czwartek, 13 listopada 2014

Tak zwyczajnie...

A u nas trochę prywaty.
Założyłam tego bloga także po to, aby pisać o wszystkim, naszych problemach, wzlotach i upadkach, o ciekawych zachowaniach mojego stada.


Ostatnio na tapecie jest Gandzik i jego świrowanie.Oczywiście pozostała dwójka też coś ma za uszami.

Jego najnowszy numer, mój tatuś wsadził nowe drzewko, a ten je uznał, że to taaaki super kijek jest. Choć najpierw walnął w nie całą siłą, jak z Sonią biegał. Tudzież kradnie Sonii piłkę, przynosi mi i leci po swoją i tą mi też przynosi. Przecież piłka sama sobie leżeć nie może. Ciapkowi też kradnie, ale wie, że Ciapulca wtedy szlag trafia. W sumie Soniula też jest zła.
Tak samo, jak mają fazę na jednego psa sąsiadki. Soniula pierwsza leci, aby burdy narobić. I tak też wczoraj poleciała, pod płotem aby szczekać musiała zabawkę wypuścić z pyska. Gandzia wykorzystał okazję i się poczęstował. Suka od razu zobaczyła i już ją wróg nr 1 nie interesował, teraz musiała odzyskać swoją najdroższą własność. I tan G. biegł teatralnym krokiem, pokazując, ze ma w pysku zabawkę Soniuli, a ta chodziła za nim krok w krok, czekając na jego najmniejszy błąd. Sytuację zakończyłam ja, odbierając zdobycz od niego, parę razy mu rzuciłam i dałam damie.
Dlaczego jeszcze parę razy mu rzuciłam, mimo że ta zabawka (dokładnie zielony kong) nie należała do niego? aby wiedział, że jak mi coś oddaje, to to nie przepada. Aby też miał możliwość zabawy. Choć zaskoczył mnie, bo zawsze myślałam, że uwielbia piszczałki. A tu przynosił, ale większy szał był, jak już dostał tą swoją naaaaj piłeczkę, na sznurku rzecz jasna.


I pozostając w temacie piszczałek to Gandzia robi za nią..bo szedł sobie koło naszego domu sznaucerek, a że moje psy tej rasy wybitnie nie lubią to chwyciłam pierwszego lepszego psa, coby nie było burdy. I jak to piszczało, że on za piesełem biec i oszczekać nie może, a Soniula tak. Nawet w siadzie duupkę maksymalnie nie opuścił. No ale trochę posłuszeństwa i móżdżek wrócił...
No to wzięłam poczwareczki dupeczki na spacerrrosa. I ledwo wyszliśmy za ogródek i na placu koło nas grali w piłkę. Ledwo tą piłkę było widać, a jak to się rozjojczyło. Trzymałam go krótko i tak tęsknie patrzył za nią, ojojoj, dopiero jak przeszliśmy to szedł normalnie, a jeszcze się oglądał. I dzieci wołały moje pieski i dupki się cieszyły, ale jedno moje słowo i koło mnie pięknie maszerowały. Dla takich chwil warto wylać morze łez, wzięcie się w garść i ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć z psami.


W poniedziałek Gandziocha zgubił piłkę na ogrodzie, było ciemno i nie znalazł jej szybko, no to odpuściłam. Z okazji święta, miałam dzień wolny to naładowałam w nerkę smaczki i siuuu na pole. Najpierw szukanko zaginionej piłki, znalazł, przyniósł, schowałam i chciałam przestawić go na posłuszeństwo. Ale jak wykonywał dobrze zadanie to słowo "dobrze" i już psa nie było, bo leciał szukać piłki, nie chciał smaczków.  Cóż mi zostało, to tak schować piłkę, że sznurek wystawał i dopiero zakumał, że nagrodą jest żarełko, a nie szukanie. Na końcu oczywiście musiała być zabawka. Ale jak on przemierzał to pole, no bardzo mi się podobało...

