to wchodziła pomiędzy nich i ich uspokajała. Rozładowała wiele konfliktów między nimi. I zawsze Gandzioch obrywał za pajacowanie.

Nigdy nie miałam najmniejszego konflickiuku na linii Ciapek-Sonia.Owszem Sonia staranowała Ciapka, przez co miał np. wybitą łapę, ale nigdy nie zrobiła tego specjalnie.

Jest bardzo mizialska, uwielbia głaskotki.
Nie boi się weterynarzy, a wręcz domaga się głaskania. Wtyka wszędzie swoją mordę i oczyskami prosi o głaskotki. Oczywiście jest nie zrozumiana przez cały świat, za co mi jej szkoda. Bo ona nie chce zrobić krzywdy, a jedyne co dostaje w zamian to pacanki w głowę. Podziwiam ją za to, że w poczekalni u Weta potrafi iść spać.

Uwielbia się uczyć za jedzonko, a ulubione komendy to takie, że gdzieś, na coś może wejść. To sprawia jej ogromną frajdę. Zje wszystko, co nie dałabym jej to to pochłonie. Owoce, warzywka, mięsko, makaron... kluski, naleśniki, chlebek suchy. I nie ma rewolucji żołądkowych. Nawet jak zżarła cała trójca padnięte ryby. Ciap i Gazik miały dziwne kupale, a Sukę nic nie ruszyło.

Idąc z nią na spacer, odpoczywam. Idziemy sobie łapa w łapę, bez ciągłego zwracania uwagi na psa. Trupta sobie kolo mnie, łapa w łapę, bez ciągłej kontroli jej. Muszę jedynie uważać na polach na pojazdy.. no i psy...

Lubi wodę, nie ma żadnej awersji do niej.

Jest psem myślącym. Obmyśla plan a nie idzie w ciemno. Np. zabawka wpadła do wody to nie wskakuje na gwałt do wody tylko patrzy i myśli. O z tamtej strony bliżej jest zabawka to tam pójdzie.



Mam do niej ogromny szacunek. Boi się biedna burzy, odczuwa wtedy ogromny stres, chodzi w kółko po kojcu, próbuje się z niego wydostać. Ale wystarczy wziąć ją do domu to idzie spać. Wali za oknem, że człowiek zaczyna się modlić, a pies chrapie.

Soni trzeba pokazać jak ma się zachować, a życie staje się łatwiejsze.

Zadziwia mnie jej tok myślenia i kombinowania. Jak ja coś powiem to szuka innego wyjścia z sytuacji. Przecież na pewno istnieje jakieś obejście zasad. 

Nie niszczy zabawek, zanim Gandi się pojawił to miała najzwyklejsze piłki gumowe i piszczące z Trixie i żadnej nie zniszczyła. Dopiero Gazul jej pokazał jak to się robi, choć nie praktykuje. Jedyne co to daje upust dzikiej naturze to wszystkie pluszaki i mopy rozrywa w oka mgnieniu.

Zrobiła też ogromny postęp, jeśli chodzi o swoje strachy i lęki. Do dzisiaj pamiętam jak wpadała w galop, bo trawa zaszeleściła. Kilka dni temu byłam z nią na spacerze na polach, gdzie plony już są ciut wysokie i zielone. Drepamy sobie, aż tu obok nas poderwał się jakiś ptak do lotu.Narobił tyle hałasu, że włosy stanęły mi dęba i aż mnie zmroziło.Wystraszyłam się nie na żarty. A Sonia? zero strachu! ba, podskoczyła i wypruła za ptaszkiem. Aż nie dowierzałam.

I najważniejsza jej zaleta: JEST KOBIETĄ, więc bez kiwnięcia palcem mogę kupować jej różowe akcesoria. Kiedyś miałam obiekcje, że ONkom nie wypada, że to i tamto.. aż nie pukłam sobie w łeb. Mój pies, moja ślicznotka i jak na kobietę przystało, w różu będzie chodzić! już zawsze... no chyba, że wpadnę po uszy w inny kolor <3

Jak widać, zachwycam się Sonią i jej wyglądem i niektórymi cechami charakteru. Obecnie jej bliżej do kobiety z pazurem niż wrednej suki, no ale ksywka przyległa do niej jak przywara. Kocham tą wariatkę!


poniedziałek, 9 maja 2016

Jak Sonia została WREDNĄ SUKĄ?

Plus wszystkie jej wady.

Od zawsze tak na nią mówimy, ale cóż na pewno sobie godnie zapracowała na taki przydomek.

Gdyby kochała cały świat byłaby nazywana pluszakiem czy innym miłym stworzonkiem, ale to jest Sonia.

Gdy ją 7 lat temu przywieźliśmy to miała być opcja, że na pewno suczka. Bo są łagodniejsze, łatwiejsze w ułożeniu, mniejsze i na pewno nie są zakapiorami. Tak, to tyle z teorii.

Sonia od małego miała coś za uszami, z czasem, gdy uszy rosły to jej grzeszki też.

O ile na początku rozrabiała jak to zwykły szczeniak i nic nie wskazywało, że to kawał suki będzie. Ot do upadłego kopała w misce z wodą. Tam wiecznie było błoto zamiast wody, codziennie wymieniałam wodę to ona tyle samo musiała nasypać z powrotem ziemi. Ot milusi szczeniak, rozrabiaka.

Ulubione zajęcie Soniuli za smarkatych lat

Bywała upierdliwa dla reszty stada, ale jak walnęła focha to Panowie obok niej grzeczniutko siedzieli.

Sonia rosła i dawała czadu.

Na spacerze potrafiła mi zwiać i iść tropić zwierzynę... a co wytropiła? świnię, a dokładniej to zagubionego warchlaczka i nie po to, aby go uratować, na pewno nie to miała na myśli.

Imprezy się zaczynały, gdy na horyzoncie pojawiał się pies. Na początku to każdy był wrogiem i potrafiła z KAŻDYM wdać się w pyskówkę. Nawet jak miała cieczkę to pogoniła każdego psa, oczywiście samców też daleko. Była nietykalska, nawet na nią samce patrzeć nie mogli. Co akurat pochwalam, bo stosowała naturalną antykoncepcję. Nawet po cieczce, znajomy samiec nie mógł jej powąchać.

Pies na nią krzywo spojrzał, szczeknął, nie znał JEJ zasad? to bach, już go zglebowała i uczyła szacunku, jaki panuje w stadzie.

Ona nawet szczeniakowi nie odpuściła. Pierwsze spotkanie z Gazulcem i chciała go pożreć.

Zawsze sprawiała wrażenie powolnej, ale to tylko pozory. Bo ona najpierw ocenia sytuację, chwilowe zamrożenie czasu, a potem opracowała sobie w główce plan i jakby nic normalnie funkcjonuje, usypia moją czujność. I wtedy niczym potwór z oceanu wynurza swój plan i działa. A to pogonić kota, a to jakiś pies jej nieprzypasował. Niski chód na łapach, wpatrywanie się... a potem wyskok i zdziwienie, przecież ona na pewno chciała grzecznie minąć tego psa. No taki jest tryb działania Soni.
Z stoickim spokojem wszędzie idzie, przecież ma czas. Ale jak sobie coś upatrzy, żeby kogoś pogonić, coś sknocić to ma turbodoładowanie. Błyskawica, strzała. Rozpędzone 35kg, byleby wyhamowała albo mnie ominęła.

Bieeeegnę, uciekać na boki!



Zawsze brała to co chciała. Nie interesowało jej, że TO ktoś może jeść, czyli np. ja, inny człowiek czy zwierz. Ona ma ochotę na to, co w misce Ciapka to sobie to weźmie. My jej nie pozwalamy to się wpatruje w jedzącego i wtedy każdy odstępuje jej swój posiłek. Nawet Ciapuś, nasza alfa w stadzie.

