piątek, 25 marca 2016

Wyrzuty sumienia

Wiele lat już minęło od śmierci Barrego, bo w grudniu styknął 6 rok, a ja nadal nie mogę pogodzić się z tym odejściem.
Ten świąteczny czas skłonił mnie do przemyśleń. Co jest ważne w życiu, nad jego przemijaniem i fakt, że jesteśmy tylko ludźmi...


Cytując:

"Pies może złamać Ci serce tylko raz - kiedy jego własne przestanie bić"

tak właśnie w tym psim życiu jest.

Barry, imię miał od swojego poprzednika, po którym miał zapełnić pustkę. Największy błąd, bo ciągle był porównywany do tego pierwszego, mimo że różnił się od niego kolosalnie. Byli i wyglądem i charakterem jak dzień i noc. Ale byliśmy młodzi z pękniętym sercem i tyle jest na wytłumaczenie. Został przywieziony z targu, bez książeczki i żadnych informacji.



Przyjechał do nas w wrześniu 2000 roku, a odszedł w grudniu 2009roku. Był moim psem, tak na serio. On mnie zmotywował do codziennych spacerów pomimo deszczu czy zmęczenia. To dzięki niemu zwiększałam wtedy wiedzę, pomimo kiepskiej dostępności czegokolwiek. Przez niego na święta czy urodziny chciałam książki czy psie przysmaki zamiast czegoś dla siebie. Pamiętam, że oglądałam filmy o psach na Animal Planet, żeby czegoś się dowiedzieć i może czegoś go nauczyć. Bo niestety nie potrafiłam go uczyć. Robiłam wszystko po omacku i popełniałam mnóstwo błędów. Chodził w kolczatce, co było błędem, ale wtedy nie znałam innego wyjścia. W sklepie do wyboru były różnorodne rozmiary kolcy, za to ani jednej pary szelek.
To on nienawidził rowerów, dostawał kur*wicy, przez co siał postrach. Sama rozkimałam jak ogarnąć go, pomimo wyrównanych gabarytów. Nie miałam żadnej pomocy, ani szkoleniowców, ani internetu, ani wartościowej dla mnie literatury. Jedyne dostępne u nas książki to różne o psich rasach.


Nie bał się petard czy fajerwerków, przez co zaaportował mi odpaloną petardę. W ostatniej chwili mu ją odebraliśmy i odrzuciliśmy. Wtedy też zakończyłam spacery w sylwestra.
Przez niego wiele razy zaliczałam glebę.Biegniemy? Super, tylko mi nogi się poplątały i gleba. Aport kijka? super, no to sruuu a ja trzymałam linkę i gleba. Ślizgawka? Super, oboje przebieraliśmy prawie w miejscu łapami, aż on chwycił chropowatą powierzchnię i wystartował, a ja jak zwykle gleba.
Zawsze dostawał gotowane jedzenie, czyli ziemniaki czy ryż plus jakieś warzywka i albo resztki mięsa. Albo gotowane stópki wieprzowe z galaretką. Później weszły jeszcze ogony wieprzowe. Kostka zawsze była wyjedzona, a reszta to w zależności czy był głodny.
Nie był agresywny do psów, nie miał z nimi najmniejszego problemu, mimo kiepskiej socjalizacji z nimi. Iść z nowo poznanym samcem łapa w łapę? żaden problem.



Robił za bodygarda Ciapka, bo on go wychował. Do dzisiaj jak rano wypuszczam Ciapka w ciepłe poranki to przypomina mi się scena, gdy stoi Barry, a między jego silnymi łapami stała mała kruszynka, czyli Ciapek.

Nie był agresywny również do ludzi. Ale był bardzo skoczny, z miejsca potrafił się wybić dość wysoko. Podskakiwanie jak kózka, energiczne przy tej masie wyglądało zniewalająco. On miał wiele futra, chodzący puszek z niego był, a wyczesywanie zajmowało wiele czasu.

