wtorek, 21 lipca 2015

Ludzki strach a pies

Ostatnio byłam z Gandim u weta na szczepieniu. Jak się można spodziewać kolorowo nie było, a jakże.

Wspominając fakt, że wiele raz spotkała go tam niemiła sytuacja. Począwszy, że odwiedzamy weta jak coś go boli, a potrafi sobie dość często zrobić kuku, poprzez szczepienia a kończąc na dodatkowych atrakcjach jak walnięcie całym ciałem w metalową szafkę. I co z tego, że od małego miał wyrabiane dobre skojarzenia, skoro i tak już nie lubi tego miejsca...
Moje psy zawsze chodzą do weta w kagańcu.
Dodatkowo skubany doskonale wyczuwa to, że ktoś się go boi. Doskonale. I tak przy zastrzyku odszczeknął się wetce, a ona jeszcze bardziej się wystraszyła. Jak go Pan wet wziął to z pokorą dał się zaszczepić. Na koniec wizyty Pani dotknęła JEGO najcenniejszej rzeczy na świecie, jego JAJEK! I zbój znowu nakrzyczał na nią.

Ehh nie mam łatwo z tym dziadem, nie mam...
Podchodził nawet po mizianki do weta. Niestety widać było po nim, jak duży odczuwa stres, bo strasznie  dyszy i ziaje, mega się ślini i z miejsca zaczyna się sypać sierść z niego. Ale na szczęście wchodzi bez problemu do gabinetu, zjada smaki, dość słucha. Czyli nie jest na jakieś orbicie, nie zatraca się w strachu, a jedynie odczuwa dyskomfort. Tak, to jest jakieś pocieszenie.

Aby jednak cała wizyta nie była taka okropna, jaśnie Panicz dostał duuużo rybnych smaczków, a całą drogę do domu miał w psyku piłeczkę.




I zdradzimy rąbek tajemnicy... zamówiłam całej trójcy nowe obroże!

16 komentarzy:

  1. Giff u weta znosi jajko ze strachu , plusem jest tylko fakt że rzadko do weta chodzimy i nie przeżywa takich stresów często .
    A swoich jajek nie pilnuje bo już je stracił :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My teraz płacimy za kontuzje w młodości.
      Mam takie chwile, że wolałabym aby też je stracił :P na szczęście są to krótkie chwile i szybko mijają :D

      Usuń
  2. Wiesz, znam psa u którego wykonanie szczepienia czy czegokolwiek nie jest możliwe. Nawet nie jest możliwe założenie kagańca. Ostatnia próba szczepień skończyła się sporym pogryzieniem weterynarza i koleżanka musiała przez kilka tygodni co jakiś czas przychodzić z psem się pokazać i otrzymywać podpis, bo pies nie był szczepiony więc generalnie mógł mieć wściekliznę.. Ona mówi, że jeśli pies zachoruje, już nie będzie można mu pomóc bo nikt do niego nie dojdzie. W domu pies nie sprawia większych problemów, jedynie czasami broni kiedy ktoś w zabawie popchnie kogoś.
    U nas wizyta u weterynarza to zawsze wielka radość, w końcu ktoś pogłaszcze ;). Często jest tak, że po wyjściu od weterynarza kiedy wizyta była zbyt krótka, pies robi stop przed wejściem i nie chce wracać do domu. Nie przypominam sobie żadnych problemowych sytuacji poza jedną. Nie noszę ze sobą kagańca do weta, więc postanowił zawiązać pyszczek mojemu psu gumowym sznurkiem, co zwykle stosuje się w takich sytuacjach. Było to pierwszy raz, kiedy ktoś bał się że Emet go ugryzie. Miał mieć zdejmowany wenflon na przedniej łapce, więc do pyska blisko. Emet w odpowiedzi na zawiązanie pyska zaczął wierzgać jak koń, pięknie zdobiąc ściany krwią. Przy tym nie warknął ani razu, ale dał do zrozumienia że on się tak nie da :D.
    Do weterynarza chodzimy nawet razem z kotem, jeśli jest taka potrzeba. Robi to wrażenie, kiedy w poczekalni mała na nim siedzi lub leży na moich kolanach, a Emet płacze że chce też na kolanka :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tfu, tfu u nas nie jest tak źle i mam nadzieję, że z nami będzie tylko lepiej a nie gorzej. Moje psy do weta zawsze chodzą w kagańcu, bo jednak nie same przyjemności tam się odbywają to po pierwsze, a po drugie nasza wetka boi się psów.
      Swoją drogą to ja chodzę przed końcem terminu i to jest chyba lepsze wyjście. Gandi, gdyby nie kozaczenie do psów to byłby psem bezproblemowym. Wiadomo, czasem mu coś odbije, ale nie są to poważne problemy. Jednocześnie wiem, że w razie bólu, obcą osobę może ugryźć. U weta ja mogę mu wszystko zrobić, łącznie z dotknięciem poważnej rany i jej rozchylenie, aby wet mógł zobaczyć. ALE wet od łapek swoje łapki ma trzymać z daleka, no i te jajka.
      On nawet nie warczy tylko odszczekuje się. W sumie to to zaraz poprawię.