Z premedytacją wżera nam owoce z ogródka. Kto nie zdąży przed nią, ten gapa :P

Ktoś ma fajną zabawkę, albo co gorsza ktoś jej gwizdnął sprzed nosa? No to życzę powodzenia. Będzie łazić, dosłownie krok w krok, prześladuje, osacza ofiarę. I czeka, czeka aż ofiara nie wytrzyma napięcia i sama jej odpuszcza zdobycz. Doskonale to widać, jak Gandi przechwyci jej piłkę. On odchodzi na bok, ona za nim, nisko na łapach drepta. Gandi odejdzie na drugi koniec ogrodu? ona za nim. Gandi się położy, ona obok. I świdruje go oczami. On znowu zmienia miejscówkę, a ona za nim. Piłka została na sekundę porzucona, to ona idzie z impetem po nią.

Jak Gandi ma swoją piłkę to nie zwraca uwagi na inne. A co robi suka? ma swoją owszem, ale wszystkie inne zgarnia i się kolo nich położy. I tak potrafi mieć jedną swoją i 2 Panów i sobie leży, z siebie zadowolona. I nikt jej nie zabierze ich.

Gandi z Sonią ścigają się po zabawkę, to suka całym cielskiem pakuje się w Gazula. Jak chce ujść z życiem to odstępuje jej zabawkę.

Słodki szczeniaczek bawi się zabawką? no to mu zabierze. Sonia leży i nie ma zamiaru się z nikim zadawać to burknie. Jak pies ignoruje jej ostrzeżenia to pogoni intruza.Wyskakuje z zębami, aby nastraszyć ale nie zrobi wtedy krzywdy. Nawet Ciap uciekał z piskiem, bo ona na niego nakrzyczała. Bo teraz to ona sobie odpoczywa.

Ha, ale nie każdą zabawkę Pani lubi, oj nie! Z sznurkami jej nie pasują, bo nie. Twarde i ciężkie też nie. Kiepsko odbijające się, szarpaczki i inne wydziwiania odpadają. Ale jak zabawka jest nowa, jak Gandi się nią bawi, albo wygrzebana z czeluści. Albo po prostu ma głupawkę to wtedy takie piłki są faaajne. Ileż piłek dla niej kupionych dostał Gandzi, bo ona absolutnie, w żadnym wypadku do pyska jej nie weźmie. A potem łazi i zrzędzi i zabiera bo to przecież jest JEJ ulubiona, no heelloł!

Nie odpuści kotu. Jak była młodsza i na noc wypuszczana na podwórko to kiedyś całą noc kota potrafiła przytrzymać poza podwórkiem. Koteł niech siedzi na płocie, a ona się położy obok i będzie pilnować. Nawet koty dostosowały się do jej zasad i zawsze szybciutko do domu na noc wracały.

Wszystko musi mieć na oku. Owszem relaks, relaksem, ale otoczenie trzeba kontrolować. I to takie niepozorne, bo leży i dziamdzia zabawkę, ale na najmniejszy szelest podnosi głowę, uszy nastawione i nasłuchuje. I PACZY, bo a nuż jakiś pies koło płota pójdzie.

Bardzo czujne oczyska, baaardzo


Uwielbia się kulać... zawsze jej wtedy sprawdzam uszy, ale często ma czyste. Ale jak się wykula w błocie czy w wodzie, śniegu to potem są zawalone.

Nie lubi się przeciągać, wiele ją uczyłam i męczyłam się i NIC. Ale jak Pani Sonia ma dzień to potrafi się szarpać wręcz zawodowo. Jeden chwyt i na zabój trzyma. Tylko to się zdarza baaardzo rzadko.

Do tego jest strasznie uparta, jak sobie coś upatrzy, no to nie ma bata.

A nie daj Boziu jak ona coś przeoczy, wtedy jest istny armagedon . Coś nowego, kogoś obcego. Panowie przyjmą to do wiadomości, a suka nie. Jest wtedy bardzo zła, więc bójcie się narody. Będzie biegać, będzie sprawdzać i nie przetrawi, że coś przeoczyła.
Przykład?
Na ogrodzie były w odwiedzinach 2 dzikie kaczki. 3 psy przeleciały koło nich i ani psy ich nie widziały, ani kaczki psów. Owczary szalały na ogrodzie, kaczki moczyły kuperki. Dopiero jak wzięłam aparat i pokazałam im, że mamy gości to Panowie, zrobili WOOOW. Suka aż własnym oczom nie wierzyła, że ktoś ośmielił się wejść na jej teren. Podbiegła do oczka, kaczki się spłoszyły i poleciały. Panowie zapomnieli o sprawie, ale suuuka NIEEE. Biegała w około oczka, węszyła, niuchała, właziła w krzaki. Na końcu wlazła do wody i niuchała, gdzie one pływały. Serio, od samego patrzenia na jej kombinacje ja się zmęczyłam.

Suka nie pyta czy coś może. Ona ma ochotę wejść na łóżko to na nie wejdzie, będzie się rozpychać, uczapli doopę i idzie spać. A Ty Pańcia siedź wciśnięta w kącie, w końcu Ciebie nie pytała o zdanie.

Z pełną premedytacją omija nakazy, zakazy i ogólnie nawet się z tym nie kryje. Miała "zostań" no miała, ale sobie poszła. Początki szkolenia to przeprawa jak przez poligon.

Z Gaziem się popstrykała, ryknę koniec. Gandi sobie pobiegnie, w końcu koniec akcji. Suuuuka zanim odpuści to ja się nieźle napocę. Nie raz kończyło się glebowaniem, albo zamykaniem w kojcu, bo się zawiesiła i koniec.


Tak samo na polach włącza funkcję obrona stada. Zanim dojdziemy na pola to wszyscy mogą koło niej przejść i nic nie widzi, nikogo nie zaczepia. ALE na polach jak ktoś idzie hen za nami to już ochrania tyły. Namierz cel, idzie za mną i ogląda się gdzie jest intruz. Próbowała nawet pogonić ludzi czy ciągniki. Sonia "siad", Sonia siedzi. Przed nami przejeżdża traktor z bronami do orania ziemi i paczę, a tam pies leci i próbuje ten metal chwycić w zęby. No zgadnijcie, kto to był.

Ktoś nie zwraca na gwiazdę uwagi? to próbuje podszczypnąć.

Do tego kawał psa z niej jest.. waży ponad 35kg, rozpędzonego, wkurzonego cielska o wadze 35kg. Jak się wpieni to przeciorać potrafi konkretnie.

Ona kocha jeść, kooooocha całym swym sercem. Ale jak ma fazę to czasem jej mięsko z wołowinki nie smakuje, a to dziczyzny nie zje. Jednak daj jej kość to omen nomen BOSKIE żarło, milordzie. No gdzie tu logika?

I wylizywanie wszelkich otarć, malusich ranek jak i rana po operacjach. Nawet, jak już, już ma zagojone to ona MUSI do tego się dostać i rozlizać. Pilnowałam jej kilka dni non stop, opatrunki i inne bajery. Na minutkę została SAMA, niezabezpieczona, żeby sobie odpoczęła i co? pędem do weta na kolejne szycie. 