To ten pies przebrnął przez moje burzliwe dojrzewanie i bunt wobec wszystkiego. On jeden był dla mnie ogromnym wsparciem.


Żyliśmy sobie, tak zwyczajnie, tak normalnie.

Aż nadszedł czas, że łapy zaczęły sprawiać problem. Pomalutku bolały, odmawiały posłuszeństwa, doskwierały. Zaczęliśmy leczenie, codziennie wciskałam mu tabletki i zawsze dbałam, aby je miał. A jemu się pogorszyło...Aż nadszedł grudzień, a pies łapy ciągną za sobą. Zaczął podupadać na zdrowiu. Nie chciał wstawać, gasły jego diabliki w oczach, poruszał się, jak musiał. Nie było ratunku dla jego łap, a później dla niego...



Mieliśmy wyjście, aby ciągnąć jego życie i powiększać jego ból i dyskomfort, albo pozwolić mu godnie odejść. Zdecydowaliśmy na się na drugie wyjście.

Wiele łez wylałam za tym psem. Później dopiero dojrzała moja świadomość kynologiczna i dopiero zaczęłam się dowiadywać, szukać informacji... początki mojego udzielania się na forach i czytanie portali, książek, artykułów.

To nie chodzi o jedną wizytę, to całe leczenie było błędne i dziś wiem, że to się nie mogło udać. Tak, wiem to dziś, po 6 latach.

Mimo, że wtedy zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ja mam wyrzuty sumienia. Choć nie wiem, co miałabym zrobić, bo zdobywanie wiedzy to proces trwający lata. Jednak wiedza, że było jakieś wyjście, a ja go nie znalazłam wpędza mnie w wyrzuty sumienia...

Dlatego mam radę dla wszystkich. Jeśli coś dzieje się z psem, nawet najmniejsza choroba, jakieś symptomy. I obojętnie czego dotyczy. Pies kuleje, ma problemy z wstawaniem, odmawia wskoczenia na coś, coś sprawia mu ból, smutnieje. Ale tez inne, WSZYSTKO co odbiega od normy. Nawet jeśli, coś dzieje się z powodu wieku czy stresu. Nie ignorujcie takich sygnałów i idźcie do weta. Ja obecnie chodzę do minimum dwóch, jak się coś dzieje, zanim podejmę jakieś kroki. I dzięki temu Sonia żyje, Gandi nie ma amputowanego pazura.

Trzeba wziąć pod uwagę, że różne, różniaste choroby czyhają na nasze psy, czy to problem z stawami, kręgosłupem, alergie, problemy trawienne i przyswajanie, choroby wirusowe i odkleszczowe, wszelkie guzki i wiele, wiele innych. Im szybciej się zareaguje, tym pies ma większe szanse na wyzdrowienie i życie w mniejszym bólu lub całkowicie bez niego. I jeszcze jedno! Badania. Nie dajcie się spławić, jeśli coś Was niepokoi to zróbcie badania, nawet jeśli wet twierdzi, że nie trzeba.

Lepiej być przewrażliwionym, niż żałować, że nie zareagowało się w porę...w końcu na szali jest życie naszego psa, ukochanego czworonoga, najdroższego przyjaciela, pełnoprawnego członka rodziny.

poniedziałek, 14 marca 2016

Nasz BARF

Od zawsze krążyłam koło BARFu, różne szkoły i modyfikacje, kombinacje, aż wylądowaliśmy.

