piątek, 20 marca 2015

Najtrudniejsze w szkoleniu.

No właśnie, co jest najtrudniejszego w szkoleniu?

Łatwa jest praca z szczeniakiem, który ma dobre popędy i socjal.

Trudne jest porozumienie z psem dorosłym, z nawykami. Znalezienie klucza do niego, dobra motywacja, aby pies miał fajny kontakt z przewodnikiem i żeby praca z człowiekiem sprawiała mu radość.
Aby pies zrobił wszystko dla kromki chleba czy groszka suchej karmy... aby chciał się bawić zawsze i każdą zabawką.
Trudne jest także niezłoszczenie się na psa. Czasami nauczenie jednej pierdołki, która jest łatwa a nam nie wychodzi.Czy mamy duże oczekiwania, a nie robimy kroku do przodu. Chcemy dużo a pies nie nadąża i nie ogarnia.
To jest trudne... takie zgranie się z psem...
... ale najtrudniejsze to...
zakończenie treningu w odpowiednim momencie. I nie, nie chodzi mi o moment, kiedy pies już nie ma siły i jest wybiegany. To kiedy?
Otóż jeśli pracujemy nad czymś długo, po wielu próbach, w końcu się udaje i jesteśmy szczęśliwi to właśnie wtedy, kiedy pies się rozkręcił i nakręcił na piłkę, jest w największej fazie pobudzenia to wtedy. Kiedy wykonał jakieś zadanie idealnie to wtedy. Zakończyć pracę, kiedy pies ma satysfakcję z dobrze wykonanej roboty, sowicie nagrodzony.

Trening powinien trwać krótko i kończyć się zanim pies się znudzi, spadną mu chęci, zmęczy się. Dla mnie najtrudniejsze to właśnie wyważenie w czasie. Zwłaszcza jak malutkimi kroczkami idziemy do przodu, pies robi postępy, nawet te najdrobniejsze, a człowiek z tego się cieszy i co robi? a zróbmy to jeszcze raz, no przecież przed chwilą tak pięknie coś nam wyszło. Oj gorzej coś zrobił, ale to co, zaraz na pewno będzie idealnie... to jeszcze raz. I to w moim przypadku jest błędne koło. Bo to, że raz coś wyszło na fajnym nakręceniu, nie znaczy, ze drugi raz i to po razie też się uda i to w takim stopniu. Jak coś nie wychodzi zaczynamy się frustrować i pies odbiera te emocje i zamiast iść w coraz lepszym kierunku, cofamy się. I jak zakończyć sesję z uczuciem niepowodzenia? Przy czym pies zaczyna się męczyć, spada koncentracja, dokładność i wychodzi zamiast ogromny sukces i krok milowy to porażka i uczucie totalnej beznadziei.

To jeszcze raz, co robimy? cieszymy się z każdych postępów i monitorujemy czas sesji treningowych. I kończymy w momencie, w którym najtrudniej tego dokonać.
I żeby nie było ja też naginam tą granicę i bardzo często tego żałuję, ale pokusa jest taka wielka. No, ale praca z psem polega przede wszystkim na pracy nad sobą. Życzę wszystkim tak silnej woli, że powie koniec w stosownym momencie.

I zasłużony odpoczynek i pełen relaks!

2 komentarze:

  1. Przez jakiś czas zapomniałam o tej zasadzie i było kilka zupełnie nieudanych sesji. Teraz trzymam się krótkiego czasu i kończenia w najlepszym momencie, opłaca się :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zawsze muszę przegiąć i zamiast skończyć na "jakimądryzCiebiepiesekkochamnajbardziejnaświeciesuperCiidzie", to muszę pójść krok dalej i kończymy na kolejnej porażce... Chociaż ostatnio udaje mi się w odpowiednim momencie skończyć sesję i jednak jest radocha.

    OdpowiedzUsuń