Serio, nie mam z nią łatwego życia. Opisałam pewnie jeden malutki procent wszystkich jej pomysłów. Przez 7 last nazbierało się tego, oj nazbierało. Pracujemy nad sobą, ja uczę się jej i wiem na co ją stać, a ja dla niej przestaję być odważnikiem na końcu smyczy. Wiele z tych akcji było w jej młodszych latach, teraz jest stateczniejsza, mądrzejsza i lepiej się dogadujemy, ale nadal ma swoje chore akcje. Ale to już jej stan obycia. I coraz mniej mi to przeszkadza, grunt to ją zaakceptować taką jaką jest. A jak ktoś dziwnie patrzy na jej pomysły to mu odpowiadamy tylko: no co, to jest wredna suka i pogódź się z tym.
Właduje się na łóżko, ok. Ale na komendę schodzi i dopiero na moje zaproszenie może umościć doopkę na wyrku i iść spać. Bójka z Gazikiem? obecnie się skończyły, ale czasem coś tam próbuje iskrzyć to się wydrę i odpuszcza. Nauczyła się jeść w stadzie, wie, że nie kradniemy z pysków zabawek. Ale jak łazi za Gazulcem to już nic nie mówię. Dopóki nie wyskakuje z zębami to siedzę cicho. W końcu nie chodzi o to, aby wszystko psu zabronić, niech sobie będzie tą indywidualnością, ale jedyne co to przestrzegamy głównych zasad, a przede wszystkim w stadzie ma być porządek.

Nad wieloma rzeczami ostro pracujemy. Startowanie z zębami do psów czy pogonie na polach to kategorycznie tępię. Są sytuacje, gdzie wymagam posłuszeństwa. Ale też na część po prostu macham ręką, bo taki jest po prostu urok Sonii. Biegnie rozpędzona i przetrąci Ciapka czy Gazika? no nic wymacam, posprawdzam czy nic się nie stało i tyle. Zeżre komuś posiłek? odliczę jej od kolacji. Staram się jej być dla niej atrakcyjna i zaczęło nam to wychodzić. Ma swoje upodobania żywieniowe czy zabawkowe? nie zmuszam jej, po prostu podczas kupowania, biorę wszystko pod uwagę.

Część z tego jaka była, spowodowane było złym czy niedostatecznym wychowaniem, więc to JA ponoszę za to winę. Część z tego jest spowodowana jej charakterem. Cóż widziały gały co brały. U "hodowcy", gdy po nią pojechaliśmy to wszędzie wlazła, każdego zaczepiała, a potem poszła mordę wsadzić do jakieś puszki. Zaglądała pod samochody, na swoją mamuśkę uwagi nie zwróciła. A jak tylko do nas przyjechała to szalała i biegała, mimo że łapki plątały się jej. No właśnie, miała zdeformowane łapki a zachowywała się, jakby to było normalne, nie sprawiały jej problemu. Biegła, biegła i potknęła się. Pozbierała się i poleciała dalej.

A już w następnym poście napiszę o jej zaletach, w końcu trochę się uzbierało ich na jej temat.



piątek, 22 kwietnia 2016

Prace w ogrodzie z psami

Posiadając psa to szczęście, ogrom szczęścia.
Mając 3 psy to jak potrójne szczęście, do tego jak ktoś ma ogród to już w ogóle cud, miód i orzeszki.

Przyszła wiosna, więc i prace przy domowe i ogrodowe czas zacząć.

Zazwyczaj jest tak, że jak coś robimy to psy wypuszczamy z kojców, o ile to jest dla nich bezpiecznie. Tzn. jeśli nie używamy ŻADNYCH ostrych narzędzi i jeśli bramy są pozamykane, czyli to są malutkie wyjątki.

Do wszystkiego zbieram ze sobą psy, czy to grillowanie, czy leżenie na leżaku, czytanie książki, albo sadzenie drzewek, sianie warzyw, podlewanie, zbieranie owoców, koszenie trawy, porządki jesienne, odgarnianie śniegu. I pewnie wiele, wiele innych czynności.

W pewną niedzielę sadziłam nowe drzewka owocowe. Oczywiście psy wzięłam za sobą.

I jak to wyglądało?
Wzięłam łopatę to już zrobiło się koło mnie tłoczno, bo coś się będzie dziać.
RAZ wbiłam łopatę w ziemię i wyciągnęłam, to Ciap zaczął kopać dołek. Żeby ponownie wbić łopatę, musiałam Ciapka na bok wziąć, bo miał fazę na KOOOOOPIEMY. To przybiegł Gazik i on mordę wsadzał. Odciągnęłam Gazula, wyciągam pełną łopatę z ziemią to Ciap dopadł łopaty i kopał na niej ziemię.Musiałam wbić łopatę jeszcze raz, bo wszystko zgarnął z powrotem do dziury. Jak chwilowo został przez siostrę przytrzymany to wykopałam jakiś korzeń i tu pojawił się Panicz Gandzik, który zabrał sobie korzeń i zaczął go nosić, odrzucać, obgryzać i poniewierać. Wreszcie zrobiła się duża dziura to Ciap do połowy wlazł do niej i dalej kopie.

Drzewka leżały z boku to każdy musiał sobie przeskoczyć... ups, Sonia wyturlać w nich.

Ale drzewko wsadziliśmy do dziury i zaczynam zakopywać to Ciap najpierw odkopywał to co zakopałam, potem w zęby chwycił gałązki, a na koniec przybiegł z piłką, że już, teraz, w tym momencie mam mu ją rzucić.
Z boku stało wiadro z wodą to podlania to KAŻDY pies nagle był baaardzo spragniony i każdy musiał się już napić. To co, że miski z wodą mamy porozstawiane wszędzie, to co, że w oczku pełno wody. Woda z wiadra to jest to!

Drzewo zasadzone i podlane! Oł Jeeeeaaaa!
Idzie suka i tak całkiem przypadkiem wdepnęła w to błoto. Zasypałam te ślady po łapach i podziwiam swoje dzieło, to przylazł Gazik i się uwalił, prosto na drzewko. Jak już myślałam, że nic więcej już mnie nie zdenerwuje to pamiętajcie, w takich chwilach zło na Was czyha. Serio? tak! odwracam się i widzę jak Soni łapy uwalone od wyżej wspomnianego błota przeleciały po bluzie, którą zdjęłam, bo było mi gorąco.

Ja już miałam serdecznie dość, a tu jeszcze 4 drzewka do wsadzenia. Ale później było łatwiej tylko strach, że zakopałam jedną piłkę, która po długim szukaniu znalazła się... w wysokiej trawie... suka wytaplała się w oczku i koło mnie musiała się wytrzepać...co chwilę, któryś zaczepiał mnie, że może będą mizianki i wsadzanie łba pod rękę czy ramię, przynoszenie piłek i wciskanie ich, że może rzucę? Jak dam się namówić i rzucę jedną to dwa pozostałe psy materializują się i one też czekają.

Nie zapomnijmy o próbach podlewania. Próbach, bo ostro grożę paluszkiem za takie pomysły.

I taki schemat bardzo często się u nas powtarza. Cokolwiek człowiek nie chciałby zrobić to 3 wścibskie nosy są koło Ciebie. Nie ma tak, że psy będą grzecznie sobie leżeć i zero zainteresowania, co my robimy. One we wszystkim muszą asystować. Przecież nic bez nic się nie uda, na pewno :D
Ale przecież bez nich było by nudno, drzewka na pewno rosłyby książkowo i ogólnie byłoby tak idealnie, że aż do obrzydzenia. Nieee, to nie dla nas :P W końcu człowiek nie miałby pojęcia, ileż pracy trzeba włożyć w zwykłe sadzenie drzewek.



***
Z innej beczki, wszech latające piłki zza płotu, o które ja się nie prosiłam. W ciągu jednego dnia zaatakowały nas dwie z różnych stron.
Najpierw my się na ogrodzie bawimy, każdy pies z swoją piłką w pysku, a tu nalot piłki wielkości do kosza zza płotu. Psy były zaskoczone, to krzyknęłam ZOSTAW i sama po nią pobiegłam. Jak już ją miałam w ręce to psy zaczęły się nakręcać, ale ostatecznie bezpiecznie ta piłka wróciła do właścicieli.
Później zostawiłam je na podwórku i bach, wleciała kolejna przez płot, z innej strony, całkiem inna piłka. Psy się same nią zajęły, także jak wyleciałam z domu z hukiem to Sonia miała w pysku flaka, a Gazik biegał wokoło niej, żeby się podzieliła. Oooo Pańcia! u nas piłki z nieba spadają :P

***
Także, a hoj! do następnej przygody :D

niedziela, 3 kwietnia 2016

Mój pies na MNIE warczy!