Ciap za starych, dobrych lat


Jednak ostatecznie znaleźliśmy skarbnicę wiedzy i wreszcie robimy to (choćby w małej części) tak jak powinniśmy. Przy okazji chcę zamieścić różne ciekawe informacje, które może komuś się to przydadzą.
Przede wszystkim polecam grupę na FB

Dlaczego BARF?
Dla mnie łatwiej i wygodniej jest podjechać do sklepu i zrobić zakupy. Serio, biorę dużą skrzynkę i jadę do sklepu firmowego i biorę chrząstki, drobne mięso i różności. Czasem dorzucę mięsa wołowego. Przyjeżdżam do domu i pakuję, wszystko na oko i ładuję do zamrażalnika. Później przy okazji robię sobie rundkę po sklepach i kolejne kochane kilogramy tacham w mych zacnych rączkach do domu i tak jesteśmy zaopatrzeni. Żarełko jest w wspólnej, domowej zamrażarce. Zajmujemy ok 3-4 skrzynki. Wiadomo, miejsca mam tyle, że jak wpadniemy przypadkiem na jakąś promocję to dopchniemy tych parę kg. I na bieżąco wybieramy, rozmnażamy i tak mam od 1-3 posiłków dla Owczaarów. Niektóre, malutkie części dostaje Ciap jak się głośno upomina.

No i suple, ale te w większości przez internet zamawiam.Obecnie biegam po moim małym mieście i szukam suszonej hamoglobiny, oczywiście bez pożądanego rezultatu.

Jakbym chciała karmić Sonię i Gazika suchą karmą to szmat czasu spędziłabym na wybieraniu karmy. Aby skład pasował, smakowało psu i aby ją przyswajał. No i aby cena nas nie zabiła. Wsypuje się chrupki i tyle. Gandi był na karmie dla psów aktywnych przez miesiąc! Miał przytyć, a w rezultacie schudł, dość mocno, bo wszystkie gnotki mu sterczały, ale energia kipiała z niego. Sonia teoretycznie każdą karmę zjadła, ale to co z niej wychodziło to mnie przerażało. Także krótkie kariery z suchą karmą u nas się nie sprawdziły. A kombinować i szukać kolejnych skutecznie mnie zniechęciło.Wystarczy, że z Ciapkiem mam biegi przełajowe z wybieraniem karmy.

W BARFie wiem co podaję i w jakich ilościach. Przede wszystkim jest różnorodność i to jest fajne. Na śniadanie kurczak, na kolację wieprzowina, na kolejne śniadanie wieprzowina to na kolację kaczka i tak wszystko poprzeplatane, że jest motyw zaskoczenia, co dzisiaj jest. Może się to wydać śmieszne, ale jak idę z miskami do psów to zaglądają i pociągają nosem, co też mamy dzisiaj do jedzenia i biegną do misek ;)

Sonia, lat 7
Gandi, lat 4



Wielką zaletą jest to, że obserwuję psa i widzę czy tyje czy chudnie, jaki jest stan sierści i samopoczucia. Widzę, co wydala i wiem, czy to mi się podoba czy trzeba coś poprawić. Kolejny plus to stan uzębienia. Sonia i Gandi mają piękne ząbki, zwłaszcza suka, która NIGDY nie miała czyszczonych swoich perełek. Jak pies je kości z mięsem to pies ma czas na skupienie się i w spokoju jedzenie i wyciszenie się. Goście przychodzą, albo pies jest nadaktywny, stresujący czas w domu? podać mięsną kostkę. Nie gołe gnaty!


Gołych gnatów nie podajemy psu, a jeśli już to wraz z dodatkiem mięsa

Co podajemy, czyli psie upodobania i antypatie.
Żaden z moich psów nie zje dzika. A w życiu tego nie ruszą. Nawet z miski nie wyciągną czasem, wala to się, aż sama nie wyrzucę. Taki grupowy bunt.

Jeleń kiedyś surowy tak smakował. Teraz na surowego rzuca się tylko Ciap, który jest na suchej karmie. A wielka szkoda, za to gotowany znika w kilka sekund. I gdzie tu logika?

Wieprzowina oooo to najlepsiejsze jest! podaję mostki, żeberka, ogony, drobne skrawki mięsa i chrząstek, podgardle . Oraz niektóre kawałki mięsa, które kupuję w całości i w domu kroję i porcjuję. Nie podaję żadnych podrobów czy mózgu. Tak samo żadnych kości twardych. Nóżek wieprzowych Gandi nie lubi, bo to trzeba się ciut namęczyć.