      Może trochę go wytłumaczę, bo on miał młodzieńcze zapalenie kości, naderwany pazur, stłuczone żebra i dziurę w palcu. Musiał być badany i przyjmować zastrzyki. Przy czym nieumiejętne obejście się z nim skończyło się przewrócenie na metalową szafkę, przytrzymywanie na chama i inne ciekawe atrakcje zanim ja zareagowałam.
      A wetka boi się go jak tylko skończył 6 miesięcy, bo jest duży i to Owczar. Przy wecie jest grzeczny.
      Dlatego podejrzewam, że to jest kulminacja. Sonia i Ciap nie mają takich problemów.
      Jednocześnie wiem, że to jest moja porażka, mimo socjalu, czasu poświęconego w gabinecie itp. :(

      A na kolanka to on też chce i to bardzo! :D

      Usuń
  3. Terror bardzo lubi wizyty u weta, dlatego że zawsze jest wymiziany i wykochany :-) A dodatkowo zawsze spotykamy jakieś pieski, których mu na codzień brakuje więc to nie lada atrakcja :)
    Za to nie lubi przytrzymywania do zastrzyków tzn takiego mocnego objęcia/ uścisku - nasze panie już dobrze o tym wiedzą i wiedzą też, że Terror nie ruszy się gdy nie będzie w ogóle trzymany do zastrzyku, za to jak jedna pani nie wiedziała i kazała mi tak zrobić (pomimo moich uprzedzeń) to wierzgał wyrywał się i piszczał, wystarczyło, że zwolniłam uścisk i znów stał spokojnie :D
    Pozdrowienia!
    K&T
    jackterror.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawie też macie. Ja trzymam tylko za obrożę. Ewentualnie Ciap potrzebuje większego wsparcia, bo on baaardzo cierpi przy zastrzykach.
      U nas wyprawa do weta jest fajna, bo jedziemy samochodem, pies dostaje super piłkę ze sobą i jest taaakie dobre żarełko. Wchodzenie do gabinetu też spoko, bo oprócz widocznego stresu to chodzi i zwiedza gabinet. Tylko ten zastrzyk, no!
      Choć raz tak napiął mięśnie, że wetka nie potrafiła się wbić igłą.

      Inne pieski i zwierzątka nie robią wrażenia na moich, przede wszystkim nie w celach towarzyskich :)

      Usuń
  4. "Biedne psy" , gdy ja zawsze wchodzę ze swoją do gabinetu patrzy na mnie wzrokiem typu "za co mnie tu przyprowadziłaś" szkoda, że nie da się wytłumaczyć, że to wszystko dla ich dobra ;-)
    Shusha Schroniskowy Spaniel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihihi a to u mnie jest tylko rozpacz przy zastrzyku. Na szczęście ;)

      Usuń
  5. A u nas jest wręcz przeciwnie, choć też to czasem jest męczące. Fado od szczeniaka nie miał problemów z wizytami u weterynarza. Od małego wiedział jak sobie przekabacić panią weterynarz i każda wizyta zaczynała się duuuużo głaskania i kończyła również tak samo. Fado jest na tyle odporny na 'ból' że nie czuje igły. Gdy tylko jesteśmy przed gabinetem rusza szalenie do środka i wita się z każdym. Ludzie którzy są w poczekalni z psami które smyczą poobwijały wszystkie krzesła patrzą na nas dziwnie.

    Pozdrawiamy Wiktoria&Fado
    Zapraszamy do nas: KLIK

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zazdroszczę takiej reakcji i takich wetów :)
      Pozdrawiamy

      Usuń
  6. U nas w sierpniu szczepienie, zbliża się wielkimi krokami. Pierwsza wizyta u weta (nie licząc tych szczenięcych, zanim stała się straszną bestią ). Po tabletki na odrobaczanie chodzę sama :) Pewnie też pójdziemy w kagańcu. U nas w klinice są sami panowie, więc mam nadzieję że potwór nie wywoła zbyt płochliwej reakcji, ale różnie to bywa. Powoli zaczynam się bać. Skąd macie obróżki? Czekamy na recenzję :)
    Pozdrawiamy
    http://niszczycielsko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jak nie muszę brać psa to wolę szybko samochodem i to przy okazji podskoczyć. Co też pewnie jest błędem, bo taka wizyta na luzie może trochę pomogłaby nam...
      E tam, jak ktoś się Gandzi nie boi to nie ma problemu. No to wywnioskowałam z ostatniej wizyty...
      Kudłaty art, ahh już nie mogę się doczekać :) Na pewno się pochwalimy.
      Pozdrawiamy

      Usuń
  7. Mój nigdy nie warknął/ugryzł/szczeknął na weta. Zawsze jest tam sparaliżowany i boi się ruszyć ; )
    My na szczęście chodzimy rzadko. W pierwszym roku życia bardzo często, teraz tylko szczepienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gandzik pod tym względem to trochę taki wojownik, w kaszę dmuchać sobie nie da. Całe szczęście, ze nie jest tak rozpieszczony jak Ciapek, mam wrażenie, że nie miałabym z nim tak łatwo w życiu codziennym...
      My TFU, TFU ostatnio też. I oby tak zostało.

      Usuń
  8. Plu zawsze blokuje się przed wejściem do weta, na szczęście to "tylko" 14kg i mogę go wnieść ;D

    Pozdrawiamy
    http://plutoifigaro.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha ja z 35kg tak łatwo nie miałabym... Choć podnieść to go podniosę, ale zestresowanego i strajkującego to nie ma opcji :D

      Usuń