O matko, o matko... co robić?

Albo wejść do szafy na czas posiłku, albo przypomnieć sobie, że to jednak my rządzimy.


Wspólna praca przed kolacją - wszystkim to wyszło na dobre


Ciapek nigdy nie burknął na nas przy jedzeniu. Nie wiadomo, co dostałby do jedzenia, nie ważne jak głodny byłby i jak ważne byłoby to co jadł, nie burknął i koniec.

Jak to zrobiliśmy? Samo się zrobiło.
Pies dostawał jedzenie albo w misce i jak jadł, co rusz ktoś mu tam coś dobrego wrzucał. Albo miał kostkę do gryzienia i dostawał wtedy, kiedy my siedzieliśmy na fotelach. On pod naszymi nogami zajadał się pysznościami i normą było, że ktoś przechodzi koło psa, przesuwał go itp. Ciapek często chował sobie kości do mojej czy siostry torby od szkoły. Wyciągasz zeszyt od matmy, a w środku, wow, obgryziona kosteczka. Piłki też chował.

Trzymanie zabawki, aby pies wyjadł pyszności


No i skoro Ciap się sam ogarnął to Sonia też.


Tylko Sonia to jest wredna suka. Suuuuuuka :P

dostawała ZAWSZE jedzenie w kojcu Wchodziłam, nakładałam jedzenie i wychodziłam. A potem jak znalazła sobie kostkę na podwórku czy coś innego, to brała dupę w troki i szła do swojego kojca. Ja chcę jej odebrać kość, a na warczy na mnie. Albo dostała kolację i zakaz wstępu do Jaśnie Pani komnaty. No przesadziła.
Ciapka może odganiać, ale mnie? NIGDY!

Przytrzymanie naładowanego konga Soniuli


i się zaczęło :
Najpierw moją reakcją był kontratakt. Czyli ona na mnie warkot to odebranie siłą cennej rzeczy. Czym to skutkowało? To, że jak miała jedzenie to zwiewała przede mną, bo ja jej wezmę, bo ja mogę jej śwignąć, w jej mniemaniu za nic. TO JEST NAJGŁUPSZY POMYSŁ! i wszystkim go serdecznie odradzam! W końcu nikt Soni nie pokazał jak się ma zachować w tej sytuacji. I miałam ogrom szczęścia, że nie próbowała mi się odwinąć.

Potem posiedziałam i pomyślałam, przekopałam internet w oszukiwaniu wiedzy. I doszłam do wniosku: o co mam coś robić siłą, skoro to nie pomaga, bo ona mi nie ufa. Przecież pies powinien czuć się przy mnie bezpiecznie i swobodnie. Owszem pies może być niegrzeczny i nawywijać, ALE jedzenie to podstawa w egzystencji. Pies musi mieć spokój i czuć się pewnie przy jedzeniu. Jedzenie to nagroda, największa radość i korzyść, coś o co warto się starać.

No to sobie wytłumaczyłam, teraz jak to osiągnąć? ano pokazać, że człowiek przy jedzeniu to coś normalnego, oczywistego, fajnego. I na pewno nic strasznego :P


Dlatego zaczęłam jedzenie podawać z ręki. Dostała kilka kurzych łapek to każdą musiała wziąć sobie z mojej ręki, serduszka kurze? krótkie komendy czy uczenie jej czegoś. Niech sobie baba na to zapracuje! Bywało też, że miałam sporą kość to siedziałam z nią i jej trzymałam, żeby obgryzała. Również dostawała jedzenie w naszej obecności, czyli w domu. Jedzenie bardziej płynne czyli jajko kurze, kawałki mięsa, czy ogólnie mi się nie chciało nic wymyślać to trzymałam jej miskę jak ona jadła. W między czasie zaczęłam ją głaskać, w końcu Pańci ręka to nie wróg. Na początku potrafiła nawet przestać jeść, z biegiem czasu i powiązania różnych metod, przestało to być dla niej problemem. Wszystko to robiłam przy lub w kojcu. Nakładałam po kolei kawałeczki mięsa czy suchej karmy do miski, ręka Pańci taka fajna, dokłada pyszności. Później stawiałam przed nią coraz większe wyzwania.

Jak obecnie wyglądają jej posiłki? Zawsze musi sobie zapracować. Czyli wchodzę do kojca, Sonia robi SIAD, ja nakładam do miski pyszności i zostaw. Potem warowanie, przywołanie i czekanie na DOBRZE i JEDZ i dopiero wtedy Sonia może iść w spokoju pałaszować żarełko.
Oczywiście jest grupowe jedzenie suszonych gryzaków czy wyżeranie KONGów. Choć akurat każdy pies woli w swoim kącie niż wspólnie przy sobie. Ale mogę koło niej chodzić, usiąść i pełen luz i spokój jest ;)

Jednocześnie uczyłam, że Gandi czy Ciapek nie jest zagrożeniem przy misce i nie ma miejsca na swoje zdanie. Uczyłam poprzez wspólne jedzenie z dwóch misek w pewnej odległości i z czasem, stopniowo zmniejszałam odległość. Ale też zanim zaczęły jeść to czekanie przed miską,czasem wspólne komendy i jedzenia dopiero za pozwoleniem.


Jedzenie z ręki


A Gandi? ten pies oddałby mi kość do ręki i jeszcze się przy tym cieszy. Wariat?
Nie, po prostu od samego początku już go uczyłam, aby nie popełnić błędu jak przy Soni.



Skąd mnie wzięło na takie przemyślenia?
Ano wydarzenie sprzed kilku dni. Było sprzątanie Gazika kojca, więc ja sprzątałam koopy, bo przecież w tygodniu padało, więc nie wypuszczałam psów. I zawołałam Sonię, aby zrobiła przegląd Gazika słomy. Dostały w tygodniu stópki wieprzowe, które kują Panicza w ząbki. No i masz, ja wysprzątałam i czekam na Sonię, Sonia wychodzi z budy i co? z jej  paszczy wystaje w wszystkie strony słoma. Zawołałam Sonię, podeszła, powiedziałam puść. PUŚCIŁA, ja obrałam stópkę z słomy i jej ponownie dałam. I stała jak ta sierotka na środku podwórka z znaleziskiem, a dwa sępy krążyły koło niej. Poszłam jej kojec sprzątać i ją zawołałam, aby sobie tam weszła. Ja pracę skończyłam, a Sonia sobie obgryza kostkę. Zawołałam ją, przyszła, oddała do ręki mi swoją kość, szybkie DOOOOOOOBRZEEEEE i dostała kostkę z powrotem.
Dla wielu to takie nic, przecież żaden szał itp. Jednak ja wiem, od czego zaczynałam z nią, jak wiele było wzlotów i upadków. I serio, poleciały mi łezki, że Sonia mi ufa!

Wspólna praca i czekanie na pozwolenie zjedzenia smaka


Edit. jeśli wymieniam się z psem kością to mimo wszystko wolę mieć na wymianę jakieś kawałeczki mięsa czy czegoś innego, równie smacznego. Aby nagrodzić przyniesienie kości i mi oddanie pysznym smaczkiem. A potem może za jakąś komendę dać ponownie kość? U Gazika taką nagrodą za przyniesienie jest... wydłubanie szpiku z kości. Ja biorę nóż i wołam Gazika, aby mi przyniósł, on oddaje, ja kombinuje nożem w środku, potem to co wyciągnę ocieram o palec i tak daję psu zlizywać szpik. Nie daję bezpośrednio z noża, bo boję się, żeby sobie go nie poprzecinał. A tak to wzmacnia nasza więź. Sonia nigdy nie potrzebuje takiej pomocy, pod tym względem sobie sama radzi, jak taka Zosia-samosia. Ciap to tak zależało od kości. Gandzi jako synek mamuni, zawsze pomoc dostawał, bo dla niego obgryzanie gołej kości to żadna frajda.
Pomysły nagradzania zależą od mojej wyobraźni i od psa, bo moje mają o tyle wbite do głowy, że Pańci można wszystko oddać, bo to się opłaca :)

piątek, 25 marca 2016

Wyrzuty sumienia

Wiele lat już minęło od śmierci Barrego, bo w grudniu styknął 6 rok, a ja nadal nie mogę pogodzić się z tym odejściem.
Ten świąteczny czas skłonił mnie do przemyśleń. Co jest ważne w życiu, nad jego przemijaniem i fakt, że jesteśmy tylko ludźmi...