Wołowina tu przede wszystkim mięso i jak uda mi się kupić to ogon, czyli istny rarytas i pychotka.Z mięsem tak kolorowo nie jest. Ciap i Gandi lubią, ale suka niet. Dlatego często się śmieją ze mnie, że robię jej tatar lub mieszam jej z mięsem wieprzowym. Wtedy wszystko jest wyjedzone. Ostatnio znalazłam malutkie kostki, obrośnięte mięsem. Mięso zjedzone, a kostki zostawione, także teraz u nas na to jest szał.

Kurczak szyjki, korpusy, dupki, łapki, serca, wątroba, żołądki, mięso z podudzia. Czyli to co jest ogólnie dostępne. Gandi oczywiście nie lubił kurzych łapek, które już dawno temu wyeliminowałam z diety.
żołądki z kurczaka


Indyk: szyjki, wątroba, serca, chrząstki. Wszystko pyszne i w mig zjedzone. Serca są bardzo duże, więc pies dostaje ich tylko kilka. Gandi wyciąga je z miski i idzie do budy, gdzie w spokoju je je. Sonia wciąga i połyka w całości. Choć, teraz coraz częściej stara się je pogryźć. Szyjek nie muszę porcjować na mniejsze, każdy sobie perfekcyjnie z nimi radzi.


Kaczka: szyjki, wątroba, serca, korpusy, żołądki.Gandziemu trzeba oczywiście porąbać szyjki i korpusy na małe części, no bo Pańcia, ząbki bolą...

Kacze serca plus surowej jajko


Gęś szyjki i wątroba,bo tylko to udało mi się kupić. Ale wierzę, że i dla gęsi nadejdą złote czasy.

Królik ogólnie dostaję tuszki, ale to dostaje Ciap w ramach urozmaicenia diety. Choć jak czasem dam owczarom to smakuje. Ale tam jest mało mięsa, a kości takie nieprzekonywujące. Kiedyś to to obierałam z mięsa, ale roboty tyle, a efekty kiepskie. Dlatego wolę ugotować i dać Ciapie.

Ryby jak uda mi się dorwać filety lub głowy łososia. Ale drogi to jest interes, dlatego w diecie jest bardzo rzadko.

żołądki kacze


Czasem widzę pałki czy ćwiartki kurze, ryby w całości ale mam jakieś obiekcje. Choć staram się przekonać i to zacząć kupować. Albo iść o krok dalej i całe kurczaki kupować i samemu porcjować. Jednak do tego muszę dorosnąć. Dajcie mi czas, a i to ogarniemy.

Należy pamiętać, że BARF to nie same kości, a mięsień i to w sporych ilościach. O ile różnorodność w gatunkach jest, to w mięsach czy kości dostają praktycznie takie same np. serca czy szyjki.

Suplementy
Z supli podaję podstawę, czyli:
- algi morskie
- drożdże browarnicze
- mączka z dzikiej róży
- olej z łososia
i koński płynny preparat na stawy.
Powinnam hemoglobinę, ale najpierw muszę ją kupić, a to nie lada wyzwanie. Kolejnym będzie odpowiednie przygotowanie.
Aaaa no i jak tłuszcz to tylko zwierzęcy w postaci łoju (tego jeszcze nie mieliśmy, ale poluję na gęsi) lub przetopiony jako smalec, co o wiele częściej praktykujemy. I jajka kurze, surowe, w całości wbite, a skorupki wyrzucamy.