Dzisiaj też było ciekawie. każdy pies miał swoją zabawkę. Ale jak dwa Owczary uparły się na jedną to druga została mi w ręce. Sonia z Gandzią popędziły po piłkę. Oczywiście Sonia zgarnęła łup, a Gandzik z "rozpaczy" chwycił drewnianego kija i mi go przyniósł. Pierwszy raz Gandzik na dworze sam z siebie wziął coś innego niż zabawkę i mi to przyniósł.
Ciapkowi nic nie przeszkodzi jak ma piłkę, nawet źdźbło trawy w oku. Nawet spokojnie tego wyciągnąć nie mogłam, bo przecież on nie ma czasu, bo piłka, piłka, piłka.

A teraz baaardzo stary filmik, ale to tak u nas wygląda spędzanie wolnego czasu. Zapraszamy do oglądania.



i tak w temacie piłeczek, dwa baaardzo stare filmiki, ale jakoś taki sentyment mam do nich...



co nieco się powtarza z powyższego filmiku w tym, ale nie wszystko...


8 komentarzy:

  1. Gandzik ostatnio szaleje :D
    Miczkens też może mieć w oku kawałek belki, ale jak biega za piłką to nic jej nie przeszkadza :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On ciągle szaleje, od pierwszych dni u nas. Ale wreszcie zaczęłam o tym pisać, bo pamięć człowieka bardzo ulotna jest...
      O właśnie to to to, ale w domu prószko do oczka wpadnie i normalnie rozpacz i wielka choroba :D

      Usuń
  2. Ahh z tyloma psami to musi być wesoło! :D
    A macie jakiś ogród czy musisz normalnie wychodzić z trójką na spacery? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest wesoło, choć problemy też się przy tym mnożą. Jednak o wiele więcej jest pozytywnych rzeczy :)
      Mamy podwórko, choć teraz ewoluowało i się zmniejszyło, ale za to mamy duży ogród. Na spacery staram się dość często wychodzić, ale ostatnio nie chodzimy codziennie. W pola chodzimy stadem lub w duetach. Na spacery po mieście, socjalizacja itp to chodzą osobno. I tak czasem krótki wieczorny spacer trwa do 2h, bo każdego choć na chwilę chcę wziąć, coś poćwiczyć.
      Pozdrawiamy

      Usuń
  3. My mieliśmy kilka piszczałek, ale zrezygnowaliśmy. Nie chcę ryzykować ciąży urojonej.

    Ogólnie z psami jest wesoło, ale strasznie dużo roboty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze słyszę, aby piszczałka mogła powodować ciążę urojoną. Jak już to wszystkie zabawki mogą ją spowodować, jak podczas cieczki będzie dostawać na własność i je niańczyć. Jeśli jej nie ma i nie jest krótko po niej to piszczałki nic nie zrobią. Ważne, aby podczas cieczki zmniejszyć komfort życia i wtedy nie dzieciaki będą jej w głowie.

      Choć wg szkoleniowców to piszczałki źle mogą wpływać na kontakty między psami. Co je odwrażliwia na piszczenie pobratymca, podczas zrobienia mu krzywdy. Ale moja Soniula wychowała się na piszczałkach, a jak Gandzik zapiszczał to od razu zareagowała. Tak samo jak natychmiastowo reaguje gdy usłyszy skowyt, skomlenie psa.Biegnie, sprawdza i jest zaniepokojona. Na pewno nie przechodzi obojętnie czy dalej gryzie.

      Oj tak, dużo roboty, duże koszty, dużo obowiązku. Mimo to i tak jest fajnie.

      Usuń
    2. Różne źródła prawią inaczej. Podobnie jest z miskami na podwyższeniach - jedne dane informują, że takie miski zwiększają ryzyko skrętu żołądka, a inne wręcz przeciwnie. Ja wolę dmuchać na zimne i piszczałek nie stosujemy. Misek na podwyższeniu też nie ;)

      Usuń
    3. U mnie to tylko Sonia ma piszczałki, bo od początku była do nich nauczona. Choć mam wrażenie, że odchodzimy już od nich, bo właśnie ostatnią sama popsuła i jakoś chętniej szaleje jak nie piszczy. My oczywiście też nie stosujemy misek na podwyższeniu.

      Usuń