Cytując:

"Pies może złamać Ci serce tylko raz - kiedy jego własne przestanie bić"

tak właśnie w tym psim życiu jest.

Barry, imię miał od swojego poprzednika, po którym miał zapełnić pustkę. Największy błąd, bo ciągle był porównywany do tego pierwszego, mimo że różnił się od niego kolosalnie. Byli i wyglądem i charakterem jak dzień i noc. Ale byliśmy młodzi z pękniętym sercem i tyle jest na wytłumaczenie. Został przywieziony z targu, bez książeczki i żadnych informacji.



Przyjechał do nas w wrześniu 2000 roku, a odszedł w grudniu 2009roku. Był moim psem, tak na serio. On mnie zmotywował do codziennych spacerów pomimo deszczu czy zmęczenia. To dzięki niemu zwiększałam wtedy wiedzę, pomimo kiepskiej dostępności czegokolwiek. Przez niego na święta czy urodziny chciałam książki czy psie przysmaki zamiast czegoś dla siebie. Pamiętam, że oglądałam filmy o psach na Animal Planet, żeby czegoś się dowiedzieć i może czegoś go nauczyć. Bo niestety nie potrafiłam go uczyć. Robiłam wszystko po omacku i popełniałam mnóstwo błędów. Chodził w kolczatce, co było błędem, ale wtedy nie znałam innego wyjścia. W sklepie do wyboru były różnorodne rozmiary kolcy, za to ani jednej pary szelek.
To on nienawidził rowerów, dostawał kur*wicy, przez co siał postrach. Sama rozkimałam jak ogarnąć go, pomimo wyrównanych gabarytów. Nie miałam żadnej pomocy, ani szkoleniowców, ani internetu, ani wartościowej dla mnie literatury. Jedyne dostępne u nas książki to różne o psich rasach.


Nie bał się petard czy fajerwerków, przez co zaaportował mi odpaloną petardę. W ostatniej chwili mu ją odebraliśmy i odrzuciliśmy. Wtedy też zakończyłam spacery w sylwestra.
Przez niego wiele razy zaliczałam glebę.Biegniemy? Super, tylko mi nogi się poplątały i gleba. Aport kijka? super, no to sruuu a ja trzymałam linkę i gleba. Ślizgawka? Super, oboje przebieraliśmy prawie w miejscu łapami, aż on chwycił chropowatą powierzchnię i wystartował, a ja jak zwykle gleba.
Zawsze dostawał gotowane jedzenie, czyli ziemniaki czy ryż plus jakieś warzywka i albo resztki mięsa. Albo gotowane stópki wieprzowe z galaretką. Później weszły jeszcze ogony wieprzowe. Kostka zawsze była wyjedzona, a reszta to w zależności czy był głodny.
Nie był agresywny do psów, nie miał z nimi najmniejszego problemu, mimo kiepskiej socjalizacji z nimi. Iść z nowo poznanym samcem łapa w łapę? żaden problem.



Robił za bodygarda Ciapka, bo on go wychował. Do dzisiaj jak rano wypuszczam Ciapka w ciepłe poranki to przypomina mi się scena, gdy stoi Barry, a między jego silnymi łapami stała mała kruszynka, czyli Ciapek.

Nie był agresywny również do ludzi. Ale był bardzo skoczny, z miejsca potrafił się wybić dość wysoko. Podskakiwanie jak kózka, energiczne przy tej masie wyglądało zniewalająco. On miał wiele futra, chodzący puszek z niego był, a wyczesywanie zajmowało wiele czasu.

To ten pies przebrnął przez moje burzliwe dojrzewanie i bunt wobec wszystkiego. On jeden był dla mnie ogromnym wsparciem.


Żyliśmy sobie, tak zwyczajnie, tak normalnie.

Aż nadszedł czas, że łapy zaczęły sprawiać problem. Pomalutku bolały, odmawiały posłuszeństwa, doskwierały. Zaczęliśmy leczenie, codziennie wciskałam mu tabletki i zawsze dbałam, aby je miał. A jemu się pogorszyło...Aż nadszedł grudzień, a pies łapy ciągną za sobą. Zaczął podupadać na zdrowiu. Nie chciał wstawać, gasły jego diabliki w oczach, poruszał się, jak musiał. Nie było ratunku dla jego łap, a później dla niego...



Mieliśmy wyjście, aby ciągnąć jego życie i powiększać jego ból i dyskomfort, albo pozwolić mu godnie odejść. Zdecydowaliśmy na się na drugie wyjście.

Wiele łez wylałam za tym psem. Później dopiero dojrzała moja świadomość kynologiczna i dopiero zaczęłam się dowiadywać, szukać informacji... początki mojego udzielania się na forach i czytanie portali, książek, artykułów.

To nie chodzi o jedną wizytę, to całe leczenie było błędne i dziś wiem, że to się nie mogło udać. Tak, wiem to dziś, po 6 latach.

Mimo, że wtedy zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ja mam wyrzuty sumienia. Choć nie wiem, co miałabym zrobić, bo zdobywanie wiedzy to proces trwający lata. Jednak wiedza, że było jakieś wyjście, a ja go nie znalazłam wpędza mnie w wyrzuty sumienia...

Dlatego mam radę dla wszystkich. Jeśli coś dzieje się z psem, nawet najmniejsza choroba, jakieś symptomy. I obojętnie czego dotyczy. Pies kuleje, ma problemy z wstawaniem, odmawia wskoczenia na coś, coś sprawia mu ból, smutnieje. Ale tez inne, WSZYSTKO co odbiega od normy. Nawet jeśli, coś dzieje się z powodu wieku czy stresu. Nie ignorujcie takich sygnałów i idźcie do weta. Ja obecnie chodzę do minimum dwóch, jak się coś dzieje, zanim podejmę jakieś kroki. I dzięki temu Sonia żyje, Gandi nie ma amputowanego pazura.

Trzeba wziąć pod uwagę, że różne, różniaste choroby czyhają na nasze psy, czy to problem z stawami, kręgosłupem, alergie, problemy trawienne i przyswajanie, choroby wirusowe i odkleszczowe, wszelkie guzki i wiele, wiele innych. Im szybciej się zareaguje, tym pies ma większe szanse na wyzdrowienie i życie w mniejszym bólu lub całkowicie bez niego. I jeszcze jedno! Badania. Nie dajcie się spławić, jeśli coś Was niepokoi to zróbcie badania, nawet jeśli wet twierdzi, że nie trzeba.

Lepiej być przewrażliwionym, niż żałować, że nie zareagowało się w porę...w końcu na szali jest życie naszego psa, ukochanego czworonoga, najdroższego przyjaciela, pełnoprawnego członka rodziny.

poniedziałek, 14 marca 2016

Nasz BARF

Od zawsze krążyłam koło BARFu, różne szkoły i modyfikacje, kombinacje, aż wylądowaliśmy.