Warzywa i owoce
Wiadomo, że to też można lub trzeba podawać. Kiedyś miałam na to mega ciśnienie i odmierzając w kalendarzu dni przygotowywałam papki. Teraz jak mam pod ręką coś, co mogą zjeść to przygotuję. Czasami kupuję mrożonki.
Z warzyw to marchewka, pietruszka, seler, pomidory (mocno dojrzałe!), ogórki, kalafior, brokuł. Staram się podawać surowe, ale jak mam w domu gotowane to nie pogardzę nimi.
Z owoców: jabłka, śliwki, brzoskwinie, gruszki, jeżyny. Czyli to co mamy na naszym przydomowym ogrodzie. Czasem podaję banana, jak mam w domu i tylko jego z jabłkami dodaję do warzyw. Resztę same zjadają na ogrodzie, jak są dojrzałe i pyszne.
Wszystkie warzywa plus jabłka i banany blenderuję tak, aby powstała papka. Do dosmaczania dodaję trochę tłuszczu zwierzęcego, czyli przetopiony smalec lub olej z łososia.


No cóż...
Ale nie jest pięknie i kolorowo.Sonia nie zje dziczyzny no i tej nieszczęsnej wołowiny. Gandi nie lubi kości i bardzo cierpi jak ma zjeść... szyjkę kaczą.Dopiero porąbaną na 3 części  zje. O kościach twardych, gdzie ma wylizać szpik czy stópki świńskie to zapomnij. Zakopie, będzie się walać po kojcu a nie ruszy. Jak jest jakaś kostka spora gabarytowo to też nie zje, Pańcia musi porąbać na małe kawałki. Lub trzymać w ręce, tak to on może jeść. Także opcja wyciszania się i zajęcia sobą przy Gandzi kiepsko wychodzi.


I czasem kupowałam gotowe mrożone BARFy. Gandi je lubił i zawsze zjadał, Suka nie ruszyła ŻADNEGO gotowego jedzenia, mimo że jest baaaaardzo żarta. Nie i koniec.

Tym samym jestem już obeznana, gdzie, co i taniej można dostać. Wszelkie promocje i różności są mi dobrze znane. A jak jest coś tańszego to biorę na zapas spore kilogramy. I nie mam bladego pojęcia dlaczego największe okazje i hity są wtedy kiedy idę pieszo do domu. Tak, taka totalnie obładowana idę całkiem spory kawałek do domu, zziajana i z moim szczęściem w deszczu. I bez najpotrzebniejszych rzeczy dla siebie, bo niestety nie uniosłabym wszystkiego. A jak jadę samochodem to pustki są, albo w takich cenach, że odpuszczam.

Ogólnie mam zasadę, że raczej nie kupuję niczego, co jest droższe niż 10zł/kg. Oczywiście zdarzy mi się kupić np. jakąś część łososia czy innej rybki, ale to jest baaardzo sporadycznie. Wszystko inne kupuję w niższych cenach. Da się? owszem, ale trzeba się sporo naszukać i popytać i polować na okazje.
Przeważnie kupuję w małych sklepach firmowych, gdzie sprzedawane jest jeden czy dwa gatunki mięsa, rzadziej w marketach.

kurze szyjki

poniedziałek, 7 marca 2016

Żywienie - moja ewolucja myślenia

Jak to u każdego z nas, chyba każdy zdobywał wiedzę z czasem. Ja bynajmniej nie urodziłam się z nią w pakiecie. Psy mieliśmy od zawsze, więc etapy karmienia mieliśmy baaardzo zróżnicowane.

Mam tylko nadzieję, że nikomu nie narażę się tym postem, ot moje przemyślenia o tym, jak i czym żywimy psy. Przypominam, że zawsze byliśmy zwykłymi ludźmi i te, nawet 30 lat temu nikt nie wnikał w to co psy jedzą.