Ciap za starych, dobrych lat


Jednak ostatecznie znaleźliśmy skarbnicę wiedzy i wreszcie robimy to (choćby w małej części) tak jak powinniśmy. Przy okazji chcę zamieścić różne ciekawe informacje, które może komuś się to przydadzą.
Przede wszystkim polecam grupę na FB

Dlaczego BARF?
Dla mnie łatwiej i wygodniej jest podjechać do sklepu i zrobić zakupy. Serio, biorę dużą skrzynkę i jadę do sklepu firmowego i biorę chrząstki, drobne mięso i różności. Czasem dorzucę mięsa wołowego. Przyjeżdżam do domu i pakuję, wszystko na oko i ładuję do zamrażalnika. Później przy okazji robię sobie rundkę po sklepach i kolejne kochane kilogramy tacham w mych zacnych rączkach do domu i tak jesteśmy zaopatrzeni. Żarełko jest w wspólnej, domowej zamrażarce. Zajmujemy ok 3-4 skrzynki. Wiadomo, miejsca mam tyle, że jak wpadniemy przypadkiem na jakąś promocję to dopchniemy tych parę kg. I na bieżąco wybieramy, rozmnażamy i tak mam od 1-3 posiłków dla Owczaarów. Niektóre, malutkie części dostaje Ciap jak się głośno upomina.

No i suple, ale te w większości przez internet zamawiam.Obecnie biegam po moim małym mieście i szukam suszonej hamoglobiny, oczywiście bez pożądanego rezultatu.

Jakbym chciała karmić Sonię i Gazika suchą karmą to szmat czasu spędziłabym na wybieraniu karmy. Aby skład pasował, smakowało psu i aby ją przyswajał. No i aby cena nas nie zabiła. Wsypuje się chrupki i tyle. Gandi był na karmie dla psów aktywnych przez miesiąc! Miał przytyć, a w rezultacie schudł, dość mocno, bo wszystkie gnotki mu sterczały, ale energia kipiała z niego. Sonia teoretycznie każdą karmę zjadła, ale to co z niej wychodziło to mnie przerażało. Także krótkie kariery z suchą karmą u nas się nie sprawdziły. A kombinować i szukać kolejnych skutecznie mnie zniechęciło.Wystarczy, że z Ciapkiem mam biegi przełajowe z wybieraniem karmy.

W BARFie wiem co podaję i w jakich ilościach. Przede wszystkim jest różnorodność i to jest fajne. Na śniadanie kurczak, na kolację wieprzowina, na kolejne śniadanie wieprzowina to na kolację kaczka i tak wszystko poprzeplatane, że jest motyw zaskoczenia, co dzisiaj jest. Może się to wydać śmieszne, ale jak idę z miskami do psów to zaglądają i pociągają nosem, co też mamy dzisiaj do jedzenia i biegną do misek ;)

Sonia, lat 7
Gandi, lat 4



Wielką zaletą jest to, że obserwuję psa i widzę czy tyje czy chudnie, jaki jest stan sierści i samopoczucia. Widzę, co wydala i wiem, czy to mi się podoba czy trzeba coś poprawić. Kolejny plus to stan uzębienia. Sonia i Gandi mają piękne ząbki, zwłaszcza suka, która NIGDY nie miała czyszczonych swoich perełek. Jak pies je kości z mięsem to pies ma czas na skupienie się i w spokoju jedzenie i wyciszenie się. Goście przychodzą, albo pies jest nadaktywny, stresujący czas w domu? podać mięsną kostkę. Nie gołe gnaty!


Gołych gnatów nie podajemy psu, a jeśli już to wraz z dodatkiem mięsa

Co podajemy, czyli psie upodobania i antypatie.
Żaden z moich psów nie zje dzika. A w życiu tego nie ruszą. Nawet z miski nie wyciągną czasem, wala to się, aż sama nie wyrzucę. Taki grupowy bunt.

Jeleń kiedyś surowy tak smakował. Teraz na surowego rzuca się tylko Ciap, który jest na suchej karmie. A wielka szkoda, za to gotowany znika w kilka sekund. I gdzie tu logika?

Wieprzowina oooo to najlepsiejsze jest! podaję mostki, żeberka, ogony, drobne skrawki mięsa i chrząstek, podgardle . Oraz niektóre kawałki mięsa, które kupuję w całości i w domu kroję i porcjuję. Nie podaję żadnych podrobów czy mózgu. Tak samo żadnych kości twardych. Nóżek wieprzowych Gandi nie lubi, bo to trzeba się ciut namęczyć.


Wołowina tu przede wszystkim mięso i jak uda mi się kupić to ogon, czyli istny rarytas i pychotka.Z mięsem tak kolorowo nie jest. Ciap i Gandi lubią, ale suka niet. Dlatego często się śmieją ze mnie, że robię jej tatar lub mieszam jej z mięsem wieprzowym. Wtedy wszystko jest wyjedzone. Ostatnio znalazłam malutkie kostki, obrośnięte mięsem. Mięso zjedzone, a kostki zostawione, także teraz u nas na to jest szał.

Kurczak szyjki, korpusy, dupki, łapki, serca, wątroba, żołądki, mięso z podudzia. Czyli to co jest ogólnie dostępne. Gandi oczywiście nie lubił kurzych łapek, które już dawno temu wyeliminowałam z diety.
żołądki z kurczaka


Indyk: szyjki, wątroba, serca, chrząstki. Wszystko pyszne i w mig zjedzone. Serca są bardzo duże, więc pies dostaje ich tylko kilka. Gandi wyciąga je z miski i idzie do budy, gdzie w spokoju je je. Sonia wciąga i połyka w całości. Choć, teraz coraz częściej stara się je pogryźć. Szyjek nie muszę porcjować na mniejsze, każdy sobie perfekcyjnie z nimi radzi.


Kaczka: szyjki, wątroba, serca, korpusy, żołądki.Gandziemu trzeba oczywiście porąbać szyjki i korpusy na małe części, no bo Pańcia, ząbki bolą...

Kacze serca plus surowej jajko


Gęś szyjki i wątroba,bo tylko to udało mi się kupić. Ale wierzę, że i dla gęsi nadejdą złote czasy.

Królik ogólnie dostaję tuszki, ale to dostaje Ciap w ramach urozmaicenia diety. Choć jak czasem dam owczarom to smakuje. Ale tam jest mało mięsa, a kości takie nieprzekonywujące. Kiedyś to to obierałam z mięsa, ale roboty tyle, a efekty kiepskie. Dlatego wolę ugotować i dać Ciapie.

Ryby jak uda mi się dorwać filety lub głowy łososia. Ale drogi to jest interes, dlatego w diecie jest bardzo rzadko.

żołądki kacze


Czasem widzę pałki czy ćwiartki kurze, ryby w całości ale mam jakieś obiekcje. Choć staram się przekonać i to zacząć kupować. Albo iść o krok dalej i całe kurczaki kupować i samemu porcjować. Jednak do tego muszę dorosnąć. Dajcie mi czas, a i to ogarniemy.

Należy pamiętać, że BARF to nie same kości, a mięsień i to w sporych ilościach. O ile różnorodność w gatunkach jest, to w mięsach czy kości dostają praktycznie takie same np. serca czy szyjki.

Suplementy
Z supli podaję podstawę, czyli:
- algi morskie
- drożdże browarnicze
- mączka z dzikiej róży
- olej z łososia
i koński płynny preparat na stawy.
Powinnam hemoglobinę, ale najpierw muszę ją kupić, a to nie lada wyzwanie. Kolejnym będzie odpowiednie przygotowanie.
Aaaa no i jak tłuszcz to tylko zwierzęcy w postaci łoju (tego jeszcze nie mieliśmy, ale poluję na gęsi) lub przetopiony jako smalec, co o wiele częściej praktykujemy. I jajka kurze, surowe, w całości wbite, a skorupki wyrzucamy.