1. Jedzenie domowe -gotowane
Aż trudno uwierzyć, ale pierwsze psy, które ja pamiętam żyły ponad 30 lat temu! szmat czasu, branża kynologiczna poszła mocno do przodu. I jak wiadomo, bardzo długo jedzeniem zajmowali się moi rodzice, którzy o psy dbali.
Przede wszystkim psy dostawały codziennie gotowane stópki świńskie wraz z resztkami z obiadu. Czasem to były ziemniaczki, ryż, zupa czy chleb. I koniecznie rosół-galaretka od tych stópek. Psy przez wiele lat były tak żywione, rekordzista przeżył ok. 16 lat w dobrym zdrowiu. Owczarki Niemieckie nie miały problemów z stawami, a weta widziały tylko podczas szczepień, czy chorób złapanych.

Wiele lat później zaczęło się podawać gotowane podroby z ryżem czy makaronem. Czasem dodatkiem była mokra karma z puszki.

 I tak były karmione Barry, Aza, Dżeki, Barry II, Ciapek.

2. Sucha karma, która jest dostępna w marketach.
Marketing robi swoje, nie ma co. Jako młodzieniaszek, o żywieniu wiedziałam tyle co nic, ale jak widziałam w sklepach na półkach różne karmy i ich ceny to byłam pewna, że to musi być dobre. Kupowałam i dawałam psom jako smaczki w szkoleniu, czasem psy dostawały gryzaki. A jak psom smakowało!

Ale bazą nadal było gotowane jedzenie, ale ewoluowało na ryż i makaron plus puszki. Choć nadal stópki były gotowane. Ooo i weszły do diety gotowane ogony wieprzowe.


Eksperymenty z tą karmą miały Barry II i Ciapek i początki Soni u nas.

3. Sucha karma z wyższej półki
 Im bardziej drążyłam temat, tym więcej informacji do mnie docierało. Zaczęłam kupować wielkie worki Brita, na zmianę z Boschem, później był Brit Care, Fitmin i potem różne różniaste. Karmy te były tańsze od tych najdroższych i dzięki czytaniu składów, moja świadomość rosła. W końcu dobrze zbilansowana, wszystko tam jest. Próbowałam trzymać się karm suchych, ale ciągle podawałam dodatkowo mięsko i tak zaczęłam mieszać. Tzn. co któryś posiłek to była sucha karma.Psy ciągle dostawały raz dziennie jeść. I tak co kilka dni, albo gratisowo dawałam suche groszki. Przecież smakowało i psy dobrze wyglądały.
Po paru tygodniach stwierdziłam, że takiego bałaganu w psich brzuszkach robić nie będę i musiałam wybrać, który sposób karmienia mi bardziej odpowiada.
Tak, już zaczęłam wprowadzać surowe jedzonko.



Z tym gotowaniem i przechowywaniem jedzenia to było urwanie rękawa. Pamiętać o wszystkim było czasem nie lada wyzwaniem. Zimą to pół biedy, bo trzymało się w miejscach zimnych i było OK, ale latem było przegwizdane. Koniecznie trzymać żarełko w lodówce w wiadereczkach, za dużo nie można było ugotować, bo nie było miejsca. A ile razy przy wkładaniu czy wyciąganiu jak wiaderko było pełne to mi się wylało, o matko! Goście, wakacje czy natłok zdarzeń, a gotować trzeba było stópki i ogony. Psu smakowało a jakże.


 Tak sobie żyła Soniula z Ciapulcem. I początek mieszkania Gazika u nas. Ten to na początku był tylko na suchej karmie, ale po niecałym miesiącu przerzuciłam go na to samo co pozostała dwójka.

Ale pewnego dnia powiedziałam STOP!
na forach polecali dawać surowe mięsko czy kości do jedzenia. I tu czytałam i czytałam i czytałam i...




4. BARF.
 i wpadłam w temat BARFu. No skoro i tak muszę kupić stópki czy ogony to może tak spróbować podać im surowe? kurze łapki są fajne, żeberka... i tak poleciało. Na początku to wiadomo szłam po omacku i dawałam psu wszystko. Łącznie z tym złym nabiałem. Czasem nadal przemieszałam psom z suchą karmą. Ale czytanie, czytanie i dowiadywanie się i zaczęło się zmienianie planu diety, zwiększanie różnorodności, dodawanie suplementów. I to był strzał w dziesiątkę!

 Sonia i Ciapek, a po miesiącu u nas i Gazik.
No cóż Gandi to ogólnie wesoło miał. Każdy z poprzednich psów, już nawet do nas przyjechał to dostawał gotowane z ryżem jak Ciap czy resztki jak Sonia, ale nauczone były jeść namacalne mięso i kości. Gazik w hodowli był prowadzony na suchej karmie i chciałam go na niej utrzymać. I w całym tym zamieszaniu nie pomyślałam o jednym. Jak 10 tygodniowe dziecię wpadło do domu to pierwsze co zrobił to ukradł Ciapulcowi kawałek żeberka, którego ten nie zjadł. I na drugi dzień była giga sraka. No i przez to był na suchej, dodatkowo jak sobie poradzić z szczeniakiem na BARFie, informacji wtedy tak mało i obaw tak wiele.

Ale po 2-3 tygodniach mieszkania u nas, Gazik dostawał tylko suchą karmę i znowu była sraczka. Chwila pomyślunku, obrad rodzinnych i decyzja, Gandi zacznie jeść surowe, zobaczymy. I jak wtedy dostał mielone mięso, ja drżałam z obaw, że dalej sraczka będzie i na gwałt do weta popędzimy. A tu niespodzianka. Przeszedł gładziutko na BARFa bez problemów, skutków ubocznych. Tak, to była najlepsza moja decyzja.
Owszem robiłam wiele na oko, po omacku, ale jakoś nam się udało.




 I tak, każdy kolejny pies, o ile mu zdrowie pozwoli będzie na surowiźnie ;)


A co z suchą karmą? niestety Ciapek to alergik, często i gęsto się drapie. Nie jestem w stanie mu zapewnić różnorodności gatunkowej. A monodieta w jego przypadku odpada, bo tak załatwiłam go z jagnięciną.


Także to u nas jedyny przypadek suchej karmy.

5. Mokra karma
Zdarzy mi się kupić puszki, jako zapełniacz do KONGa, czy dosmaczenie suchej karmy, czy podczas wyjazdów. Jednak nie występuje to często.

Kiedyś jak Sonia była szczeniakiem i nie miałam w zapasie czegoś do gotowanego makaronu czy ryżu to też dostawała dodatek z puszki.




Jakie jest teraz moje zdanie?
Jeśli pies jest zdrowy, albo jeśli choroba jest do ogarnięcia to jak najbardziej BARF!
A jeśli tak jak u nas, alergia i szaleństwo z częstym zmianą gatunku mięsa i braku jego dostępu to polecam suchą karmę, dobrej, bądź bardzo dobrej jakości. Przede wszystkim z jasnym składem i bez zbóż. A już na pewno, aby na pierwszym miejscu w składzie one nie były.


Mimo pomieszania sposobami karmienia psów to jednak krążyliśmy koło tych bliższemu naturalnemu jedzeniu. W tej sytuacji zawsze przypominają się słowa mojego taty: pies ma czuć, że je i mieć z tego przyjemność, a do tego ma się najeść.
Dlatego to co spotkało Ciapka nas boli, dlatego staram się mu urozmaicać jedzenie gotowanymi/surowymi skrawkami mięs, na które nie jest uczulony. Albo podaję mu mokrą karmę w puszkach.
Czasem podaję psom gotowane mięso jak zostanie nam z obiadu, a staramy się gotować bez chemii, albo mam taki gatunek mięsa, który nie przejdzie im przez gardła. Tak samo jak mam obiekcje przed skrzydełkami z kurczaka. Toteż jak udało mi się je taniej kupić to gotowałam, teraz już mi się nie chce.