Warzywa i owoce
Wiadomo, że to też można lub trzeba podawać. Kiedyś miałam na to mega ciśnienie i odmierzając w kalendarzu dni przygotowywałam papki. Teraz jak mam pod ręką coś, co mogą zjeść to przygotuję. Czasami kupuję mrożonki.
Z warzyw to marchewka, pietruszka, seler, pomidory (mocno dojrzałe!), ogórki, kalafior, brokuł. Staram się podawać surowe, ale jak mam w domu gotowane to nie pogardzę nimi.
Z owoców: jabłka, śliwki, brzoskwinie, gruszki, jeżyny. Czyli to co mamy na naszym przydomowym ogrodzie. Czasem podaję banana, jak mam w domu i tylko jego z jabłkami dodaję do warzyw. Resztę same zjadają na ogrodzie, jak są dojrzałe i pyszne.
Wszystkie warzywa plus jabłka i banany blenderuję tak, aby powstała papka. Do dosmaczania dodaję trochę tłuszczu zwierzęcego, czyli przetopiony smalec lub olej z łososia.


No cóż...
Ale nie jest pięknie i kolorowo.Sonia nie zje dziczyzny no i tej nieszczęsnej wołowiny. Gandi nie lubi kości i bardzo cierpi jak ma zjeść... szyjkę kaczą.Dopiero porąbaną na 3 części  zje. O kościach twardych, gdzie ma wylizać szpik czy stópki świńskie to zapomnij. Zakopie, będzie się walać po kojcu a nie ruszy. Jak jest jakaś kostka spora gabarytowo to też nie zje, Pańcia musi porąbać na małe kawałki. Lub trzymać w ręce, tak to on może jeść. Także opcja wyciszania się i zajęcia sobą przy Gandzi kiepsko wychodzi.


I czasem kupowałam gotowe mrożone BARFy. Gandi je lubił i zawsze zjadał, Suka nie ruszyła ŻADNEGO gotowego jedzenia, mimo że jest baaaaardzo żarta. Nie i koniec.

Tym samym jestem już obeznana, gdzie, co i taniej można dostać. Wszelkie promocje i różności są mi dobrze znane. A jak jest coś tańszego to biorę na zapas spore kilogramy. I nie mam bladego pojęcia dlaczego największe okazje i hity są wtedy kiedy idę pieszo do domu. Tak, taka totalnie obładowana idę całkiem spory kawałek do domu, zziajana i z moim szczęściem w deszczu. I bez najpotrzebniejszych rzeczy dla siebie, bo niestety nie uniosłabym wszystkiego. A jak jadę samochodem to pustki są, albo w takich cenach, że odpuszczam.

Ogólnie mam zasadę, że raczej nie kupuję niczego, co jest droższe niż 10zł/kg. Oczywiście zdarzy mi się kupić np. jakąś część łososia czy innej rybki, ale to jest baaardzo sporadycznie. Wszystko inne kupuję w niższych cenach. Da się? owszem, ale trzeba się sporo naszukać i popytać i polować na okazje.
Przeważnie kupuję w małych sklepach firmowych, gdzie sprzedawane jest jeden czy dwa gatunki mięsa, rzadziej w marketach.

kurze szyjki

poniedziałek, 7 marca 2016

Żywienie - moja ewolucja myślenia

Jak to u każdego z nas, chyba każdy zdobywał wiedzę z czasem. Ja bynajmniej nie urodziłam się z nią w pakiecie. Psy mieliśmy od zawsze, więc etapy karmienia mieliśmy baaardzo zróżnicowane.

Mam tylko nadzieję, że nikomu nie narażę się tym postem, ot moje przemyślenia o tym, jak i czym żywimy psy. Przypominam, że zawsze byliśmy zwykłymi ludźmi i te, nawet 30 lat temu nikt nie wnikał w to co psy jedzą.

1. Jedzenie domowe -gotowane
Aż trudno uwierzyć, ale pierwsze psy, które ja pamiętam żyły ponad 30 lat temu! szmat czasu, branża kynologiczna poszła mocno do przodu. I jak wiadomo, bardzo długo jedzeniem zajmowali się moi rodzice, którzy o psy dbali.
Przede wszystkim psy dostawały codziennie gotowane stópki świńskie wraz z resztkami z obiadu. Czasem to były ziemniaczki, ryż, zupa czy chleb. I koniecznie rosół-galaretka od tych stópek. Psy przez wiele lat były tak żywione, rekordzista przeżył ok. 16 lat w dobrym zdrowiu. Owczarki Niemieckie nie miały problemów z stawami, a weta widziały tylko podczas szczepień, czy chorób złapanych.

Wiele lat później zaczęło się podawać gotowane podroby z ryżem czy makaronem. Czasem dodatkiem była mokra karma z puszki.

 I tak były karmione Barry, Aza, Dżeki, Barry II, Ciapek.

2. Sucha karma, która jest dostępna w marketach.
Marketing robi swoje, nie ma co. Jako młodzieniaszek, o żywieniu wiedziałam tyle co nic, ale jak widziałam w sklepach na półkach różne karmy i ich ceny to byłam pewna, że to musi być dobre. Kupowałam i dawałam psom jako smaczki w szkoleniu, czasem psy dostawały gryzaki. A jak psom smakowało!

Ale bazą nadal było gotowane jedzenie, ale ewoluowało na ryż i makaron plus puszki. Choć nadal stópki były gotowane. Ooo i weszły do diety gotowane ogony wieprzowe.


Eksperymenty z tą karmą miały Barry II i Ciapek i początki Soni u nas.

3. Sucha karma z wyższej półki
 Im bardziej drążyłam temat, tym więcej informacji do mnie docierało. Zaczęłam kupować wielkie worki Brita, na zmianę z Boschem, później był Brit Care, Fitmin i potem różne różniaste. Karmy te były tańsze od tych najdroższych i dzięki czytaniu składów, moja świadomość rosła. W końcu dobrze zbilansowana, wszystko tam jest. Próbowałam trzymać się karm suchych, ale ciągle podawałam dodatkowo mięsko i tak zaczęłam mieszać. Tzn. co któryś posiłek to była sucha karma.Psy ciągle dostawały raz dziennie jeść. I tak co kilka dni, albo gratisowo dawałam suche groszki. Przecież smakowało i psy dobrze wyglądały.
Po paru tygodniach stwierdziłam, że takiego bałaganu w psich brzuszkach robić nie będę i musiałam wybrać, który sposób karmienia mi bardziej odpowiada.
Tak, już zaczęłam wprowadzać surowe jedzonko.



Z tym gotowaniem i przechowywaniem jedzenia to było urwanie rękawa. Pamiętać o wszystkim było czasem nie lada wyzwaniem. Zimą to pół biedy, bo trzymało się w miejscach zimnych i było OK, ale latem było przegwizdane. Koniecznie trzymać żarełko w lodówce w wiadereczkach, za dużo nie można było ugotować, bo nie było miejsca. A ile razy przy wkładaniu czy wyciąganiu jak wiaderko było pełne to mi się wylało, o matko! Goście, wakacje czy natłok zdarzeń, a gotować trzeba było stópki i ogony. Psu smakowało a jakże.


 Tak sobie żyła Soniula z Ciapulcem. I początek mieszkania Gazika u nas. Ten to na początku był tylko na suchej karmie, ale po niecałym miesiącu przerzuciłam go na to samo co pozostała dwójka.

Ale pewnego dnia powiedziałam STOP!
na forach polecali dawać surowe mięsko czy kości do jedzenia. I tu czytałam i czytałam i czytałam i...




4. BARF.
 i wpadłam w temat BARFu. No skoro i tak muszę kupić stópki czy ogony to może tak spróbować podać im surowe? kurze łapki są fajne, żeberka... i tak poleciało. Na początku to wiadomo szłam po omacku i dawałam psu wszystko. Łącznie z tym złym nabiałem. Czasem nadal przemieszałam psom z suchą karmą. Ale czytanie, czytanie i dowiadywanie się i zaczęło się zmienianie planu diety, zwiększanie różnorodności, dodawanie suplementów. I to był strzał w dziesiątkę!