Po przeanalizowaniu tematu , tak na chłopski rozum to nie ogarniam jak można karmić suchą karmą psa i tylko tym. Suche kulki, które pęcznieją w brzuchu. I najczęściej ciągle ta sama karma, o tym samym smaku. I bez dodatków i różnorodności. Serioooo? Ja rozumiem, że są różne sytuacje. Wyjazdy są kłopotliwe i w takim przypadku to albo psu podawać puszki, albo przestawić na suchą karmę. Bo ja dwa razy biegałam po sklepach i szukałam żarła dla psa, co było upierdliwe. A na końcu pies się na to wypiął, także ten....
tak samo w przypadku chorób, czy totalnej ignorancji i brak wiedzy i zero widoków na jej poszerzenie np. karmienie samymi kośćmi, bez supli, czy inne różne rzeczy. Wtedy też lepiej podawać suchą karmę. 



Ja wiem, że wsypanie do miski to żaden problem, że dobrze zbilansowane, że smaczne, że wygodne, że nowoczesne itp. Jednak mnie to nie przekonywuje, każdy ma swoje zdania na różny temat.


Suchą karmę psy dostają w ramach smaczków, bo to najłatwiej się przechowuje. I mogę brać kiedy sytuacja tego wymaga, a nie być pod presją. Gotowanie/pieczenie smaczków czy parówek to jest obawa, aby nie spleśniały. A ja wybiórczo z psami ćwiczę, także jak sobie przygotowałam smaczki to było wiadomo, że kilka dni będzie padać. Poważnie, takie mam szczęście.

Moje psy lubią suchą karmę, smakuje im i potrafią ją jeść. Nie ma wybrzydzania, kombinowania a posiłek znika w kilka sekund. Jedynie gorszej jakości jako smaczki nie zdaje egzaminu, bo Gandi potrafi pluć mi podczas ćwiczeń. Ale to na prawdę zdarzyło mi się raz i to karmą dość z niższej półki. Później już każda była jadalna. Czasem mam wrażenie, że Gandi byłby szczęśliwszy na suchej, bo on ma takie zachwiania, że nie lubi kości. Mięsko? o taaaaak, kosteczka? no nie bardzo. Wtedy muszę porąbać mu na mniejsze części, tak było z szyjkami kaczymi czy korpusami. Nie wiem od czego to zależy, bo czasami to zjada z ogromnym smakiem. 

 Choć jak mam kawałki surowego mięska to psiaki muszą bardziej się postarać, aby się najeść.

ahh, ahh a jak słyszę, że pies ma tylko 1700 kubków smakowych i w sumie to mu wszystko jedno co je to już mi wszystko opada. Moim zdaniem psu nie jest wszystko jedno co je. Jednak moje psy BARFa lepiej przyswajają i pozytywnie wpływa na nie w sensie fizycznym jak i psychicznym. Tak samo jak wiem, co pies dostaje do jedzenia, łącznie z suplementami.

Czasami podczas rozmowy wychodzi, czym ludzie karmią psy to mi włosy dęba stają. Gotowane, smażone, pieczone i inne kości od kurczaka, skrawki wędlin, paszę dla świń, czy najróżniejsze rzeczy, które są jadalne dla ludzi. Ale niekoniecznie są one jadalne dla psów i to trzeba mieć na uwadze. Jednocześnie z przerażeniem słuchają co moje psy jedzą.
Nie piętnuję, nie robię afer. Staram się wytłumaczyć, co i jak podawać psu do jedzenia. Namawiam na karmienie naturalnie, jednocześnie wskazuję błędy żywieniowe i ewentualne następstwa. Tylko co ludzie zrobią z tą wiedzą to już ich sprawa. I tylko psów szkoda...

I proszę, nie popełniajcie tego błędu co ja i nie mieszajcie psu wszystkiego, co popadnie. Czyli zdecydować się na jeden rodzaj jedzenia. Wyjdzie mu to tylko na dobre :)
***

A kolejny wpis o żywieniu to będą o upodobaniach i innych naszych problemach żywieniowych, coby nie było, że BARF to takie łatwe i tanie jedzonko dla psa ;)