 Sonia i Ciapek, a po miesiącu u nas i Gazik.
No cóż Gandi to ogólnie wesoło miał. Każdy z poprzednich psów, już nawet do nas przyjechał to dostawał gotowane z ryżem jak Ciap czy resztki jak Sonia, ale nauczone były jeść namacalne mięso i kości. Gazik w hodowli był prowadzony na suchej karmie i chciałam go na niej utrzymać. I w całym tym zamieszaniu nie pomyślałam o jednym. Jak 10 tygodniowe dziecię wpadło do domu to pierwsze co zrobił to ukradł Ciapulcowi kawałek żeberka, którego ten nie zjadł. I na drugi dzień była giga sraka. No i przez to był na suchej, dodatkowo jak sobie poradzić z szczeniakiem na BARFie, informacji wtedy tak mało i obaw tak wiele.

Ale po 2-3 tygodniach mieszkania u nas, Gazik dostawał tylko suchą karmę i znowu była sraczka. Chwila pomyślunku, obrad rodzinnych i decyzja, Gandi zacznie jeść surowe, zobaczymy. I jak wtedy dostał mielone mięso, ja drżałam z obaw, że dalej sraczka będzie i na gwałt do weta popędzimy. A tu niespodzianka. Przeszedł gładziutko na BARFa bez problemów, skutków ubocznych. Tak, to była najlepsza moja decyzja.
Owszem robiłam wiele na oko, po omacku, ale jakoś nam się udało.




 I tak, każdy kolejny pies, o ile mu zdrowie pozwoli będzie na surowiźnie ;)


A co z suchą karmą? niestety Ciapek to alergik, często i gęsto się drapie. Nie jestem w stanie mu zapewnić różnorodności gatunkowej. A monodieta w jego przypadku odpada, bo tak załatwiłam go z jagnięciną.


Także to u nas jedyny przypadek suchej karmy.

5. Mokra karma
Zdarzy mi się kupić puszki, jako zapełniacz do KONGa, czy dosmaczenie suchej karmy, czy podczas wyjazdów. Jednak nie występuje to często.

Kiedyś jak Sonia była szczeniakiem i nie miałam w zapasie czegoś do gotowanego makaronu czy ryżu to też dostawała dodatek z puszki.




Jakie jest teraz moje zdanie?
Jeśli pies jest zdrowy, albo jeśli choroba jest do ogarnięcia to jak najbardziej BARF!
A jeśli tak jak u nas, alergia i szaleństwo z częstym zmianą gatunku mięsa i braku jego dostępu to polecam suchą karmę, dobrej, bądź bardzo dobrej jakości. Przede wszystkim z jasnym składem i bez zbóż. A już na pewno, aby na pierwszym miejscu w składzie one nie były.


Mimo pomieszania sposobami karmienia psów to jednak krążyliśmy koło tych bliższemu naturalnemu jedzeniu. W tej sytuacji zawsze przypominają się słowa mojego taty: pies ma czuć, że je i mieć z tego przyjemność, a do tego ma się najeść.
Dlatego to co spotkało Ciapka nas boli, dlatego staram się mu urozmaicać jedzenie gotowanymi/surowymi skrawkami mięs, na które nie jest uczulony. Albo podaję mu mokrą karmę w puszkach.
Czasem podaję psom gotowane mięso jak zostanie nam z obiadu, a staramy się gotować bez chemii, albo mam taki gatunek mięsa, który nie przejdzie im przez gardła. Tak samo jak mam obiekcje przed skrzydełkami z kurczaka. Toteż jak udało mi się je taniej kupić to gotowałam, teraz już mi się nie chce.

Po przeanalizowaniu tematu , tak na chłopski rozum to nie ogarniam jak można karmić suchą karmą psa i tylko tym. Suche kulki, które pęcznieją w brzuchu. I najczęściej ciągle ta sama karma, o tym samym smaku. I bez dodatków i różnorodności. Serioooo? Ja rozumiem, że są różne sytuacje. Wyjazdy są kłopotliwe i w takim przypadku to albo psu podawać puszki, albo przestawić na suchą karmę. Bo ja dwa razy biegałam po sklepach i szukałam żarła dla psa, co było upierdliwe. A na końcu pies się na to wypiął, także ten....
tak samo w przypadku chorób, czy totalnej ignorancji i brak wiedzy i zero widoków na jej poszerzenie np. karmienie samymi kośćmi, bez supli, czy inne różne rzeczy. Wtedy też lepiej podawać suchą karmę. 



Ja wiem, że wsypanie do miski to żaden problem, że dobrze zbilansowane, że smaczne, że wygodne, że nowoczesne itp. Jednak mnie to nie przekonywuje, każdy ma swoje zdania na różny temat.


Suchą karmę psy dostają w ramach smaczków, bo to najłatwiej się przechowuje. I mogę brać kiedy sytuacja tego wymaga, a nie być pod presją. Gotowanie/pieczenie smaczków czy parówek to jest obawa, aby nie spleśniały. A ja wybiórczo z psami ćwiczę, także jak sobie przygotowałam smaczki to było wiadomo, że kilka dni będzie padać. Poważnie, takie mam szczęście.

Moje psy lubią suchą karmę, smakuje im i potrafią ją jeść. Nie ma wybrzydzania, kombinowania a posiłek znika w kilka sekund. Jedynie gorszej jakości jako smaczki nie zdaje egzaminu, bo Gandi potrafi pluć mi podczas ćwiczeń. Ale to na prawdę zdarzyło mi się raz i to karmą dość z niższej półki. Później już każda była jadalna. Czasem mam wrażenie, że Gandi byłby szczęśliwszy na suchej, bo on ma takie zachwiania, że nie lubi kości. Mięsko? o taaaaak, kosteczka? no nie bardzo. Wtedy muszę porąbać mu na mniejsze części, tak było z szyjkami kaczymi czy korpusami. Nie wiem od czego to zależy, bo czasami to zjada z ogromnym smakiem. 

 Choć jak mam kawałki surowego mięska to psiaki muszą bardziej się postarać, aby się najeść.

ahh, ahh a jak słyszę, że pies ma tylko 1700 kubków smakowych i w sumie to mu wszystko jedno co je to już mi wszystko opada. Moim zdaniem psu nie jest wszystko jedno co je. Jednak moje psy BARFa lepiej przyswajają i pozytywnie wpływa na nie w sensie fizycznym jak i psychicznym. Tak samo jak wiem, co pies dostaje do jedzenia, łącznie z suplementami.

Czasami podczas rozmowy wychodzi, czym ludzie karmią psy to mi włosy dęba stają. Gotowane, smażone, pieczone i inne kości od kurczaka, skrawki wędlin, paszę dla świń, czy najróżniejsze rzeczy, które są jadalne dla ludzi. Ale niekoniecznie są one jadalne dla psów i to trzeba mieć na uwadze. Jednocześnie z przerażeniem słuchają co moje psy jedzą.
Nie piętnuję, nie robię afer. Staram się wytłumaczyć, co i jak podawać psu do jedzenia. Namawiam na karmienie naturalnie, jednocześnie wskazuję błędy żywieniowe i ewentualne następstwa. Tylko co ludzie zrobią z tą wiedzą to już ich sprawa. I tylko psów szkoda...

I proszę, nie popełniajcie tego błędu co ja i nie mieszajcie psu wszystkiego, co popadnie. Czyli zdecydować się na jeden rodzaj jedzenia. Wyjdzie mu to tylko na dobre :)
***

A kolejny wpis o żywieniu to będą o upodobaniach i innych naszych problemach żywieniowych, coby nie było, że BARF to takie łatwe i tanie jedzonko dla psa ;)